Jest chłodny listopadowy wieczór. Dzień Wszystkich Świętych. Przemierzam aleje cmentarza Jeruzalem. Płoną znicze, gdzieniegdzie przechodzą zamyśleni ludzie. Cmentarz wymiera. Żywi idą do domu…
Zaraza wybrała się do Damaszku i właśnie przemknęła obok karawany wodza na pustyni.
– Dokąd pędzisz? – zapytał wódz.
– Do Damaszku – odpowiedziała Zaraza, mam zamiar zabrać tysiąc istnień – dodała.
W drodze powrotnej z Damaszku Zaraza znowu spotkała karawanę. Wódz powiedział:
– Zabrałaś pięćdziesiąt tysięcy istnień, a nie tysiąc.
– Nie – rzekła Zaraza. – Ja wzięłam tysiąc. To strach zabrał resztę.
Jest chłodny listopadowy wieczór. Dzień Wszystkich Świętych. Przemierzam aleje cmentarza Jeruzalem. Płoną znicze, gdzieniegdzie przechodzą zamyśleni ludzie. Cmentarz wymiera. Żywi idą do domu.
Spotkaliśmy się ze znajomymi, zapaliliśmy świece, powspominaliśmy stare, dobre czasy. Ktoś zmówił modlitwę, ktoś otarł łzę ktoś zapalił papierosa. Kiedyś usłyszałem słowa: „To oni, ci na cmentarzu żyją, wy umieracie”. Oczywiście przenośnia, metafora, a jednak coś w tym jest. Paraliżuje nas w życiu strach przed utratą pracy, odejściem ukochanej, chorobą, strach przed mężem pijakiem, synem rozbójnikiem. Boimy się o dzieci, o rodziców. Boimy się pędzących motocykli, lotu samolotem. Boimy się, że nasze dziecko sięgnie po narkotyki. Radni boją się reagować, kiedy widzą złe uchwały, boi się prezydent. Strach zabiera mowę, rozum, jest sprawcą nieszczęść naszych i innych.
Przemierzam aleje cmentarza wspominam tych, którzy w tym roku odeszli. Tych, którzy już się nie boją. Czy czuli strach? Pewnie w jakiś sposób tak. Ale już się nie boją. Są szczęśliwi. Antek Kucznierz gra na klawiszach, Jaśko Szymków porywa zastępy anielskie, Zyhdi Çakolli maluje z góry ziemię, Jan Darowski pisze o ukochanym Brzeziu, a Ireneusz Borkowski pilnuje, aby Rafamet był już zawsze na prostej. Rysiek Czech którego góry powaliły zawałem, kieruje pociągi nadziei na ziemie.
Ilu ich jeszcze odeszło, ilu tak bliskim naszemu sercu. Ale oni już się nie boją. Jak ktoś powiedział „Oni żyją, a my umieramy…”.
Uroczystość Wszystkich Świętych, to nie dzień opłakiwania zmarłych. To dzień chrześcijańskiej radości. Przemierzam wczorajsze ścieżki raz jeszcze tu, na Jeruzalem, 2 listopada w Dzień Zaduszny, Dzień Zmarłych. Zimny wiatr smaga mnie po twarzy. Liście opadające z drzew wdeptuję w ziemię, nieświadomie z innymi spacerującymi. Te zużyte liście, użyźnią ziemię. A ta da nowe życie.
Bo śmierć jest początkiem. I w to wierzę, chociaż czasem się lękam.
Ryszard Frączek
artykuł smutny i zawsze po przeczytaniu takich wpadam w depresję, ale nastepnego dnia wiem po co żyję i dla kogo po stracie ukochanej osoby, 🙁
Memento mori , to zawołanie osób, które same skazały się na egzystencję klasztorną, proponuję stosowanie maksymy starożytnych – Carpe diem , korzystaj z dnia /czyt.chwili/ A śmierć jest n a t u r a l n ą koleją losu człowieka , należy przyjąc to do wiadomości i….oswoić się z tym zjawiskiem! Tylko hedoniści potrafią ,,pchać,, świat do przodu!
Frączek nie byłby sobą gdyby nawet w takie refleksyjne rozwazania nie wplątał polityki.
Jeden z greckich filozofów powiedział kiedyś, że śmierci nie należy się bać, bo gdy my żyjemy, to jej nie ma, a kiedy ona przychodzi, to nie ma już nas…
Prawdziwy Chrześcijanin jest zawsze przygotowany na śmierć. Czego ty się Rysiu boisz ?
Dbaj o swoje zdrowie, nie szargaj nerwów przerostem ambicji i jak Bóg da jeszcze pożyjesz.
czytajac i słuchajac tej refleksji odnoszę wrazenie jak by jej autor chciał sie pożegnać z tym ziemskim padołem. Wieciej optymizmu przyjacielu. Zycie jest wspaniałe !!!! Smutasy żyją o wiele krócej.
Robienie z dnia zmarłych autoreklamy jest po prostu chamstwem !!!!!!
Już czekamy na ciebie w piekle!
refleksji nad sensem i celem życia nigdy nie jest za mało, tekst krótki daje dużo do myślenia
Chyba nikt nie ma wątpliwości, iż refleksje przedstawione w tekście są słuszne. Ale człowiek który je napisał jest niewiarygodny i hipokrytą.
N ie zapominajmy, iż Rysiek ma rację. Przecież On ukończył studia – teologię moralną – w Opolu , zaocznie.