Znowu podwyżki cen! Racibórz we wrześniu 1984 roku

Duże rozgoryczenie panowało wśród nauczycieli, ich płace miały wzrosnąć średnio o 2 tysiące, a podwyżka wynagrodzeń przyniosła niektórym pedagogom jedynie dodatkowe 100 złotych w portfelu.

W latach osiemdziesiątych XX wieku niemal wszyscy raciborzanie odnosili wrażenie, że żyją od podwyżki do podwyżki, nic więc dziwnego, że głównym tematem rozmów były ciągły wzrost cen i nieustanne braki w sklepach. 30 lat temu w pierwszych dniach września wśród pracowników ZEW pojawiły się głosy niezadowolenia, narzekano na zbyt niskie pensje. Nie były to pierwsze krytyczne wypowiedzi w tej sprawie. Płace porównywano do tych w innych zakładach w mieście i wypłat w branży hutniczej. Zestawienie to nie wypadało najlepiej. Ciągłe podwyżki, drenowanie portfeli przez ekipę gen. Jaruzelskiego budziło niezadowolenie, ale i bezsilność. Sytuacja miała właściwie permanentny charakter i dotyczyła niemal wszystkich.

- reklama -

 

 

 

Dyrekcja, Komitet Zakładowy PZPR i prorządowe związki zawodowe ZEW-u próbowały klajstrować budżet, uzyskano nawet przywilej w płaceniu należności na PFAZ (Państwowy Fundusz Aktywizacji Zawodowej) oraz dodatkową pulę na podnoszenie płac w kwocie 16 mln zł na rok 1984 i w tej samej kwocie na rok następny. Zgromadzone w ten sposób środki pozwalały jedynie na podwyżkę w granicach 1.000 zł. na osobę. To nie uspokoiło niezadowolenia, wielu zatrudnionych oczekiwało wzrostu pensji o kilka tysięcy. Z prywatnych rozmów, które docierały dzięki informatorom SB do ucha partii, wynikało, że w „czarnej budzie”, jak nazywano zakład, sporo osób myśli o złożeniu wypowiedzenia i podjęciu pracy w górnictwie czy rolnictwie.

Podobnie było w innych branżach. Duże rozgoryczenie panowało wśród nauczycieli, ich płace miały wzrosnąć średnio o 2 tysiące, a podwyżka wynagrodzeń przyniosła niektórym pedagogom jedynie dodatkowe 100 złotych w portfelu. Niekorzystna sytuacja dla rządzących panowała także w Kuźni Raciborskiej, w Rafamecie wprowadzono nowy system wynagrodzeń, dzięki niemu zarobki wzrosły o 1000 – 1500 złotych, jednak część załogi podeszła do zmian sceptycznie, zwłaszcza pracownicy akordowi. Spośród tych, którzy przyjęli nowe angaże, według szacunków SB, około 15 % nosiła się z zamiarem reklamacji i wycofania z umowy. Sytuacja była napięta i niepewna, dlatego raciborska SB wzmogła inwigilację robotników.

Od 10 września lawinę krytycznych wypowiedzi spowodowała podwyżka cen samochodów. Szef Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych ppłk Ryszard Labocha oceniał, że zjawisko to występuje w wąskim kręgu i nie zagrozi bezpieczeństwu i porządkowi w Raciborzu. Ludzie skarżyli się, że oszczędzają i oszczędzają w formie przedpłat, a podwyżki sprawiają, że nigdy nie dogonią aktualnej ceny. Bowiem gdy już dzięki bolesnym wyrzeczeniom niemal zgromadzili potrzebną kwotę na wymarzone cztery kółka, to wtedy rząd podnosi ceny. Zresztą w PRL system tzw. przedpłat na samochód był typową piramidą finansową usankcjonowaną przez państwo. W kolejnych dniach wciąż komentowano podwyżkę, podważając jej zasadność. Propaganda Jerzego Urbana przedstawiała ją jako konieczną z uwagi na wzrost kosztów produkcji. Niektórzy raciborzanie nie wierzyli w to, wskazywali, że wzrost cen dotyczy także aut importowanych, więc nawet jeśli wzrosły koszty wytwórcze w polskich fabrykach, to nie powinny dotyczyć one zagranicy.

We wrześniu ‘84 spekulowano o mających nastąpić masowych podwyżkach. Według zaniepokojonych mieszkańców miały one nastąpić na przełomie roku 1984 i 1985. Między sobą mówiono o tym, że w gorę pójdą ceny artykułów przemysłowych i spożywczych oraz opłaty za prąd, gaz oraz czynsze. Władze wobec braku towarów na rynku miały wprowadzić podwyżki, by ściągnąć pieniądze od obywateli, aby ci nie mieli za co kupować. Manewr ten miał sprawić, że towary byłyby na półkach i robiły wrażenie obfitości. Mówiono, że mimo ciągłych podwyżek ludzie wciąż nie trzymają pieniędzy, tylko chcą się ich wyzbyć kupując różne artykuły. Najbardziej psioczono na podwyżkę prądu, bo zdawano sobie sprawę, że pociągnie ona za sobą wzrost cen niemal wszystkiego. Dyskutowano także o „sytuacji żywnościowej”, rządowe media przedstawiały ją jako bardzo dobrą, plony zbóż, skup mleka miały być największe od 3 lat. Raciborzanie dostrzegali jednak marnotrawstwo produktów żywnościowych oraz nieudolność osób odpowiedzialnych za skup i przetwórstwo, a także brak inwestycji w te sektory gospodarki.

 

 

 

 

 

W prowadzonych rozmowach można było wyczuć sceptycyzm i właściwie nikt nie widział możliwości wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Twierdzono, że Solidarność to już historia. Nawet dawni działacze związku nie wierzyli w możliwość zmian i nie przejawiali żadnej aktywności z obawy przed konsekwencjami. Byli jednak i tacy, którzy nie dali się do końca zastraszyć i wyrażali swe krytyczne zdanie i sprzeciw wobec rządów komunistycznych. Wśród takich osób był  mieszkaniec Ostroga Rudolf Kuczera, który w gronie kolegów z pracy podkreślał zasługi Solidarności dla robotników. Niestety pewnie któryś z pracowników Zakładu Ceramiki Budowlanej nr 1 doniósł na Kuczerę i ten znalazł się na celowniku tajnych służb. Rozpoczęto osaczanie robotnika, ostatecznie jednak SB uznało, że nie jest on w pracy traktowany poważnie, a jego wypowiedzi są ignorowane. Zdecydowano o przeprowadzeniu z nim rozmowy dyscyplinującej tzw. ostrzegawczej, której celem było zastraszenie, by „publicznie”, w towarzystwie kolegów i znajomych zaprzestał krytycznych uwag o sytuacji w kraju i gloryfikowania NSZZ „Solidarność”. Jednak  nie można było uciszyć wszystkich  niezadowolonych, a kolejne podwyżki podsycały rozgoryczenie oraz krytyczne nastroje i nastawienie do ludowej władzy.

Beno Benczew

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj