O różnicach między studentami krakowskimi a raciborskimi studentami oraz o rozwiązaniach przeniesionych z Uniwersytetu Jagiellońskiego na grunt raciborski opowiada były prorektor PWSZ w Raciborzu, dr Jacek Lembas.
Dr Janusz Nowak: Panie Doktorze, mija rok od zakończenia Pańskiej kadencji prorektorskiej. Jak z tej perspektywy czasowej postrzega Pan Doktor okres sprawowania przez Pana funkcji prorektora PWSZ ds. dydaktyki i studentów? Czego udało się Panu dokonać, a co pozostało jako zadanie na przyszłość?
Dr Jacek Lembas: Propozycję objęcia tak ważnej funkcji potraktowałem jako wielkie wyróżnienie i wyzwanie zarazem. Cele dalszej pracy omawialiśmy wspólnie z poprzednimi władzami uczelni: Panem Rektorem Profesorem Joachimem Raczkiem i Panem Rektorem Profesorem Marianem Kapicą. Pomagali nam w tym dyrektorzy poszczególnych instytutów. Główne cele strategiczne naszego działania to: rozpowszechnienie w środowisku informacji o uczelni wyższej w Raciborzu, rozwój rodzimej kadry naukowo-dydaktycznej oraz powiększanie oferty dydaktycznej szkoły przez rozwijanie nowych specjalności i kierunków studiów. Uważam, że pierwszy cel osiągnęliśmy, przede wszystkim dzięki bardzo dobrej współpracy z władzami miasta i powiatu. O drugim świadczy liczba doktoratów i habilitacji uzyskanych przez naszych pracowników w okresie całych czterech lat. Jednak jeszcze spora część naszych wykładowców jest zatrudniona w raciborskiej PWSZ na drugim etacie. Specjalności uruchomiliśmy wiele. Część z nich cieszy się popularnością, jednak niestety niektóre dotychczasowe lub nowe zamyka się z braku chętnych. Za sukcesy administracyjne uzyskane przy wydatnym moim udziale uważam wdrożenie kulejącego początkowo elektronicznego systemu dziekanatowego, wprowadzenie elektronicznej legitymacji studenckiej oraz nagradzanie wyróżnionych absolwentów na uroczystej inauguracji. Od czterdziestu lat związany jestem z Uniwersytetem Jagiellońskim, nic zatem dziwnego, że jestem przesiąknięty tradycjami najstarszej polskiej uczelni wyższej. Stąd w sposób naturalny starałem się wprowadzać te przejęte z krakowskiej akademii zwyczaje i rozwiązania organizacyjne we wszystkich tych sferach, w których ich w naszej PWSZ jeszcze nie stosowano. Przykładowo, przy wymierzaniu kar studentom dzielnie sekundował mi jeden z założycieli Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, również wywodzący się z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rzecznik Dyscyplinarny naszej uczelni, dr Józef Waligóra. Przy zwalnianiu studentów z opłat dodatkowych zastosowałem za przykładem UJ kryteria średniej ocen, które pod koniec mojej kadencji weszły na trwałe do regulaminu studiów. Przy okazji wyróżniania absolwentów zapraszaliśmy na uroczystość ich rodziców. Nawet człowiek zatrudniony do wdrożenia systemu produkcji elektronicznej legitymacji studenckiej zrobił to rok wcześniej na UJ. Mogę więc powiedzieć, że w czasie mojej kadencji udało mi się przenieść na raciborski grunt kilka istotnych rozwiązań pochodzących z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przejdę do niepowodzeń, bo o nich też trzeba jasno mówić. Bardzo chciałem wprowadzić strukturę uczelnianą: wydziały i dziekanów. Jednakże formalne ograniczenia organizacyjne i finansowe hamowały te moje zapędy. Obecnie wszakże coraz częściej mówi się o funkcji dziekana w PWSZ. Moje przekonanie do wielkiej siły sprawdzonych zwyczajów wywoływało czasem efekt polegający na tym, że wprowadzając je w życie, nie zawsze dbałem o ich pisemne usankcjonowanie. Rozpoczynając pracę na stanowisku prorektora nie spodziewałem się, że jest tak wiele spraw bieżących i pilnych. Prawie każda decyzja dyrektora instytutu niekorzystna dla studenta spotykała się z odwołaniem do mnie, ja zaś musiałem brać pod uwagę nie tyle regulamin, co ogólnie pojęte dobro społeczności akademickiej oraz sprawiedliwe traktowanie wszystkich. Pewnym stresem było uświadomienie sobie, że jestem ostatnią instancją odwoławczą. Dyskomfortem, z którym nie spotkałem się we wcześniejszej pracy administracyjnej, był fakt podejmowania decyzji na temat kierunków studiów, na których się nie znam. Tu jednak zawsze mogłem liczyć na fachową pomoc i radę dyrektorów instytutów.
