Kaś ty chopie wloz czyli Dawid Łomnicki na najwyższym kominie w Europie [ZDJĘCIA] [WIDEO]

Dawid Łomnicki na najwyższym kominie w Europie

360 metrów liczy sobie komin w Trbovlje w Słowenii. To mniej więcej tyle, ile mierzyłoby 11 dziesięciopiętrowych wieżowców ustawionych jeden na drugim. I o 130 metrów więcej niż Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Na taką wysokość Dawid Łomnicki nie tylko się wspiął, ale robił pompki i stanął na rękach. Opowiedział nam, jak wyglądała wyprawa do Słowenii i wspinaczka.

- reklama -

Jest wczesny ranek, sobota 30 września. Słowenia, miasto Trbovlje. Mieści się tu liczący 360 metrów wysokości komin. Pod obiekt podjeżdża samochód, z którego wysiada czterech młodych mężczyzn. Dwóch z nich, Maciej i Michał, dzień wcześniej wyjechało z Berlina, po drodze zabierając z Polski pozostałą dwójkę. Byli to Marcin z Chropaczowa i raciborzanin Dawid Łomnicki. Ta dwójka poznała się jakiś czas temu przez internet. Marcin, znany też jako BNT, zasłynął z publikowania w sieci filmików, na których zdobywa rozmaite wysokie obiekty, np. w Niemczech i Rumunii. Dawid również opublikował kiedyś nagranie, na którym widać jak wykonuje ćwiczenia na 150 metrowym maszcie. Ich wyczyny zaimponowały im nawzajem, stąd postanowili skorzystać z zaproszenia Maćka i Michała i porwać się na rzeczywiście duże wyzwanie. Tym wyzwaniem był komin, najwyższy w Europie.

Dawid zamierza dalej się wspinać i wykonywać przy tym różne elementy, gdyż jak twierdzi, jest wtedy bardzo szczęśliwy i spełniony. Nie zdradza o jakie obiekty chodzi. Na pewno ciężko będzie wejść na wyższy, ale i takie ma w planach.

Do Słowenii jechali ok. 7 godzin. Na miejscu jeszcze półgodzinki na przygotowania i w górę. Wdrapywać się będzie trzech z nich, czwarty w dużej mierze odpowiedzialny jest za dokumentowanie, choćby za pomocą drona. I choć wiedzieli, że zadanie łatwe nie będzie, przysłowiowe schody pojawiły się już na początku. Jak się okazało, obiekt jest zabezpieczony bardziej niż opisywały to osoby, które były tu już wcześniej. Zewnętrzna drabina na pierwszych 10 metrach była tak zabezpieczona blachą dookoła, że nie dało się po niej wejść, stąd też próby ominięcia zabezpieczeń zajęły wiele minut. W końcu udało się na tyle odciągnąć związane łańcuchami drzwi we wrotach do samego komina, że wciągając brzuchy, jeden po drugim znaleźli się wewnątrz.

Wbrew pozorom, nawet pod górę można było pobłądzić, gdyż było parę drabin do wyboru. Tak się jednak nie stało i po ponad godzinie znaleźli się na samym szczycie komina. – Nie dało się napatrzeć na te epickie widoki, pogoda nam dopisała w 100%, a wschód słońca zapamiętamy do końca życia – relacjonuje Dawid. Dowodem tego jest nakręcony film – od samego patrzenia bardziej wrażliwym cierpnie skóra. Jakie to uczucie, stać na wąskiej opasce komina na wysokości 360 metrów? Czy adrenalina jest silniejsza niż strach? – Myślę że ekscytacja, ale taka ostrożna. W takich chwilach trzeba być skupionym w 100% by po prostu nie zostawić nawet tego 1% wątpliwości czy przypadku – mówi, dodając, iż na co dzień bardziej ryzykuje, przechodząc przez jezdnię bez rozglądania czy zmieniając stację radiową w samochodzie.

Na górze śmiałkowie spędzili ok. 3 godzin. Ale nie samo zdobycie komina było celem. Łomnicki, który od 2013 roku trenuje Street Workout, czyli ćwiczenia z własną masą ciała, nie byłby do końca usatysfakcjonowany, gdyby nie spróbował swych umiejętności. – Większość ludzi nie wyobraża sobie nawet wejść na taką wysokość, co dopiero np. stać na rękach. Gdy człowiek nie ćwiczy na co dzień, nie kontroluje swojego ciała i nie zna jego możliwości, na pewno ma wątpliwości, gdy widzi takie wyczyny. Drugą sprawą jest umysł, jest wielu lepszych zawodników ode mnie i mimo 10-krotnie większych umiejętności nie byliby w stanie tego zrobić. Ja dzięki wielu sytuacjom w moim życiu, bo nie sądzę żebym z tym się urodził, jestem w stanie wykonywać takie figury mimo 360 metrów przepaści po bokach, a może to jakiś dar, tak czy inaczej mam przed tym mniej oporów – komentuje.

– Co oczywiste, bliskie mi osoby nie do końca cieszą się z tego co robię. Jest to zrozumiałe. Pozdrawiam czytelników, nie wchodźcie na kominy! – apeluje Dawid Łomnicki.

Mimo iż na szczycie łopotała polska flaga, trzeba było w końcu zejść. Odbyło się to bez większych problemów. Gdy już stanęli na twardym gruncie, cali z sadzy, czekała na nich niespodzianka. Pojawiła się straż przemysłowa i tamtejsza policja, ale obyło się bez większych problemów. Co ciekawe, więcej emocji niż sam wyczyn wzbudziła publikacja w sieci nagrań z wyprawy. Wzbudziły one różne reakcje – od podziwu i gratulacji po krytykę. Komentujący na YouTube czy Facebooku często zarzucali, iż nagranie może stać się inspiracją dla młodych ludzi, którzy nie posiadając odpowiedniego przygotowania i umiejętności, będą starali się powtórzyć ich niebezpieczny wyczyn. – Koledzy nie doświadczają u siebie takiej fali hejtu jak ja, ale dzieje się to od 4 lat, obojętnie co bym nie robił, także nie ma się czym przejmować. Ciekawi ludzie bez kompleksów, kulturalni czy osiągający coś w swoim życiu i mający co robić, przeważnie ograniczają się do słów w stylu „to było ryzykowne, ale pięknie wyszło”. Rozumiem jednak pewne zarzuty, tyle że nie są one do końca słuszne – twierdzi Dawid. Internet pełen jest filmów z różnego typu niebezpiecznymi akcjami i trzeba kierować się rozsądkiem. On sam jest trenerem i ma kontakt z młodszymi od siebie adeptami Street Workoutu. – Młodzi ludzie często pytają o takie wyczyny, wtedy wyjaśniam jasno i rzeczowo, dlaczego to nie jest dla każdego i nie warto tego naśladować. Mam argumenty, które rozumieją – wyjaśnia.

/ps/

- reklama -

3 KOMENTARZE

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj