Szalone, nieprzewidywalne. Takich wyborów jeszcze nie było.
To pierwsze takie wybory samorządowe w Raciborzu w wolnej Polsce. Chyba nikt, począwszy od organizatorów głosowania w mieście, poprzez członków obwodowych komisji, aż po zwykłych wyborców, nie spodziewał się aż tylu zaskoczeń. Kolosalna pomyłka z kartami do głosowania, podejrzenie zamachu bombowego, półtoragodzinna awaria systemu informatycznego, wreszcie zaskakujące rozstrzygnięcia.
Pomylone karty. Zaczęło się od pomyłki z rozesłaniem do obwodowych komisji kart wyborczych do rady powiatu. Za wcześnie jeszcze wyrokować, kto zawinił, w każdym razie pierwszymi ofiarami pomyłki padli członkowie dwóch komisji, w Budowlance i SMS, a także głosujący tamże wyborcy. Afera została nagłośniona na całą Polskę i jeszcze nie wiadomo jakie będą jej konsekwencje. Już w godzinę po zgłoszeniu pomyłki niektóre komitety wyborcze straszyły zgłoszeniem skargi. Mają do tego pełne prawo. Jak cała sprawa wpłynie na wyniki wyborów w Raciborzu? Decyzję podejmie Państwowa Komisja Wyborcza. Niczego nie można wykluczyć. Na razie ponad 400 głosów na radnych powiatowych uznano za nieważne.
Bomby. Druga niespodzianka to wizyta w niektórych lokalach policjantów. Ktoś poinformował o możliwości zamachów bombowych w kilku komisjach obwodowych. Choć przysłowiowe 99% tego typu zgłoszeń okazuje się fałszywe, policja nie może ich lekceważyć i zmuszona jest każde sprawdzać. Tym razem na szczęście skończyło się na niepotrzebnych nerwach.
Awaria. W "przedmikroprocesorowych" czasach istniała instytucja gołębie pocztowego, która chyba nieźle się sprawdzała. Poczciwe ptaszysko czując na nóżce obrączkę z przyłączoną kartką zawierającą wiadomość, zrywało się do lotu, osiągając cel najszybciej jak tylko umiało. Tymczasem zaawansowany technologicznie system, w zamyśle twórców mający usprawnić przebieg wyborów, jedynie go opóźnił. Choć i tak dobrze, że nie sparaliżował. Tu tłumaczenie jest proste: zawiodła technika. Nie po raz pierwszy, nie ostatni.
Wyniki. Choć za każdym razem coś zaskakuje, tym razem zaskoczenie goniło zaskoczenie. Kandydatka która pojawiła się "za pięć dwunasta", praktycznie bez zaplecza, wchodzi do II tury mając realne szanse na zwycięstwo. Sztab urzędującego prezydenta musi się bardzo sprężyć, by przekonać do siebie choćby wyborców Dawida Wacławczyka. Dla Lenka, który miał pokonać konkurentów swobodnie w pierwszej turze to żółta kartka. Niewiele brakowało by skończyło się czerwoną. Pierwsze doniesienia o wynikach głosowania do rady miasta wskazywały skreślenie kilku mocnych zawodników jego ekipy, następne wywołały wręcz małą panikę. Ostatecznie, po podliczeniu głosów okazało się,iż choć owszem, stracił kilku mocnych zawodników, to wprowadził do rady najliczniejszą ze wszystkich ekipę. Inna sprawa, że prezydent (o ile na stanowisku się utrzyma) będzie miał za sobą zaplecze przemeblowane jak nigdy dotąd. Póki co, stan osobowy nie zapewnia większości w radzie. Sama rada zresztą także zmieniła się w sposób dotąd niespotykany. Wypadli starzy wyjadacze, zanotowano kilka spektakularnych powrotów oraz zaskakującą liczbę debiutantów.
Sam Wacławczyk, choć przepadł w wyborach prezydenckich, podwoił dla swojego ugrupowania stan posiadania w radach miejskiej i powiatowej. Czy to sukces? Miał być prezydentem lub chociażby honorowo polec w drugiej turze. Tymczasem zabraknie go nawet w radzie miasta. Na pocieszenie zasiądzie w powiecie. Trzeba przyznać, że skonstruował ciekawą ekipę zdolną powalczyć o ten szczebel samorządu. Ale czy o to chodziło? Raczej nie, stąd szef NaM-u zamiast dzielić 160 mln miejskiego budżetu, decydować o przeznaczeniu pl. Długosza czy pertraktować z PKP o przejęciu dworca, będzie na posiedzeniach powiatowych podnosił rękę czy chce pomóc Kornowacowi w naprawie chodnika w Łańcach lub zmienić statut szpitala.
I na koniec przestroga. Radnym nowej kadencji radzimy nie lekceważyć obowiązków i brać systematycznie udział w posiedzeniach komisji i sesjach. Radni rozpoznawalni, z dużym dorobkiem lub znanym nazwiskiem, na własnej skórze przekonali sie, jak wyborcy traktują absencje na posiedzeniach. Głosujący bezlitośnie wycięli radnych, którzy dość wakacyjnie traktowali swoje powinności wybrańca ludu. W ten sposób polegli radni: Wolny, Wałach, Frączek i Dominiak.
Paweł Strzelczyk
Artykuł zaczerpnięto z GazetaInformator.pl nr 174 / listopad 2014
Do rady miasta nie dostał się też Dawid co miał dużo nieobecności. Sam poszedł z PISem do powiatu.
jednak ciekawie ,,namieszały,,. A to jeszcze nie koniec … Za to w ,,PO wiecie Nihil novi,,. Sami swoi ,,partyjniacy,, …