Siatkarze Rafako zakończyli sezon na ostatnim miejscu, co oznacza spadek z ligi. Komentuje trener Galiński, przez długie lata świadek wzlotów i upadków, który po zwolnieniu z funkcji milczał na temat obecnego sezonu.
Jak co roku przedstawiam podsumowanie sezonu, tym razem w dość specyficznych okolicznościach, gdyż zostało ono napisane 48 godzin po moim zwolnieniu, czyli 29.01.2014 roku. Nie mogło ono być jednak opublikowane, aby nie zaburzyć pracy prezesa klubu, zarządu, nowego trenera oraz drużyny.
Przystępując do rozgrywek drugiej ligi grupy V w sezonie 2013/14 było wiadomo, że ten rok będzie najtrudniejszy w historii klubu. Po sezonie 2012/13, gdzie zespół walczył w play- off o I ligę odeszło w sumie dziewięciu zawodników, z czego czterech z pierwszej szóstki. Powodem odejścia zawodników szóstkowych była informacja prezesa klubu Andrzeja Szafirskiego, iż główny sponsor Rafako nie przekaże należytych środków na funkcjonowanie pierwszego zespołu. Ci zawodnicy odeszli do czołowych klubów naszej grupy tj. drużyn z Katowic i Rybnika. Pozostali zakończyli licencjat i wybrali grę w innych klubach bliżej miejsca zamieszkania.
Z kolei do raciborskiej drużyny oprócz tych, którzy pozostali dołączyło czterech juniorów oraz po rocznej przerwie powrócili Michał Szafirski i Marcin Gonsior. Do drużyny doszedł również jeden zawodnik z Rybnika. Tradycyjnie, w maju rozpoczynał się gorący okres poszukiwania przez zawodników klubu. Jak co roku otrzymywałem telefony o chęci gry w raciborskiej drużynie od osób, które chciałyby łączyć granie ze studiowaniem. Pytałem prezesa co mogę im zaoferować, aby tych chłopaków przyciągnąć do Raciborza. Odpowiedź brzmiała – „Nie ma pieniędzy”.
Wydawało się, że skoro prezes i zarząd w składzie Jan Stec, Mirosław Banak, Piotr Kielar, Marcin Ratajczak zdawali sobie sprawę w jakiej byliśmy sytuacji, to będą z trenerem na dobre i na złe w walce o jeden cel, jakim jest utrzymanie II ligi w Raciborzu. Uważam, iż wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji. Na dobre i na złe, tak od lat jako trener podchodziłem do pracy z każdym nowo budowanym zespołem, co miało miejsce średnio co 3 lata. W tym sezonie przyszedł właśnie czas budowy nowego zespołu, podjąłem wyzwanie i walkę w tym trudnym czasie z zawodnikami, którzy zgłosili chęć gry.
Okres przygotowawczy rozpoczęliśmy 12 sierpnia. Przebiegał bez większych problemów, choć nie wszyscy z różnych względów mogli w nim zawsze uczestniczyć. Prezes oraz zarząd klubu rozpoczął swoją działalność dopiero na początku września, czyli prawie miesiąc później. Można by powiedzieć, że zaufali mojej pracy, tak jak to było w latach ubiegłych, a moje nastawienie nie zmieniło się przez ostatni okres. Natomiast diametralnie zmienił się skład drużyny. Zespół pracował bardzo dobrze i jako trener nie miałem zastrzeżeń co do pracy na treningach. Zmuszony byłem jednak prowadzić zespół bardzo rozważnie, żeby zbyt szybko nie wyeksploatować nie w pełni zdrowych chłopaków. Podobnie było też z meczami kontrolnymi, a później nawet treningami, gdyż różne dolegliwości u zawodników się nasilały.
Od października regularne treningi z nami rozpoczął Jakub Wanat, student raciborskiej uczelni. Stwierdziłem, że ten chłopak byłby nam potrzebny, gdyż nadawał się od razu do gry w szóstce. Zgłosiłem to prezesowi, lecz jak poprzednio usłyszałem, iż nie ma pieniędzy. Chodziło o 700 zł za zgłoszenie zawodnika do rozgrywek. Zawodnik chciał grać oczywiście za darmo. Decyzja pozytywna została podjęta dopiero na jeden dzień przed zamknięciem okienka transferowego tj. 30.12. 2013 roku, czyli prawie po trzech miesiącach od złożenia mojej prośby prezesowi. Dlaczego tak długo zwlekano z decyzją?