Dr Janusz Nowak: Jaki obraz studentów naszej uczelni – poziomu ich aspiracji, kompetencji, ambicji – wytworzył sobie Pan Doktor w trakcie czteroletniej kadencji? Jak ten zbiorowy portret wygląda w zestawieniu z Pańskich oglądem studentów krakowskich?
Dr Jacek Lembas: W każdej szkole wyższej obserwuje się spadek poziomu przygotowania oraz mniejsze zainteresowanie nauką niż kiedyś. Jedną z przyczyn jest fakt, że niegdyś studiowało 20% maturzystów, obecnie natomiast studiuje 80% maturzystów, a przecież procent osób wybitnie uzdolnionych jest taki sam jak dawniej, a jeśli nawet wzrósł, to nieznacznie. Jest dosyć oczywiste, że osoby wybierające wyższą szkołę zawodową (u nas, w Ciechanowie czy gdzie indziej) są mniej zainteresowani rozwojem naukowym, a bardziej szybkim zdobyciem kwalifikacji pożądanych na rynku pracy. Wielu pracowników naszej uczelni pracuje też w innych szkołach wyższych. Jednak, zarówno ja, jak i wielu innych wykładowców, ten sam zakres wiedzy przekazujemy w taki sam sposób w PWSZ i w innej uczelni. Dziś studenci chcą natychmiast wiedzieć, do czego przyda im się w przyszłości podawana wiedza czy rozwijana umiejętność. I tu dobieram różne argumenty w zależności od oczekiwania słuchaczy. Reasumując, w moim przekonaniu pomiędzy studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego i Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej istnieje większa różnica pod względem ich oczekiwań, niż zdolności. Na potwierdzenie tej tezy posłużę się przykładami z mojego kierunku – matematyki. Niemal wszyscy absolwenci po licencjacie podejmują dalsze kształcenie na studiach magisterskich i dobrze sobie dają radę mimo zmiany uczelni. Moim zdaniem, pracownicy PWSZ mają dodatkową rolę do spełnienia – namówić tych najlepszych absolwentów do kontynuowania studiów w renomowanych uczelniach.
Dr Janusz Nowak: Pozostając przy perspektywie krakowskiej, którą Pan Rektor posiada, będąc wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, pragnę zapytać o Pańskie spostrzeżenia dotyczące sytuacji – ekonomicznej, kulturowej, społecznej – Raciborza i regionu raciborskiego oraz perspektyw w tych sferach.
Dr Jacek Lembas: Dużo można mówić na ten temat. Ekonomicznie sytuacja się nieustannie zmienia, więc poza ogólnikami typu: „w dużym mieście łatwiej znaleźć pracę niż w małym, ale w małym życie jest spokojniejsze” trudno mi cokolwiek powiedzieć. Kulturowo to trzydzieści lat temu mogłem powiedzieć, że w Krakowie był kult nauki, a w Raciborzu kult pracy. W Krakowie pytano, jaki masz księgozbiór, a w Raciborzu – jaki masz ogródek. Teraz te granice się zacierają, różnice kulturowe coraz mniej zależą od miejsca zamieszkania. Można zaryzykować twierdzenie, że mieszkaniec Raciborza częściej zwiedza komnaty wawelskie, czy bywa w Teatrze Słowackiego, niż mieszkaniec Krakowa. Ale chyba jest i odwrotnie: wszyscy moi goście z Krakowa, którzy odwiedzili mnie w ciągu ostatniego półrocza, zwiedzali odnowiony Zamek Piastowski. A ilu rdzennych mieszkańców Raciborza nawet nie wie, że można już zwiedzić nasz Zamek? W mojej rodzinie powtarzana jest opinia mojej córki Ani (wówczas dziesięcioletniej), która ze świętym oburzeniem lokalnej, raciborskiej patriotki stwierdziła: „U nas w klasie każdy wie gdzie jest Kraków, zna Wawel, Sukiennice i Kościół Mariacki, a dzieci z Krakowa pytają, gdzie jest Racibórz, czyli w szkołach krakowskich fatalnie uczą geografii”. Wracając do perspektywy uczelnianej, Uniwersytet Jagielloński jest uczelnią ogólnopolską. Większość absolwentów UJ jest związanych z Krakowem tylko przez lata studiów. Potem wracają do swoich pieleszy lub próbują