Sezon wędrówkowy w pełni i po raz kolejny harcerze ZHR wyruszyli na szlak. Wyprawa ta miała na celu ponowne rozpoczęcie działania 1 Raciborskiej Drużyny Harcerzy Karacena im. króla Jana III Sobieskiego.
Chętni do drużyny mieli do wykonania przed wyjazdem szereg zadań. Jednymi z nich było samodzielne wykonanie pochodni, rozszyfrowanie hasła umożliwiającego kontakt z informatorem oraz za pomocą jego wskazówek odnalezienie "skarbu" ukrytego gdzieś w Raciborzu. W sumie w wędrówce udział wzięło 10 harcerzy, którzy swoją przygodę rozpoczęli od marszu z Wilkowic-Bystrej do ziemianki ukrytej na zboczach Klimczoka, w której mieli nocować. Z powodu późnej godziny przyjazdu i długiej drogi na szlaku zastał ich zmrok i nie pozostało nic innego jak przy pomocy latarek starać się odnaleźć wśród ciemności ukrytą ścieżkę. W nocy wszystko wygląda podobnie, a przez rok czasu pamięć stała się zawodna. Po dwóch godzinach poszukiwań przez najwytrwalszą ekipę zwiadowczą udało się odnaleźć ziemiankę i po rozpaleniu ogniska w kominku spożyć ciepłą kolację. To była noc pełna wrażeń i satysfakcji z uporu i wytrwałości.
W sobotę po apelu nadszedł czas na zdobycie szczytu Klimczoka i Szyndzielni. Po trudach dnia poprzedniego kontuzjowane trzy osoby pozostały w ziemiance pilnując plecaków oraz dokonując reperacji schronienia, a pozostała siódemka ruszyła na szlak. Pogoda dopisała i podczas wędrówki można było spotkać wielu turystów. W czasie drogi niektóre osoby dostawały mapę i zadanie prowadzenia drużyny wyznaczoną trasą. Po odpoczynku w schronisku oraz podziwianiu widoków ze szczytu Klimczoka harcerze ruszyli okrężną drogą przez Szyndzielnię i Bystrą do swojej "bazy".
Podczas powrotu przydarzyła się kolejna ciekawa historia. Przed miejscem gdzie ścieżka prowadząca do ziemianki zbaczała ze szlaku wędrowcy napotkali parę staruszków. Druh Jerzy Janiczko pierwszy zauważył, że potrzebują oni pomocy i podbiegł jej udzielić. Wyszło na jaw, iż starsi Państwo zgubili się i nie wiedzą gdzie są, dodatkowo ponad osiemdziesięcioletni Pan doznał wcześniej podczas upadku kontuzji i nie był w stanie bez pomocy poruszać się dalej. Po szybkim wywiadzie okazało się, że to małżeństwo z Tarnowskich Gór, które postanowiło wybrać się z Klimczoka do znajomej w okolicach Mesznej. Para nie posiadała sprawnego telefonu, numeru do koleżanki i mapy. Licząc na życzliwość i pomoc okolicznych mieszkańców oraz z racji tego, że do domostw nie było daleko zapadła decyzja o sprowadzeniu samochodu do najbliższej drogi. Druh Bartosz Ziętak ruszył do Mesznej z zadaniem poproszenia któregoś z mieszkańców o pomoc. Druh Jerzy dosłownie wziął na swoje barki zadanie sprowadzenia starszego Pana na dół do drogi, a drużynowy po odesłaniu reszty drużyny do ziemianki zapewniał łączność między członkami "ekipy ratunkowej". Na rozstaju dróżek poniżej zbocza druh Dawid spotkał jednego z mieszkańców czekającego na poszkodowanych, a po chwili dołączyli do nich druh Jerzy i poszkodowani. Okazało się, że mieszkaniec sam nie dysponował samochodem i odesłał druha Bartka do swojej sąsiadki, która akurat była w domu w czasie kiedy reszta mieszkańców pojechała na mszę. Po kontakcie telefonicznym wszyscy udali się do miejsca spotkania na najbliższej drodze gruntowej, gdzie starsi Państwo wsiedli do samochodu i odjechali. Właśnie wtedy zaczął padać deszcz, a zmęczeni "ratownicy" rozpoczęli się wspinać po zboczu do "bazy". Bardzo budująca i ciesząca jest chęć mieszkańców Mesznej do udzielania pomocy. Kobieta, która zdecydowała się zawieźć poszkodowanych do ich znajomej, pozostawiła nawet swoje małe dziecko i matkę same w domu. Mamy nadzieję, że wszyscy dotarli szczęśliwie do celu i historia zakończyła się dobrze.
Wszyscy spędzili wieczór na przygotowywaniu ciepłego posiłku, parzeniu herbaty i pieczeniu na patyku tzw. "gadów" (ciasto z mąki, wody i soli). W odwiedziny przybył także Komendant Górnośląskiej Chorągwi Harcerzy, który korzystając z okazji wręczył patenty pozytywnego ukończenia kursu zastępowych. Wszyscy harcerze byli bardzo zmęczeni i szybko pozasypiali, ale nie był to koniec przygód. Późno w nocy rozległ się alarm mundurowy i wraz ze swoją pochodnią należało się stawić na zbiórce. Po ich rozpaleniu harcerze kolejno udawali się na polanę, gdzie pod masztem z flagą Polski odbyło się przyjęcie do drużyny i przyznanie jej barw. Wschód słońca przywitał harcerzy już wraz z ich nowymi zielonymi chustami na mundurach.
Wędrówka zakończyła się powrotem w deszczu do Bielska Białej, gdzie wszyscy uczestniczyli we Mszy Świętej i następnie wrócili pociągiem do Raciborza. Podsumowując wędrówka była pełna wrażeń już od pierwszego dnia i tak zostało do końca. Harcerze wykazali się samodzielnością, dyscypliną, zdobyli nowe sprawności i otworzyli nowe stopnie. Jeśli ktoś chce doświadczyć podobnej przygody i stać się członkiem 1RDH-y to prosimy o kontakt: [email protected]. Wymagania to wiek powyżej 14 lat, posiadanie ekwipunku biwakowego, chęć do podejmowania wyzwań i samodzielność.
D.T.