Środa w siedzibie Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej była okazją do tego by poznać historię życia Miry Stanisławskiej – Meysztowicz, która przybyłym pokazała Australię od strony pięknych wschodów słońca, życia Aborygenów, własnego życia, po piękny zachód słońca.
Wspaniałe krajobrazy, ciepły klimat, farmy – to tylko mała część zamieszkałej także przez autochtonów Australii. – Mówią na mnie biała Aborygenka – przyznaje autorka wykładu. – Aborygen w domu się dusi, potrzebuje wielkiej przestrzeni. W jego domu mieszka jego pies, on sam zaś mieszka przed domem. Również Pani Mira nie może znaleźć sobie swojego miejsca, bo ciągle ciągnie ją w świat, by poznawać i uczyć się. Na codzień mieszka w Australii, w mieście Mailbourn. Co roku szuka nowych miejsc na swoim ukochanym kontynencie. Uwielbia podróże, poznawać nowych ludzi, zawierać nowe znajomości. – Ja tak jak mały parowozik, jeżdżę po całym świecie – mówi. Opowiadała o kulturze tubylców, o ich spokojnym życiu z dnia na dzień.
– Aborygen nigdzie się nie spieszy, nie goni za lepszym bytem, cieszy się jedynie tym co ma. Oni potrzebują do życia jedzenia (ryb) niczego więcej – wyznaje. Żyją blisko z przyrodą, nie cenią sobie rzeczy materialnych, nie potrzebują domów, a ich wymagania są wręcz minimalne. Wiele można się od nich nauczyć. My – Europejczycy dawno zapomnieliśmy co to spokój i harmonia. Rozmowa z Panią Mirą uświadomiła wszystkim, że życie jest tylko jedno, a czasu żeby je spożytkować coraz mniej. Pani Mira to nie tylko Australijka, to także kobieta działająca aktywnie w Polsce i chroniąca nasze środowisko. Wróciła do swojego ojczystego kraju, aby pomóc chronić naszą własną przyrodę. Jest w Polsce po to, by uzmysłowić nam w myśl zasady Aborygenów, że życie blisko natury daje szczęście.
/jp/