pozostać w dużym mieście, nieczęsto w Krakowie. Nasza PWSZ natomiast to szkoła typowo regionalna. Tylko niewielki odsetek studentów mieszka dalej niż pięćdziesiąt kilometrów od Raciborza. Większość absolwentów wiąże swoje dalsze losy właśnie z naszym regionem. Emigracja do odległych metropolii czy krajów jest tylko smutną koniecznością, wynikającą z aktualnej sytuacji ekonomicznej. Dlatego bardzo ważna jest nasza ścisła współpraca z władzami miasta i regionu, z lokalnymi firmami, szkołami, domami kultury, mediami itp. Specjalności oferowane w naszej uczelni muszą być związane z potrzebami lokalnego rynku pracy, który, jak wiadomo, jest dynamiczny.
Dr Janusz Nowak: Panie Doktorze, proszę o przybliżenie Czytelnikom „Eunomii” Pańskich aktualnych zainteresowań naukowych.
Dr Jacek Lembas: Od pięćdziesięciu lat moja pasją są zagadki logiczne i matematyczne, często interesuję się problemami obliczalności, a więc – co można uzyskać przy pomocy komputerów. Internet mnie wcale nie fascynuje. Zajmując się tym swoim hobby w międzyczasie ukończyłem studia matematyczne, obroniłem doktorat z matematyki w zakresie informatyki, byłem asystentem, adiunktem i wykładowcą na UJ i w innych szkołach. Przez dwadzieścia lat prowadziłem pracę naukowo-badawczą w dziedzinie konstrukcji języków programowania. Mam na swoim koncie ponad trzydzieści publikacji naukowych. Przed piętnastu laty zacząłem zajmować się organizacją studiów informatycznych i matematycznych. Taką pracę organizacyjną oraz pracę dydaktyczną wykonuję do dziś. Wspomniana pasja, jaką są zagadki logiczno-matematyczno-informatyczne, nie tylko trwa, ale ciągle próbuję zarazić nią studentów.
Dr Janusz Nowak: Pozwoli Pan Doktor, że zadam jedno pytanie odnoszące się do związków między matematyką a naukami humanistycznymi i społecznymi. Otóż interesuje mnie opinia Pana Doktora na temat roli metafor i innych przekształceń semantycznych w konstruowaniu pojęć matematycznych. Współcześni lingwiści zgodnie przyznają, że język nie tyle odzwierciedla rzeczywistość, co ją tworzy. Czy zatem charakter pojęć matematycznych, często zmetaforyzowanych, determinuje w jakiś sposób ich rozumienie?
Dr Jacek Lembas: Język matematyki jest ścisły. Tu każde pojęcie ma jednoznaczną definicję. Niedomówienia, nieścisłości czy redundancja są uważane za nieeleganckie. Język potoczny nie zawsze taki jest, bo może być bardziej rozmyty. Ale te ścisłe twory matematyczne powinny przemawiać do wyobraźni. Choćby chodziło tylko o samych matematyków – wyobraźnia, trzymana w karbach przez ścisłość, bardzo ułatwia zrozumienie pojęcia i problemu. Dlatego nazewnictwo matematyczne z użyciem słów potocznych zachowuje pewne cechy pierwowzoru. Już w tak elementarnym przypadku, jak nazwy linii – „prosta”, „krzywa”, „ciągła” – widać zachowanie cech znaczenia potocznego. W teorii grafów występują twory (kółeczka połączone kreskami), ale używa się nazw: „korzeń”, „drzewo”, „gałąź”, „liść”, „las”, których formalne znaczenie pamięta się dzięki skojarzeniom ze znaczeniem potocznym, dosłownym. Były też nie zawsze udane próby zmiany nazw niektórych pojęć matematycznych na semantycznie lepiej oddające własności opisywanego obiektu. Chciano na przykład „asymptotę” nazwać „ledwoniestyczną”. To akurat nie przyjęło się. Mistrzem w dobieraniu dowcipnych i trafnych określeń o dziwnej, czasem zaskakującej semantyce był jeden z największych matematyków lwowsko-wrocławskich, Hugo Steinhaus (1887–1972). Oto próbka jego pomysłów: „Czym jest Ziemia?”, „ Kulą u nogi.” Tak więc nazewnictwo naukowe często sięga do nazw potocznych, aby ułatwić pomoc wyobraźni w zrozumieniu pojęcia.