Przystępując do rozgrywek już w pierwszym meczu nie mogliśmy wystąpić w optymalnym zestawieniu. Podobnie było w innych meczach. Praktycznie przez większą cześć sezonu do zakończenia drugiej rundy zasadniczej zestawienie pierwszej szóstki musiało być różne. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, iż problemy będą ciągnęły się za nami do końca sezonu. Dodatkowo na treningach nie mogłem pracować z pełną dwunastką. Powody były różne: praca zawodowa, choroby, urazy, kontuzje oraz sytuacje losowe. Trzech najbardziej doświadczonych zawodników nie mogła z powodu pracy zawodowej regularnie trenować, bywało tak, iż trenowali raz lub dwa razy w tygodniu. O tych wszystkich problemach prezes wiedział. Wyniki do zakończenia II rundy nie były satysfakcjonujące . Potwierdziło się to o czym wszyscy wiedzieli, że będzie to walka o utrzymanie. Zespół i ja znaliśmy przyczyny naszych porażek. Byliśmy świadomi tego, że potrzeba nam czasu, a w dobie wspomnianych przeszkód czas nie był naszym sprzymierzeńcem. Widziałem postępy poszczególnych zawodników, choć niektórzy z powodów zdrowotnych obniżyli swoją dyspozycję. Trzeba było to wszystko przełożyć na zespół i zgranie w lepiej funkcjonujący team. W zespole pomimo porażek nie było żadnych niesnasek, przygnębienia. Pracowaliśmy pomimo tego, iż cały czas „ wiał nam wiatr w oczy”.
Po ostatnim meczu II rundy nagle jeden z członków zarządu bardzo się uaktywnił i zaproponował, abyśmy potrenowali też rano. Pomysł dobry, gdyż niejednokrotnie w poprzednich sezonach tak robiłem, ale tym razem pięcioro zawodników pracowało, a trzech studiowało. Dwa dni później dwóch zawodników wyjechało na tydzień na ferie zimowe. Jeden z nich stwierdził, że skoro nie ma kontraktu to może wyjechać, drugi pojechał w celach zarobkowych. Był to pierwszy taki przypadek w historii klubu.
Nie dane mi było walczyć do końca. W dniu 27.01.2014 roku krótko przed rozpoczęciem kolejnego treningu, gdy miałem już przygotowany sprzęt, otrzymałem wypowiedzenie. Jednak sposób w jaki prezes tego dokonał jest nie do przyjęcia. Nie chciałbym bliżej tego komentować. Ponadto prezes podkreślił, iż nie zwalnia mnie dlatego, że źle pracuję, ale dlatego, że „ trzeba wstrząsu dla zespołu”. Uważałem, że wstrząsu potrzebował prezes wraz z zarządem w maju 2013 roku, i tak właśnie odpowiedziałem. Trzeba wcześniej było skierować działania, które zmierzałyby do poprawy tej sytuacji, bo był jeszcze na to czas. Natomiast prezes wraz z zarządem byli pasywni, bierni w działaniu przez okres pięciu miesięcy. Widziało to zresztą wiele osób, które były blisko raciborskiej siatkówki. Równocześnie z wypowiedzeniem otrzymałem informację o możliwości pracy jako koordynator. Koordynowaniem w klubie zajmowałem się od czasów mojego podjęcia pracy w klubie czyli 23 lata temu, a od 10 lat oficjalnie, bo miałem taki punkt zapisany w umowie jako pierwszy trener. Do pracy z młodzieżą nie musiał mnie nikt gonić. Przez cały ten okres jeżeli chodzi o sprawy związane z funkcjonowaniem klubu zarząd niewiele musiał robić, gdyż załatwiałem je we współpracy z jeszcze jedną osobą działającą od wielu lat w klubie panią Moniką Kawalec. W tak zaskakującej dla mnie chwili nie mogłem przyjąć tego zaszczytu, a cała ta sytuacja po tylu latach mojej pracy wywołała niezrozumienie, duży niesmak i żal. Dla mnie na pierwszym miejscu zawsze była siatkówka i pod nią wszystko w moim życiu się układało. Zamierzałem dalej walczyć, ale nie dane mi było dokończyć pracy, którą rozpocząłem. Ponoć nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Do końca byłem przekonany, że „rzutem na taśmę” się obronimy. Upór, determinacja, konsekwencja, te cechy pomagały mi zawsze osiągać cele sportowe i życiowe. Decyzja zarządu była zbyt nerwowa, a przecież mówił prezes, cytuję „wiedzieliśmy, że z tej mąki trudno będzie zrobić dobry chleb”. Uważam, iż nie wytrzymali napięcia. Nie było żadnych działań wspierających, nie przeprowadzono rozmowy ze mną, nie dyskutowano, nie prowadzono rozmowy z zespołem, nie motywowano w żaden sposób tych chłopaków, jak często się to robi na tym poziomie w takich sytuacjach. Tym bardziej, iż problem był złożony, z powodów wcześniej wspomnianych. Natomiast rozmowy z drużyną były prowadzone z mojej strony. Były one zresztą stałym punktem mojej pracy. Dyskutowaliśmy po każdym kolejnym meczu i wyciągaliśmy wspólnie wnioski. Wszystko po to, by wiedzieć, gdzie tkwi problem, w jakim elemencie mamy braki, by następnie w treningu i kolejnym meczu je poprawiać. Każdy zawodnik mógł się wypowiadać, wskazywać swoje uwagi i spostrzeżenia. Stąd jak już wcześniej wspomniałem znaliśmy nasze słabości w grze.
