Michał i Krzysiek kontynuują swoją podróż do Iranu. W weekend dotarli do Stambułu.
W południe, po wyspaniu całonocnej jazdy z Igorem opuściliśmy wyraźnie postsocjalistyczne miasto Ruse i przemieszcząjąc się krótkimi podwózkami kierowaliśmy się na południowy wschód. Pierwsza dłuższa jazda doprowadziła nas do małej miejscowości pod Burges. Tam zobaczyliśmy taką Bułgarię, do jakiej chętnie wrócimy. Niewielkie bary na Morzem Czarnym, a w nich muzyka na żywo, miejscowi bawiący się przy tradycyjnych tańcach i to wszystko w samym środku tygodnia. W nocy ktoś chodził niedaleko naszego namiotu, ale jak się okazało był to skubiący trawę koń. Następnego dnia, aż na turecką autostradę zabrał nas Dionizos – Grek, który zawrócił po tym jak zorientował się, że minął stopowiczów.
Droga do Stambułu
Wysiedliśmy na tureckiej stacji benzynowej wzbudzając zainteresowanie obsługi. Pomimo nieznajomości tureckiego udało nam się odpowiedzieć na ich pytania. Pracownik zajmujący się nalewaniem paliwa nawet sam podpytywał tureckich kierowców, czy do Stambułu, po chwili bezskutecznego łapania przyniósł nam herbatę. Wreszcie na stacji pojawił się samochód bez kompletu pasażerów. Podróżowała nim bardzo wesoła para Włochów z wnętrzem całym załadowanym bagażami, a pozostałe upchnęli w bagażniku dachowym. Obiecali, że jeśli nie znajdziemy innego samochodu to postarają się zmieścić rzeczy z tylnych siedzeń do pudeł w bagażniku. Nie zrobili tego wcześniej bo jak sami powtarzali: "We are lazy Italians". Oszczędziliśmy im kłopotu, gdyż do Stambułu wybierał się pewien turecki kierowca.
Stambuł
Według różnych danych liczy on około 15 mln ludzi, jego ogrom czuć już w momencie wjazdu – ciągnąca się przez całą metropolię autostrada daje małą próbkę tego jak rozlegle jest to skupisko ludzi. Nam udało się dotrzeć w ścisłe centrum autostopem. Miasto przywitało nas ulewą. Pływające samochody pewnie są tu widywane równie często, co reprezentacja Polski na mundialu. Przeczekaliśmy deszcz i ruszyliśmy zwiedzać. Jednym z pierwszych miejsc, które odwiedziliśmy był Wielki Bazar. Nazwa jest adekwatna, ponieważ zajmuje on powierzchnię 3 hektarów. Oczywista wskazówka: idźcie w boczne uliczki, jeśli chcecie kupić 3 razy tańsze orzechy lub słodycze 😉
Następnie udaliśmy się do jednego z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Stambule, czyli Niebieskiego Meczetu. Został on zbudowany by przyćmić Hagie Sophie – dzieło stworzone w czasach bizantyjskich. Po obejrzeniu obu budowli stwierdziliśmy, że Meczet sprawia lepsze zewnętrzne wrażenie, jednak mocno ustępuje zachwycającemu wnętrzu Hagi, w której można znaleźć antyczne mozaiki. Nocleg zorganizowaliśmy w luksusowej lokalizacji rozbijając namiot pod bizantyjskimi murami. W Stambule spędziliśmy łącznie 2 dni, przedzierając się przez gąszcz wąskich uliczek pełnych malutkich sklepików i zgiełku zapraszających do nich handlarzy. To metropolia tętniąca życiem w charakterystyczny dla siebie sposób, w zupełnie odmiennym rytmie od europejskiego.
Krzysiek Krzemiński
Autostopem z Raciborza do Iranu: "jesteśmy w Bułgarii"
Michał i Krzysiek, którzy w ubiegłym roku autostopem dotarli na Bałkany, tym razem wyruszyli do Iranu.
Sponsorzy wyprawy:
Zobacz relacje z ubiegłorocznych podróży Krzyśka i Michała:
Autostopem na Bałkany – wejście drugie!
Uwaga! Drugie wejście autostopowiczów podróżujących po Bałkanach. Jesteście ciekawi gdzie już dotarli i co teraz robią? Tylko u nas możecie przeżyć tę podróż razem z nimi! Autostopem na Bałkany – zobacz zdjęcia
Autostopem po Europie – Krzysiek i Kamil w Serbii
O tym, że dziwne przygody zdarzają się pod namiotem, a Serbię lepiej zwiedzać bez ciężkiego plecaka. Autostopem po Serbii – zobacz zdjęcia
Bałkańskich zmagań ciąg dalszy – autostopem do Bośni
O tym, jak Krzysiek i Kamil dzięki pomocy włoskiego kierowcy wylądowali na stacji widmo i jak po długiej podróży stanęli w końcu na rozgrzanej bośniackiej ziemi.