Swoją słowiańską barwą głosu oczarowała Marka Piekarczyka w programie "The Voice of Poland". Wywiad ze śpiewającą raciborzanką.
Śpiewa od najmłodszych lat. Swoją interpretacją utworu Maryli Rodowicz zachwyciła Marka Piekarczyka, jurora "The Voice of Poland" i trafiła do jego drużyny. O przygodzie z muzyką oraz występie w programie rozmawialiśmy z Adą Górką.
Redakcja: Co skłoniło Cię do występu w programie “The Voice of Poland”?
Ada Górka: Kilka razy w życiu w mojej głowie pojawił się pomysł wzięcia udziału w programie. Dwa dni przed ostatnim castingami zajrzałyśmy z siostrą Olą na stronę „The Voice”, a tam pierwszy raz od dłuższego czasu zobaczyłyśmy, że nie przegapiłyśmy terminu przesłuchań. Okazało się, że są za dwa dni! Wsiadłyśmy więc w samochód i pojechałyśmy do stolicy! I udało się! Informację o tym dostałam akurat w trakcie lekcji śpiewu we wrocławskim Laboratorium Śpiewu i Mowy. Moja radość nie miała granic.
Jak to wszystko wyglądało od kuchni… przygotowania, kręcenie materiału filmowego? Kto Cię wspierał i jak czułaś się czułaś podczas występu w telewizji?
Jeśli chodzi o samo nagrywanie materiałów, wszelkie próby, na pewno trwało to długo. Od 7:45 musiałam być w studio nagraniowym, a potem głównie czekałam, aż przyjdzie moja kolej, żeby coś nakręcić, coś zrobić. Najgorsze było to, że wylosowałam ostatnie miejsce na liście, więc nagrania samego występu doczekałam się dopiero o 22. Na szczęście towarzyszyła mi siostra i przyjaciele, a reszta osób bliskich wspierała mnie psychicznie. Kiedy występowałam na scenie w „The Voice” to czułam się, jakbym znajdowała się po tej drugiej stronie ekranu. Jeszcze dziwniej oglądało się to już w telewizji, szczególnie, że byłam chyba w emocjonalnym amoku na scenie i nie wiedziałam, czego mam się spodziewać podczas oglądania odcinka.
Jak oceniasz jurorów? Z jakimi opiniami, sugestiami spotkałaś się na wizji, ale także za kulisami.
Tak de facto nie za dużo potrafię powiedzieć o innych jurorach, niż Marek Piekarczyk. Mijałam ich na korytarzach albo spotykałam, kiedy już siedzieli po tej drugiej stronie. Z Markiem miałam okazję spędzić trochę czasu i porozmawiać na próbach lub w przerwach pomiędzy nimi. W mojej opinii jest naprawdę inteligentnym mężczyzną, który wiele przeżył, ma ogromne doświadczenie oraz dojrzałość. Przede wszystkim to człowiekiem, z którym można normalnie porozmawiać i z pewnością nie daje odczuć, że jest w czymś lepszy, że ma większe obycie w branży i tak dalej… Spędzanie z nim czasu to naprawdę wyjątkowe doświadczenie. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy mogli dalej współpracować.
Co udział w “The Voice” zmienił w Twoim życiu?
Na pewno otworzył mi wiele nowych drzwi i szans na śpiewanie więcej, częściej, lepiej! Dał mi też przekonanie, że to co robię nie jest bezsensu, że działa. Utwierdził mnie w tym, że jeszcze mam szansę spełnić swoje artystyczne marzenia. Chciałabym kiedyś po prostu koncertować, pracować ze swoim materiałem. To byłoby coś, co sprawiałoby mi największą radość.
Udało Ci się nawiązać relacje z innymi uczestnikami programu?
Znam wszystkie osoby ze swojej drużyny. Spędziliśmy razem kilka dni i to naprawdę świetni ludzie. Hanię Hołek, która jest w drużynie Tomsona i Barona, poznałam parę dobrych lat temu, bo śpiewałyśmy razem w „Mirażu”, a niektórych uczestników miałam szansę poznać też na nagraniach „Przesłuchań w Ciemno” czy wszelkich próbach w ATM-ie.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Kiedy zrodziła się miłość do śpiewania?
