Wykład werbisty z Rudyszwałdu na festiwalu „Wiatraki 2014”

Historia Jana Koczego rozpoczęła się w raciborskim I LO, kiedy postanowił zostać kapłanem misjonarzem.

„Pierwszy napad jest najgorszy… a potem człowiek się przyzwyczaja” tą niesamowitą historią „Ekwador – moja misja” został otwarty XI Raciborski Festiwal podróżniczy Wiatraki. Tegoroczną edycje odbywającą się na Zamku Piastowskim inaugurował ojciec Jan Koczy, werbista z Rudyszwałdu.

- reklama -

Raciborski „Padrito” spędził 17 lat w Ekwadorze. Jak sam wielokrotnie podkreślał w swoim wystąpieniu: – Ekwador to kraj kontrastów. Można w nim znaleźć zarówno luksus, drogie i eleganckie hotele jak i slamsy w którychja i moi wolontariusze pracujemy – mówi ojciec Jan Koczy.

 

 

 

Jego historia zaczęła się wraz z rozpoczęciem nauki w raciborskim I Liceum Ogólnokształcącym im Jana Kasprowicza, kiedy to zadecydował zostać kapłanem misjonarzem. Kolejno Nowicjat Ojców Werbistów w Chludowie (niedaleko Poznania) oraz studia filozoficzne w Nysie, tylko utwierdziły go w podjętej drodze. Pierwszą zagraniczną placówką Ojca była Dolni Poustevny (Republika Czeska). Po dwóch latach wyjechał do pracy do Ekwadoru.

Ciekawe anegdoty dotyczące życia codziennego w tak zróżnicowanym pod każdym względem kraju rozbawiały i wzruszały raciborską publiczność. Jedną z nich był historia ornatów Ojca Jana Koczego z „poncza z lamy i huacaya” czyli kolorowych i zdobionych strojów mieszkańców Ameryki Południowej, które są jednym z charakterystyczny elementów tego regionu. Jak sam mówił: – ich zastosowanie jest naprawdę duże, można z nich zrobić, koc, obrus, płaszcz czy właśnie liturgiczny ornat. Publiczność zgromadzona w Raciborskim Zamku Piastowskim zainteresowały również lokalne tradycyjne potrawy (świnka morska z grilla czy ryż z larwami). Jednak najbardziej komentowany był system polityczny i społeczny Ekwadoru.

– Ekawdor to miejsce przepiękne ale bardzo niebezpieczne, sam zostałem napadnięty 9 razy – o. Jan Koczy. Jego różnorodność społeczna, wszechobecna korupcja (szczególnie policji) jak również brak poczucia narodowościowego zamieszkałych grup etnicznych, nie sprzyja demokracji i państwowości. Indianie często dokonują samosądów, przez co tubylcy darzą ich dużym szacunkiem. Warto podkreślić, że miejscowości turystyczne, jak np. Wyspy Galapagos, są objęte szczególny prawa. Tam też kwitnie nocne życie i zwiedzający mogą czuć się bezpieczniej.

Dużym zaskoczeniem było zestawienie zdjęć pięknych piaszczystych plaż z prymitywnymi domkami na balach w których mieszkają Ekwadorczycy. Dlatego Ojciec stworzył fundację im. „Św. Józefa Freinademetza SVD – Fu Shen Fu”, która stawia sobie cztery cele: dożywianie dzieci, opieka zdrowotna, wykształcenie i formacja. Parafia w której pracuje jest biedna, dlatego nie może liczyć na pomoc ludności tubylczej.

Ja sam o sobie mówi Ojciec: „Werbiści to tacy turyści” dlatego w sieci można znaleźć jego blog, na którym odnajdziemy wiele ciekawych faktów niedostępnych w zwykłych przewodnikach (http://www.fundacion-fushenfu-ecu.org/pl/ojciec-jan-koczy).

/Agnieszka Pol/
/publ. a/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj