Eksperci przewidują różne konfiguracje rozkładu mandatów. We wszystkich analizach większą część puli bierze jednak Prawo i Sprawiedliwość.
Wybory 25 października przez lwią część klasy politycznej reklamowane są jako inne niż wszystkie pozostałe. Z jednej strony koalicja rządząca próbuje przekonać Polaków, że zdecydują one o zakresie ich swobód, o jakości demokracji, o modelu rozwoju gospodarczego. W retoryce obozu władzy przewija się moment zagrożenia. Niebezpieczeństwo pojawienia się aksamitnej dyktatury. W świetle wystąpień polityków Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego istnieje również realna możliwość utopienia kraju w kryzysie gospodarczym, którego udało się uniknąć. Zastosowana narracja pozwala nam zobaczyć Polskę w budowie, dynamicznie się rozwijającą, goniącą niemal mityczny Zachód. Optyka głównej partii opozycyjnej jest zdecydowanie odmienna.
Prawo i Sprawiedliwość zwraca uwagę na błędy transformacji, na olbrzymie sfery wykluczenia społecznego, na rażące patologie życia publicznego. Kluczowym hasłem opozycji stała się potrzeba zmiany. Prawdziwy, realny rozwój w tej perspektywie możliwy jest po usunięciu szkodliwego rządu, który skompromitował się przy okazji wielu afer. W wyścigu o udział w nowym parlamencie biorą udział również inne formacje. W ich programach, spotach hasło wyjątkowości tych wyborów przewija się nader często. Zjednoczona Lewica pod przywództwem nowej liderki Barbary Nowackiej uważa, że trzeba postawić tamę niebezpiecznemu skrętowi na prawo. Technokrata Ryszard Petru grzmi o konieczności uwolnienia po raz wtóry przedsiębiorczości Polaków. Partia Korwin prezentuje stary, radykalny neokonserwatyzm i krytykuje jakąkolwiek ingerencję państwa w życie gospodarcze czy społeczne. PSL balansując na granicy progu wyborczego nawiązuje do wypróbowanych haseł solidaryzmu społecznego i potrzeby wzajemnego zrozumienia. Do walki włączył się również charyzmatyczny piosenkarz Paweł Kukiz żądający całkowitej przebudowy ustroju politycznego. Nowa partia „Razem” broni mocno lewicowych postulatów koncentrując się na prawach pracowniczych. W pewnym sensie każde z tych ugrupowań ma rację – to będą inne wybory niż pozostałe. Z dużym prawdopodobieństwem zmienią one kształt polskiej sceny politycznej, która od 8 lat zdaje się być nieruchoma i pogrążona w lekkim śnie przewidywalności. Sondaże opinii publicznej nie dają Platformie Obywatelskiej zbyt wielkich szans na dogonienie rywala, który w badaniach prowadzi różnicą nawet kilkunastu procent. Ogólnopolska fala prawdopodobnie zmieni również polityczny krajobraz lokalnie.
W okręgu 30, gdzie tradycyjnie PO decydowała o kształcie debaty eksperci wieszczą nie tylko zwycięstwo PiS; według nich PO może stracić tu aż 2 mandaty. Nazwiska tych, którzy przewijają się najczęściej na politycznej giełdzie są różne. Za tych, za których bukmacherzy nie zechcą zapłacić to Gabriela Lenartowicz i Izabela Kloc. Obie „jedynki” w opinii zorientowanych właściwie mogą już przykręcać tabliczki na Wiejskiej. O mandat nie powinien też obawiać się poseł PiS z Jastrzębia Grzegorz Matusiak. Reszta nazwisk obciążona jest już jednak mniejszym lub większym współczynnikiem ryzyka. W lepszej sytuacji są posłowie, bo ci mieli okazję zaprezentować się szerszej publiczności. Czesław Sobierajski i Henryk Siedlaczek intensywnie działali w powiecie raciborskim. O mandat może powalczyć radna Katarzyna Dutkiewicz. Do senatu miłośnicy lokalnej polityki obstawiają pół na pół. Starcie Adama Gawędy i Dariusza Prusa będzie na pewno interesujące. Spoza grona dwóch wielkich swoje aspiracje złożyli m.in. Henryk Hajduk z Nowoczesnej.pl i Łukasz Kohut ze Zjednoczonej Lewicy. Oprócz indywidualnych wyników kandydatów muszą oni liczyć również na poparcie swoich formacji w skali całego kraju. W całej tej układance jedno jest pewne – złoży się ona w całość wieczorem 25 października. Ewentualnie kilka dni później…
/Leszek Iwulski, publ.p/