– Po co Unii 9 grup młodzieżowych? Wyszkolą zawodników, którzy następnie idą grać w wiejskich drużynach bo tam lepiej płacą – dziwi się prezydent Lenk.
Niedawno prezydent Lenk brał udział w roboczym cyklicznym spotkaniu z samorządowcami gmin powiatu raciborskiego. Chęć udziału w spotkaniu zgłosili przedstawiciele podokręgu piłkarskiego, co też się stało. Prezydent jest pod wrażeniem wielkości środowiska piłkarskiego, niemniej nie zdradza o czym mówiono w Szymocicach.
Raczej nie było to spotkanie mające zrobić z Raciborza potęgę piłkarską. Wręcz przeciwnie, z tego co przekazał Lenk dziennikarzom podczas posesyjnej konferencji prasowej, lepiej nie będzie.
Były co prawda plany połączenia Unii i Rafako, ale szybko się to skończyło. Prezydent nie zamierza więc inicjować następnych prób. Zostawia to działaczom.
A tutaj też nie ma co liczyć na poprawę. Klubów jest dużo, sama czwartoligowa Unia ma konkurentów w postaci kilku LKS-ów w dzielnicach, o klubach z wiosek nie wspominając. Każdy z nich pilnuje swego interesu. Stąd nie ma co liczyć na to, że wybijający się zawodnicy stworzą super-skład, dający nadzieję na powrót piłki nożnej na chociażby średnim poziomie w Raciborzu. Jest wręcz odwrotnie. Biedna Unia nie jest w stanie zatrzymać wychowanków, którzy bardzo często wybierają grę w niższych klasach, bo tam dostaną kilkadziesiąt złotych więcej.
Sama Unia, grająca w IV lidze, to też raczej obraz nędzy i rozpaczy. Od kilku lat rozpaczliwie broni się przed spadkiem, choć degradacja raczej nic nie zmieni. Na tym szczeblu rozgrywek to totalna amatorszczyzna (oczywiście jeśli chodzi o finansowanie). Pytany o poprawę sytuacji prezydent Lenk szczerze przyznaje, że nie widzi rozwiązania. Gdyby Unia grała w III lidze, sytuacja byłaby inna. Utalentowani gracze mieliby ambicje do gry w najlepszej drużynie w okolicy. Wygląda na to, że przeszkodą są przepisy PZPN, ale też ambicje prezesów klubów. – Nie zamierzam uzdrawiać piłki nożnej, nie znam się na tym – przyznaje.
Nie ma też mowy, by wciągnąć w to urząd miasta, by na piłkę nożną zwiększyć nakłady z miejskiej kasy. – To nie moja sprawa – podsumowuje Lenk.
/ps/