Dr Janusz Nowak: W jaki sposób zagospodarowuje Pan Doktor tzw. czas wolny? Czy Pańskie prywatne zainteresowania, pasje (chociaż nie lubię tego wyrazu w takim znaczeniu) są ściśle związane z tym, czym się Pan zajmuje zawodowo, czy też są to sprawy całkowicie odrębne?
Dr Jacek Lembas: Poza tym, o czym już wspominałem, lubię dobre książki. Najchętniej czytam pamiętniki z przełomu XIX i XX wieku. Interesuję się historią i geografią, a więc w czasie wakacji często organizujemy w gronie rodzinnym ciekawe poznawczo podróże. Nie korzystamy przy tym z pośrednictwa biur turystycznych. Przed wyjazdem wnikliwie opracowujemy szczegóły zwiedzania ciekawych miejsc, korzystając z różnych bedekerów.
Dr Janusz Nowak: Dziękuję, Panie Rektorze, za podzielenie się z naszymi Czytelnikami istotnymi i ciekawymi refleksjami. Pragnę podkreślić przy okazji swoją wdzięczność za stałą i bardzo dobrą współpracę Pana Doktora z „Eunomią”. Życzę Panu Doktorowi sukcesów zawodowych i osobistych, a w najbliższej przyszłości – miłych, obfitujących w kolejne inspirujące podróże wakacji.
Dr Jacek Lembas: Ja również dziękuję. Do tego, co powiedziałem, dodam, że jestem dumny z faktu, ze przez cztery lata byłem prorektorem raciborskiej uczelni. Najmilsze jest to, że przez cały czas spotykam się tu z wielką życzliwością współpracowników, przełożonych i podwładnych.
Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 6 (55) / czerwiec 2012
Czytaj również:
– inne artykuły zaczerpnięte z Eunomii
– inne artykuły związane z PWSZ
Jeśli jest taki „wymóg”, by z prorektorem nie rozmawiał byle kto, to OK? Trąci marketingiem. Inna sprawa, przytoczone dane przez prorektora odnośnoe %-towych wskaźników dotyczących rozkładu młodzieży po maturze. 20% to wskaźnik socjologiczny, który należy przyjąć jako demograficzny rozkład naturalny krzywej Gaussa, w kwestii orientacyjnej liczby studentów, różnych specjalności, jakie współczesne państwo powinno posiadać. Zgadzam się w 100%, że podana przez prorektora liczba 80% studiujących na przykładzie Raciborszczyzny, jest prawdziwa. ! ! ! Zestawić do 80% w skali całego kraju, łącznie z renomowanymi uczelniami w Polsce, mamy obraz stanu poziomu wiedzy społeczeństwa. Nie jestem władny poddawać krytyce taki właśnie stan polskiej Oświaty, ale mój Samorządowy obraz jest dla mnie odniesieniem w sytuacji, gdy w Mieścia marazm i brak funduszy na wszystkie potrzeby w mieście i powiatu – mało tego, również żąda się partycypacji w utrzymaniu PWSZ przez, już tak biedne, samorządy Gminne ! ! !
Nie wzdycham do czasów PRL-u, ale jedna uczelnia na poziomie pomaturalnym – był nim SN, oraz 4(5?) Techika Zawodowe i mnóstwo Zawodówek w różnych zawodach – To Optymalny program Oświaty dla tego miasta. Kto potrafi liczyć (polecam to Radnym) by policzył dzisiejsze koszty raciborskiej Oświaty i porównał wyjątkowo mizerny rezultat wiedzy i umiejętności olbtrzymiej masy młodych, sfrustrowanych pseudo specjalistów z dyplomem. Na potwierdzenie powyższej tezy, jest fakt , że młodzież boi się pokazać dyplom specjalisty ! ! ! Nawet nie szukają pracy, której nie ma, bo nie wiele potrafią? Jaka jest raciborska Oświata świadczy fakt; żeby mieć w swoim zakładzie prawdiwych rzemieśników, RAFAKO sam musiał sobie wyszkolić fachowców ! ! ! Na pasanie „[b]świętej krowy[/b]”, Racibórz po prostu nie stać ! ! !