Jako mała dziewczynka często oglądałam brazylijskie telenowele i przyswoiłam – oczywiście z tekstem we własnym języku – piosenkę ze znanej wtedy „Palomy”. Pewnego dnia moja mama, pracująca w tym czasie w raciborskim ZSOMS-ie, zabrała mnie na zajęcia kółka teatralnego, które prowadziła dla licealistów, i tam, pierwszy raz zaśpiewałam przed inną publicznością, właśnie tę charakterystyczną piosenkę, którą pamiętam do dziś.
Od tego się zaczęło. Później śpiewałam i grałam na scenie w Stowarzyszeniu Kultury Ziemi Raciborskiej „Źródło” i dzięki temu, podczas wyjazdu na międzynarodowy festiwal w Nowym Sączu, przeżyłam swój pierwszy poważny występ. Jako 5-latka zostałam poproszona przez Joszko Brodę o zaśpiewanie przed ogromną publicznością właśnie mojej sztandarowej piosenki. Tam udało się mi zdobyć uznanie publiczności i właśnie od tego momentu zaczęła się moja prawdziwa przygoda ze śpiewem.
Jako 7-latka dostałam się do programu „Od przedszkola do Opola” z udziałem zespołu Voo-Voo i zostałam pierwszy raz w życiu laureatką. Tam też spotkałam prezentera telewizyjnego Tomasza Kammela, który obecnie jest prowadzącym programu “The Voice”. Mniej więcej rok później zespół koncertował w Raciborzu i zostałam przez nich zaproszona do wspólnego wystąpienia na scenie, co było naprawdę ogromnym przeżyciem. To I miejsce zmieniło moje życie. Od tego czasu dostawałam szereg artystycznych propozycji. Tak też udało mi się w 2004 roku znów zaśpiewać w programie, tym razem na koncercie charytatywnym na rzecz Jacka Kaczmarskiego i również koncercie „Wigilijna Paczka”, gdzie śpiewałam na jednej scenie z Majką Jeżowską, Mietkiem Szcześniakiem i Jackiem Wójcickim. W tym czasie też pani Barbara Skarżyńska w imieniu TVP zaczęła zapraszać mnie na różnorakie koncerty organizowane na terenie całej Polski. Dzięki temu, już jako mała dziewczynka, zdążyłam poznać muzyczny świat i go pokochać. Kształcić się muzycznie zaczęłam w II klasie szkoły podstawowej w klasie skrzypiec w raciborskiej szkole muzycznej.
Jaką rolę odegrał raciborski MDK w Twoim życiu artystycznym?
Z MDK-iem współpracuję już od czasu, kiedy miałam 9 lat. Wtedy zaczęłam uczęszczać na zajęcia wokalne do pani Elżbiety Biskup, a kilka razy ferie zimowe spędziłam na warsztatach wokalnych z Elżbietą Zapendowską i Andrzejem Głowackim. To na pewno ukierunkowało mnie pod kątem śpiewania polskich piosenek, często aktorskich oraz sięgania do trudnego repertuaru. Z „Mirażem” zawsze wykonywało się piosenki ambitne i wymagające zaangażowania nie tylko strun głosowych, ale też sięgnięcia trochę głębiej, do treści, do rozumienia tekstów. Pamiętam, jak analizowało się z panią Elą teksty. Stresowałam się, kiedy mnie pytała, o czym jest piosenka i gdy upewniała się, że ją rozumiem. Sama współpraca z MDK-iem dała mi możliwość częstego koncertowania wraz z „Mirażem” w Polsce, zagranicą, ale też wyjazdów na wiele konkursów – zarówno ogólnopolskich, jak i międzynarodowych, nabrałam większego doświadczenia i większej pewności siebie. A sam zespół, z panią Biskup na czele, do tej pory gra istotną rolę w moim dojrzewaniu, nie tylko artystycznym, a wszelkie rady i omawianie pewnych aspektów za każdym razem wnoszą coś do mojego życia.