Wcześniej, bo w dniu 18.11.2013 roku odbyło się zebranie zarządu, na którym nie mogłem być, przebywałem na L4. Znam jednak poruszane na nim zagadnienia, po prostu byłem tym zainteresowany. Na pytanie jednej z osób tego spotkania co zarząd zrobił od maja 2013 roku, aby pozyskać innych sponsorów, aby szukać środków na działalność, wszyscy nabrali „wody w usta”. Z kolei trenerzy dowiedzieli się, że to oni powinni po części pozyskiwać sponsorów.
Prezes wraz z zarządem podjęli najprostszą z możliwych decyzji, zwolnienie trenera. Każde inne działanie było za trudne. Wykonany został ruch, który miał pokazać, że coś zostało zrobione.
Na sześć kolejek przed zakończeniem rozgrywek nowy trener na poziomie ligowym i w tak specyficznej, trudnej sytuacji kadrowej w drużynie i w klubie nie jest wstanie wykonać zwrotu o 180 stopni, gdyż te same problemy pozostaną. Nowy trener w tym przypadku nie dokona rewolucji, gdyż zestawienie zawodników w drużynie co do umiejętności było bardzo zróżnicowane. I to był główny powód naszych porażek. Pamiętać należy, że jest to gra zespołowa, gdzie musi współgrać sześć ogniw na podobnym poziomie technicznym w grze. Nie mówię już o zdobytym doświadczeniu w grze na poziomie ligowym, którego w tym przypadku u części zawodników w ogóle nie było. Taki ruch jaki wykonał prezes wraz z zarządem mógłby być skuteczny na poziomie Plus Ligi, I ligi, gdzie zawodnicy mają wysokie kontrakty oraz duży potencjał sportowy, a w grze drużyny coś się zacina i możliwe jest wtedy, że nowy trener zmieni ich mentalnie lub dokona niedużych zmian, korekt i pomoże powrócić do gry.
Nie żałuję tego, że w tak trudnej sytuacji w drużynie i klubie postanowiłem walczyć, oddać całe swoje serce, sprzedać swoją wiedzę i doświadczenie na miarę możliwości tego zespołu. W tej sytuacji nie przegrałem, nie stchórzyłem, choć odejść można było na wstępie. Jednak podejmując pracę w takiej chwili naraziłem się na zwolnienie. Te działania pokazały, że nie zawsze wpływ na końcowy wynik ma trener, że walczyć można do końca, ale „kontuzja” lub ruch prezesa i zarządu mogą wyeliminować cię z gry. Jest to dla mnie kolejne doświadczenie trenerskie i życiowe.
Dziękuję wszystkim kibicom, a szczególnie klubowi kibica, który był właśnie na dobre i na złe, wszystkim, którym dobro raciborskiej siatkówki leżało na sercu, wszystkim osobom, które w zaistniałej sytuacji miały dla mnie wiele ciepłych i dobrych słów. Właśnie dla takich oznak wsparcia, sympatii warto było robić to co robiłem. Tym, którzy nagle się odwrócili życzę przemyśleń i chwili refleksji. Prezesowi i zarządowi z kolei życzę trafnych decyzji oraz twórczej i owocnej pracy. Nowemu trenerowi satysfakcjonujących wyników.
Co zrobi prezes i zarząd po ostatnim meczu ligi? Wzięli przecież pełną odpowiedzialność za swoje działania, choć sami podkreślali i wiedzieli, iż nie jestem cudotwórcą. Z zespołem wykonałem jednak pracę, która z pewnością zaprocentuje w kolejnym sezonie. Szczególnie jeżeli chodzi o młodych zawodników, bo „frycowe” już zapłacili.
Nie chciałbym, aby przez działania prezesa, zarządu oraz jeszcze innych osób była to degradacja raciborskiej siatkówki, z którą jestem związany od 33 lat. Jest mi przykro, że to wszystko tak się potoczyło, gdyż pracując w tym klubie nie byłem tylko zwykłym najemnikiem, a współtwórcą raciborskiej siatkówki, pasjonatem oddanym klubowi i swojemu miastu. Teraz już po rozgrywkach, kibice i środowisko lokalne mogą ocenić działania zarządu i moje własne dokonane w tym sezonie.
publ. /ps/
——————————————————–
zobacz także;
Witold Galiński nie jest już trenerem siatkarzy Rafako
Zarząd KS AZS Rafako podjął decyzję o rozstaniu się z wieloletnim szkoleniowcem raciborskich siatkarzy.