Spływ Rafako po Skawie

Pomimo kiepskich warunków atmosferycznych uczestnicy spływu byli bardzo zadowoleni ze spływu. W imprezie wzięło udział 110 osób.

W niedzielę, 21 czerwca br. odbył się IV Spływ Kajakowy RAFAKO S.A. Ta forma spędzania czasu wolnego na dobre wpisała się w kalendarz imprez integracyjnych RAFAKO. Tym razem pracownicy RAFAKO wraz z rodzinami podziwiali malownicze uroki Małopolski, a dokładniej okolic Wadowic i Zatoru. Tegoroczny spływ organizowany był na rzece Skawa, a trasa liczyła około 20 km.

- reklama -

 

Kajakarze po krótkim instruktażu, spływ rozpoczęli w Wadowicach. Meta zlokalizowana była w Zatorze. Warto podkreślić, że nad bezpieczeństwem uczestników imprezy czuwali doświadczeni instruktorzy.
Jako pierwsi spływ ukończyli w dwuosobowym kajaku Jakub Niedzielski oraz Robert Koziarski, którzy przyjechali razem z rodzicami. Chłopcy zgodnie przyznali, że płynęło się im spokojnie, bez żadnych niespodzianek. – Ani razu się nie wywróciliśmy – podsumowali nieco rozczarowani.
– Bardzo miła impreza integracyjna. Prosty spływ dla rodzin z dziećmi. Nie miałem większych  trudności, żeby pokonać trasę – tak w skrócie zrelacjonował Grzegorz Brożek, Dyrektor Techniczno-Produkcyjny RAFAKO S.A.
Nieco inaczej spływ oceniła Bożena Małczak-Koziarska, Dyrektor Biura Informatyki, która brała udział w spływie już po raz czwarty, a tym razem płynęła z córką Malwiną.
– Było trudniej, niż w ubiegłym roku. Trasa była bardziej wymagająca. Płynęło się przyjemnie, choć trochę od tego wiosłowania bolą mnie ręce – podsumowała pani Bożena.

Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie: raz świeciło słońce, po chwili padał deszcz. – Na spływie jestem po raz czwarty, ale pierwszy raz w takich warunkach pogodowych.  Nie wziąłem odpowiedniego sprzętu i przemokłem do suchej nitki. Trasa jest jedną z ciekawszych, na których miałem przyjemność płynąć. Prześliczne meandry oraz warstwa roślinna – relacjonował Marek Niedzielski.

 

 

 W spływie Rafako uczestniczyło 110 osób.

 

Dużym wyzwaniem dla kajakowiczów była „dodatkowa atrakcja” czekająca na nich w środku trasy, czyli zapora wodna, którą musieli ominąć na nogach. Uczestniczy zmuszeni byli wyjść z wody i przenieść swoje kajaki około 200 m. – Najbardziej zaskoczył mnie stopień wodny, przez który trzeba było przenieść kajak. Po raz pierwszy jestem na spływie organizowanym przez RAFAKO na górskiej rzece. Wychowałem się nad Rospudą, pochodzę z Mazur, więc kajakarstwo nie jest mi obce. Płynąłem sam, więcej siły musiałem włożyć w wiosłowanie, ale miałem luksus w płyciznach, a było ich dosyć sporo, gdyż stan rzeki był dosyć niski – powiedział z uśmiechem Jerzy Kozłowski z pszczyńskiego oddziału RAFAKO. Z kolei dla Łukasza Skrzypca, który na spływ przyjechał razem z siostrą, Katarzyną Skrzypiec, największą przeszkodą był brak wody w niektórych miejscach. – Musiałem razem z moim współtowarzyszem wyjść z kajaku i przenieść go na głębszą wodę – stwierdził.

Pracownicy RAFAKO wykazują się wyjątkową aktywnością sportową: zimą z powodzeniem rywalizują w Mistrzostwach Energetyków w narciarstwie alpejskim, latem zdobywają trofea w kolarstwie górskim, coraz lepiej radzą sobie w długodystansowych biegach ulicznych. Spływ kajakowy nawiązuje do tej tradycji, pozwala aktywnie spędzić czas wraz z rodziną oraz zintegrowania się z kolegami z pracy. 

– Takie wyjazdy są bardzo pozytywne. Część ludzi dopiero na nich ma okazję spotkać się osobiście. W pracy wiele osób zna się tylko z nazwiska, a na wyjeździe może poznać się bliżej – mówi Zenon Przybyła, podkreślając miłą atmosferę oraz sprawną organizację.
– Dzięki takim wydarzeniom posiada się wspólne tematy i wspomnienia, co niewątpliwie wpływa na późniejsze kontakty zawodowe; znacznie lepiej rozwiązuje się codzienne problemy. Na wyjazdach służbowych nie ma podziałów na dyrektora i pracowników. Tutaj jesteśmy wszyscy na równych zasadach – mówi Norbert Lejeune, Dyrektor Biura Projektowo-Konstrukcyjnego RAFAKO S.A. Wspólnie z żoną jest jednym z bardziej doświadczonych kajakarzy, gdyż wiosłuje już od 1977 roku. – Pamiętam jeszcze czasy, gdy pływało się na kajakach drewnianych. Gdybyśmy dzisiaj operowali na takich sprzęcie to z pewnością tegoroczny spływ należałby do mnie udanych – podkreśla N. Lejeune.

 

publ. /l/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj