Szkoła to nie najlepsze miejsce na spotkania z wyborcami – do takiego wniosku doszli radni miejscy po tym, jak jeden z mieszkańców nie zastał żadnego z nich na dyżurze.
Podczas posiedzenia komisji gospodarki miejskiej jeszcze raz wróciła sprawa wyborcy, który objechał kilka punktów na terenie miasta, gdzie mieli dyżurować w wyznaczonym czasie radni (w tym przypadku z prezydenckiej koalicji). Mężczyzna nie spotkał się z nikim z tej prostej przyczyny, że po prostu nikogo na miejscu nie było.
W ubiegłym tygodniu prezydent Lenk tłumaczył, iż niektórzy zamiast na dyżurze wybrali obecność na odbywającym się w tym samym czasie spotkaniu poświęconemu budżetowi obywatelskiemu, zaś całą sprawę określił jako "małą ale sprawną prowokacją". Dziś do rzekomej prowokacji odniósł się radny Marcin Fica. On miał sprawować tego dnia dyżur w SP4 i jak twierdzi – był na miejscu przez 45 minut. Problem w tym, iż szkoła była zamknięta. A że było zimno i nikt nie przychodził, trochę sobie dyżur skrócił.
Pozostali radni podzielili pogląd, iż szkoły to nie najlepsze miejsca na spotkania z wyborcami. Janusz Loch w SP 13 był przeganiany przez sprzątaczki z sali do sali, również Leszek Szczasny (który także wziął udział w spotkaniu w sprawie budżetu, a pomimo to na swój dyżur do SP 15 zdążył i odsiedział cały) najchętniej widziałby inaczej system dyżurów radnych miejskich, co zresztą sygnalizował już rok temu. I choć padały takie propozycje jak np. supermarkety, to uznano iż radny nie powinien być sztywno przywiązany do okręgu z którego został wybrany, a na miejsce spotkań z wyborcami wyznaczyć ogólnodostępne miejskie instytucje jak RCI czy dom kultury.
To mogłoby przyczynić się z drugiej strony do większego zainteresowania mieszkańców sprawami samorządu. O ile w dzielnicach ościennych radni nie narzekają na brak zainteresowania i na ich dyżurach obywatele rzeczywiście się pojawiają, tak już w samym mieście dyżur radnego wygląda przeważnie w ten sposób, iż przyjdzie on w wyznaczone miejsce o wyznaczonej porze, przesiedzi ten czas w oczekiwaniu na interesantów, po czym bez spotkania choćby z jedną osobą wraca do domu. Członkowie komisji zgodnie uznali, iż kwestię polepszenia kontaktów na linii radni-mieszkańcy trzeba jeszcze raz solidnie rozważyć.
/ps/