W podstawówkach i gimnazjach narasta lawinowo przydzielanie uczniom nauczania indywidualnego. Zdaniem Dawida Wacławczyka to niekorzystne zjawisko dla uczniów, w dodatku kosztowne. Zastanawia się, jak mu przeciwdziałać
Dawid Wacławczyk po raz pierwszy zwrócił uwagę na coraz częstsze przydzielanie uczniom indywidualnego toku nauki w zeszłym tygodniu, na zebraniu komisji oświaty, kiedy to radni analizowali stan oświaty w mieście. Po nagłośnieniu tematu przez lokalne media musiał odbierać telefony z wyrzutami od nauczycieli, pomimo to zdecydował się kontyuować tę "samobójczą misję" i swoje wątpliwości powtórzył dziś, tym razem na posiedzeniu komisji gospodarki. Zauważył, iż zjawisko to narasta w Raciborzu lawinowo – o ile jeszcze kilka lat temu dotyczyło nielicznych przypadków, to teraz z nauczania indywidualnego korzysta już 79 uczniów, których naucza 40 nauczycieli. Daje to dwóch uczniów na jednego pedagoga.
Radny chciał dowiedzieć się od prezydenta, czy wszyscy ci uczniowie rzeczywiście wymagają specjalnego traktowania i czy miasto ma jakiekolwiek sposoby, by weryfikować zasadność nauczania indywidualnego w każdym przypadku. – 40 etatów nauczycielskich to jedna duża szkoła. Jeśli to będzie narastać w takim tempie, to pod koniec kadencji będziemy musieli jakąś szkołę zamknąć, bo zabraknie pieniędzy. Nie neguję, że w wielu przypadkach jest to uzasadnione, ale aż w tylu? – ostrzegł. Dodał, iż w obliczu niżu demograficznego i zmniejszającej się liczby godzin i etatów w szkołach, trudno oczekiwać od nauczycieli, by byli jakimiś specjalnymi sprzymierzeńcami urzędu w ograniczaniu i likwidowaniu godzin swojej pracy
Prezydent Lenk uznał rekompensowanie spadku liczby godzin w ten sposób za niedopuszczalne. Przyznał, iż sam jest tym zjawiskiem przerażony. Jak się okazuje, urząd od jakiegoś czasu pilnie przygląda się problemowi i zastanawia się jak mu przeciwdziałać, ale niewiele może zrobić. – Rzeczywiście, nigdy to na taką skalę nie występowało. Natomiast to nie zależy od nas. Decydująca jest tu opinia lekarza wydawana na wniosek poradni psychologiczno – pedagogicznej – poinformował.
Póki co jedyną możliwością urzędników jest uświadamianie rodzicom, że w ten sposób tak naprawdę działają na niekorzyść swych dzieci. Opanowanie takiego samego materiału przy mniejszej ilości godzin jest nierealne i powoduje, że uczniowie mogą mieć problemy w dalszym ciągu edukacji. – Dla większości tych uczniów korzystniejsze byłoby pobieranie nauki w grupie rówieśniczej. Musimy przekonać rodziców, by sięgali po tą możliwość tylko w skrajnych przypadkach, gdy jest to rzeczywiście jedyne rozwiązanie – stwierdził Mirosław Lenk.
Sposobem na rozwiązanie problemu byłyby większe środki przekazywane samorządom na edukację (problem nie dotyczy tylko Raciborza, jest to zjawisko ogólnopolskie), lub wprowadzenie na świadectwie informacji, że uczeń był objęty nauczaniem indywidualnym. Takie własnie rozwiązania podsunął radny prezydentowi z sugestią, by ten wykorzystał swą "platformianą przynależność i pchnął problem wyżej".
Swoje zdanie w dyskusji wyraził na zakończenie radny Andrzej Lepczyński, który zaprotestował przeciwko twierdzeniu, że to nauczyciele przyczyniają się do zwiększenia liczby uczniów pobierających nauczanie w trybie indywidualnym: – Nie chciałbym, żeby powstało takie wrażenie, bo na pewno tak nie jest – stwierdził.
/ps/
Indywidualny Tok Nauki to jednak coś trochę innego niz indywidualne nauczanie.
Chetnie odstąpie panu Wacławczykowi 25 zł. za godzine pracy z agresywnym debilem (debil to okreslenie naukowe – nie obrażliwe – i to wcale nie jest najgorszy uczeń w porównaniu do idioty).
Tak, Wacławczyk ma rację. TYm bardziej, ze w niektórych liceach w Raciborzu powszechne jest wsrod nauczycieli zapraszanie uczniow na dodatkowe (takze dodatkowo platne) lekcje do domu. 40 zł za godzine potrafi sobie zaspiewac nauczycielka angielskiego lub biologii,ktora najpierw nie zaliczy uczniowi spradzianu, a potem zaproponuje zdesperowanym rodzicom korepetycje dla syna lub corki…