W odróżnieniu od zeszłorocznych wyborów, kiedy to dochodziło do dantejskich scen, a mordobicie wisiało na włosku, końcówka kampanii wyborczej do parlamentu była wręcz nudna. Kto chciał się powiesić, zrobił to wcześniej.
Jak się okazuje, wybory parlamentarne nie budzą w lokalnej społeczności aż takich emocji jak wybory do samorządu. Rok temu, kiedy to wybieraliśmy reprezentantów lokalnych władz, pod słupami ogłoszeniowymi było gwarno jak w ulu. Przedstawiciele poszczególnych komitetów z plakatami przedstawiającymi fizjonomie ich kandydatów oraz namoczonymi w kleju pędzlami czekali tylko na wybicie północy, by wraz z rozpoczęciem ciszy wyborczej zalepić plakaty swoich kontrkandydatów – kto zdąży, tego kandydat będzie się uśmiechał ze słupa do wyborców przez te 30 godzin pozostających do wyborów. Były i sytuacje, podczas których mało co nie doszło do rękoczynów, i nawet obecność przedstawiciela mediów nie powstrzymywała przed pyskówkami. Ba, osoby które znamy z życia publicznego – wśród nich kilka takich którzy do władz samorządowych się dostali – osobiście doglądali końcówki kampanii wyborczej pod słupami, kontrolując czy są dostatecznie promowani, nie unikając przy tym utarczek słownych z przeciwnikami.
Jakże nudnie w porównaniu z zeszłym rokiem wyglądała przypadająca dziś końcówka wyborów parlamentarnych. Pierwszy słup przy Słowackiego – martwa cisza. Drugi na Pracy – spokój. Następny, przy wylocie Lwowskiej w Opawską – nawet nie warto wspominać, bo kto by ryzykował przy głównej ulicy. Koło "leklerka" jak makiem zasiał. Przy Warszawskiej naprzeciw Fanaberii – to samo. Mało tego, że żywej duszy. Nawet na samych słupach nie widać, by wizerunek któregoś z kandydatów zalepiał konkurenta. Wszyscy zgodnie egzystują obok siebie, obiecując lepszą przyszłość. Owszem, jeden z kandydatów częściej niż inni uśmiecha się spod wąsa, ale to tylko rezultat wydrukowania większej ilości plakatów i takiej a nie innej strategii powziętej przez jego sztab wyborczy. Mowy nie na o zalepianiu przeciwników, gdyż wolnej przestrzeni na słupach nie brakuje. Jakże inaczej niż przed rokiem, kiedy to betonowe słupy prawie łamały się pod ciężarem kleju i plakatów…
Żeby nie było, że nic się nie działo, warto wspomnieć o paru incydecikach (incydencik = malutki incydent. neologizm). Pod jednym ze słupów po dłuższym oczekiwaniu w cieniu, wreszcie widać światła nadjeżdżającego powoli samochodu. – Aha, więc jednak. Rozpoznają teren i zaraz zaczną zaklejać – jak się okazuje, refleksja zbyt daleko idąca. To policja kontroluje, czy nikt nie zakłóca ciszy. Później jeszcze ten sam samochód przejeżdża pod innymi słupami. Mundurowi wywiązują się ze swych obowiązków wzorowo.
I na koniec, przygoda całkiem przypadkowa. Wreszcie widać podejrzany ruch przy jednym ze słupów, więc jednak nocny spacer nie pójdzie na marne. – Przepraszam, pan (a priori, gdyż ciężko przypuszczać by przed północą to kobieta błąkała się samotnie po mieście) z jakiej partii?! – wołam z odległości widząc, iż osobnik przejawia skłonność do szybkiego oddalenia się. – Przepraszam, chciałbym zapytać… Przepraszam! – już nie ma wątpliwości, że do rozmowy nie dojdzie, próbuję jednak rozpaczliwie nawiązać nić współpracy. – Spier…j! – słyszę na odchodne z oddali. Przynajmniej po głosie wiadomo, że osobnik który zniknął równie szybko jak się pojawił rzeczywiście był mężczyzną. Cóż, nie udało się, ale od czego dedukcja? Szybkie oględziny słupa i widać, że klej pod afiszami reklamującymi jednego z kandydatów jest świeży. Ale już po chwili okazuje się, że plakaty innego kandydata też są niedawno przyklejone. To samo tyczy się naklejek federacji anarchistycznej nalepionych na plakaty z wizerunkiem kandydatów do parlamentu. Niestety, całkiem świeżo wygląda też kałuża powstająca ze strużki ściekającej spod słupa na chodnik, więc całkiem możliwe, iż mężczyzna uciekał zupełnie apolitycznie…
Zdjęcia słupów ogłoszeniowych (z racji ciszy przedwyborczej) opublikujemy w miarę konieczności po wyborach.
/ps/
http://kaczoland.pl/wrzuta/1085/konserwatyzm-pis
Ciszaaaaaaaaaaaaaaa!
/…/ W dobie internetu cisza wyborcza wydaje się kuriozalna i jakby zapożyczona z poprzedniej, zamierzchłej epoki. Komentarze,
artykuły i sondaże wyborcze wrzucone do internetu w piątek przed
północą nie znikają w sobotę i niedzielę (kiedy zwykle odbywa się
głosowanie)/…/
NO COMENT’S …
Własnie taką metodą agitacji, a raczej antyagitacji posłużyła się Gazeta Wyborcza. W piątek przed północą zamieściła na swojej stronie internetowej kilka artykułów i wywiadów, łącznie z naczelnym rabinem Michnikiem, mających zniechęcić wyborców do oddania głosów na największą partię opozycyjną.