Jak wygląda Twoja praca na scenie? Na co zwracasz szczególną uwagę przygotowując się do występu?
Jeśli chodzi o wybór piosenek – zawsze odnoszę wrażenie, że to nie ja je wybieram, tylko one wybierają mnie. Słucham przeróżnych rodzajów muzyki, wielu artystów i jeśli tekst do mnie przemawia, muzyka do mnie przemawia to… to właśnie ta piosenka. Zawsze musi mieć to „coś”, co mnie w niej zainteresuje. Na pewno muszę ją rozumieć, inaczej bym się za nią nie zabierała. Było parę takich piosenek, do których musiałam dojrzeć, żeby zacząć je wykonywać, zresztą do tej pory kilka mam gdzieś zapisanych. One po prostu na mnie czekają, bo jeszcze nie jestem na nie gotowa. Gesty zawsze przychodzą spontanicznie, ale czasem ktoś mi na coś zwracał uwagę i starałam się nad tym pracować.
Czym są dla Ciebie występy sceniczne oraz śpiewanie? Jaka rolę odgrywa w Twoim życiu muzyka?
Daje mi niesamowicie dużo energii. Kiedy występuję, czuję, że żyję i że robię to, co naprawdę kocham! Czasem marnuję dużo czasu na wiele głupot, a kiedy śpiewam mam wrażenie, że każda minuta jest spożytkowana w idealny sposób. To po prostu coś, co przynosi mi ogromną radość. Śpiewanie przed publicznością to również dużym wyzwaniem oraz sprawdzeniem siebie, swoich umiejętności. Przede wszystkim jest sposobem na przekazanie emocji widowni, obudzeniem czegoś w słuchaczu, bo to właśnie dla niego się śpiewa i on liczy się najbardziej.
Kto był i jest dla Ciebie największym wsparciem?
Na pewno rodzina. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci. Byli i są ze mną zawsze, za każdym razem otrzymuję od nich wsparcie. Rodzice od zawsze widzieli, że zmierzam w stronę muzyki, jeździli ze mną na koncerty, konkursy, castingi… Gdyby nie oni, z pewnością nie miałabym szansy tyle podróżować, tyle przeżyć i dojść do takiego etapu. Moja siostra Ola też śpiewa, chodziłyśmy razem na warsztaty wokalne i zawsze dawała mi mnóstwo wartościowych wskazówek. Byłyśmy i wciąż jesteśmy dla siebie największą podporą. Energii do działania dają mi również najbliżsi przyjaciele, z którymi spędzam mnóstwo czasu.
Czy zdarzały się kiedyś jakieś wypadki? A może utkwiły Ci w pamięci zabawne sytuacje, które pamiętasz z występów?
Zdarzyło się oczywiście kilka wpadek, ale jest jedno wydarzenie, które szczególnie utkwiło mi w pamięci. Bodajże w 2008 roku, kiedy byłam jeszcze za młoda, żeby śpiewać w „Mirażu”, więc występowałam z nim tylko gościnnie. Koncert miał miejsce w naszym raciborskim parku Roth i śpiewałam w rodzinnym trio- ja, siostra Ola, kuzynka Roksana, po czym po wykonaniu piosenki miałam wręczyć różę Arturowi Nodze, jako podziękowanie za jego sportowe zasługi. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że zaczęłam w tamtym czasie nosić okulary, ale bardzo ich nie lubiłam. Najzwyczajniej w świecie przed wyjściem na scenę po prostu je zdjęłam i kiedy nadszedł zapowiedziany wcześniej moment wręczenia przeze mnie kwiatka Arturowi to… podeszłam do nie tego mężczyzny…
Jakimi sukcesami na polu artystycznym mogłabyś się pochwalić?
Ostatnimi osiągnięciami było I miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Estradowej w Komsomolsku oraz Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Twórczości Estradowej Gwiezdny Krym w Jałcie. Wkrótce będę próbować dalej.
/Agnieszka Bugajska/
/publ. a/
Życzę powodzenia i jeszcze wielu sukcesów, ale także siły i cierpliwości!
Ada to wspaniała, skromna i mądra dziewczyna.