Czytając twoje wypociny,w wielu kwestiach zgadzam się.
Jednak wstyd,że ~maturzysta pisze tak bardzo złą polszczyzną ;// …jak Ci udało się zdać maturę z języka polskiego?!
Tam ,w Krakowie, uczą ich prawdziwi profesorowie, a w Raciborzu….farbowane lisy, przywłaszczające sobie – zwyczajowo tytuł profesora!
Profesor – tytuł naukowy nadawany za osiągnięcia naukowe i dydaktyczne pracownikom szkół wyższych i instytutów naukowo-badawczych. W Polsce tytuł ten nadaje Prezydent RP po zatwierdzeniu przez Centralną Komisję do spraw Stopni i Tytułów wniosku uczelni macierzystej w sprawie nadania tytułu naukowego!
Kto z raciborskich ,,profesorów,, ma ten tytuł prawdziwy?
Profesurę, czyli profesora tytularnego, należy odróżnić…….. od profesora uczelnianego…… (czyli stanowiska) – powszechnie stwarza to wiele nieporozumień.
Z całym szacunkiem dla profesorów zwyczajnych, ale dziś nie oni wiodą prym w nauce, a 30-40 letni doktorzy przed hablitacją. To oni robią więcej badań, piszą więcej artykułów. Zwyczajni już zwyczajnie odpoczywają albo głoszą teorie, które wymyślili przed 20 laty. Zdarzają się wyjątki, rzecz jasna, ale dziś to doktorzy przed habilitacją nierzadko mają większy dorobek niż ci profesorowie zwyczajni. Mało przekonujący argument, tym bardziej, że samych zwyczajnych profesorów wśród wszystkich habilitowanych nawet na wielkich uczelniach państwowych jest około 20-30 %. Te tytuły to już anachronizm, od którego dawno powinno się odejść jak jest na wielu zachodnich uczelniach, i w końcu kiedyś tak się stanie, dla dobra nauki. Wolę uczelnie gdzie wiecej młodych doktorów niż sami habilitowani, bo są bardziej dynamiczne i dostosowane do współczesnych realiów.
mogą trafić do uczelni z KNOW a tu tylko z marnym nietety ,,know-how,, .
A dyrektorów mają jak ,,mrówków,,
# dr hab. inż. Andrzej Sokołowski, prof. nadzw. – Dyrektor Instytutu Techniki i Matematyki
# dr hab. Jerzy Pośpiech, prof. nadzw. – Dyrektor Instytutu Kultury Fizycznej
# dr Dariusz Chojecki – p.o. Dyrektora Instytutu Studiów Społecznych
# ad. II st. Aleksander Ostrowski, prof. nadzw. – Dyrektor Instytutu Sztuki
# dr Beata Fedyn, doc. – Dyrektor Instytutu Studiów Edukacyjnych
# dr Daniel Vogel, doc. – Dyrektor Instytutu Neofilologii
# dr hab.inż.arch. Ewa Stachura, p.o. Dyrektora Instytutu Architektury i Urbanistyki
Mają też……..
B i u r o K a r i e r
Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej
w Raciborzu
ul. Słowackiego 55
47-400 Racibórz
i pewnie jakiegos ….dyrektora tegoż!
No i z nazewnictwem jest u nich cos nie tak!
W Polsce do 1990 roku istniały 2 tytuły naukowe profesora : [url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Profesor_nadzwyczajny]profesor nadzwyczajny[/url] i [url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Profesor_zwyczajny]profesor zwyczajny[/url], oba przyznawane przez [url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Przewodnicz%C4%85cy_Rady_Pa%C5%84stwa]Przewodniczącego Rady Państwa[/url].
Obecnie….. oba te tytuły te zostały zastąpione tytułem profesora, a
terminy „profesor zwyczajny” i „profesor nadzwyczajny są jedynie
nazwami stanowisk…. pracy pracowników naukowych.