13 maja, w miejscu starego przejścia granicznego w Chałupkach, po raz kolejny już odbył się targ staroci pod nazwą „Jarmark na granicy”. Nie brakowało unikatowych przedmiotów z przeszłości ale też nie obyło się bez tandety i podróbek.
Kolekcjonerzy militariów, pasjonaci historii, numizmatycy, antykwariusze i zwykli hobbyści zjechali się z różnych części naszego kraju, ale nie tylko. Pojawili się również wystawcy z Czech oraz Niemiec. Poszukiwacze ciekawych bibelotów mogli czuć się jak ryba w wodzie. Komplet historycznej bolesławieckiej porcelany, mieniące się w słońcu kryształy, mosiężne świeczniki czy oryginalny bagnet z czasów II WŚ, to tylko niektóre z przedmiotów które można było nabyć na targu. Było również kilku wystawców którzy oferowali zegarki vintage. Były „Błonie” czy bardzo modne w latach ’70 „Atlantic”-i. Koneserzy mogli się połasić na piękną, złoconą Omegę z lat ’60, w doskonałym stanie, której posiadaczem można było zostać się już za 2800zł.
Na targu niestety nie brakowało też tandety czy podróbek, ładnie nazwanych replikami, które czekały na przysłowiowego jelenia. – Jednoznacznie informuję potencjalnego klienta co jest wyrobem współczesnym udającym historyczny przedmiot, a co jest oryginałem. Zdarza się, że niektórzy z moich kolegów oszukują niedoświadczonego klienta, ale prędzej czy później taka sprawa wychodzi i taki sprzedający jest skończony. Mi zależy na utrzymaniu renomy, którą buduję już kilkadziesiąt lat. Uczciwość popłaca, co obrazuje fakt, że klienci często do mnie wracają – mówi Eugeniusz, starszy Pan z charakterystyczną siwą brodą spiętą w warkoczyk, który na targ przyjechał z Tarnowskich Gór. Od kilkudziesięciu lat zbiera pamiątki związane z II Wojną Światową. Na jego straganie możemy nabyć monety i banknoty (szczególnie cenny jest tzw. Notgeld czyli pieniądz zastępczy), przedwojenne piękne pocztówki, przypinki do mundurów, a nawet broń czarnoprochową, ale już współczesną. To co wystawił Eugeniusz na swoim kramiku, to tylko niewielka część jego sporej kolekcji. Jak sam mówi, są też w jego posiadaniu rzeczy, które do sprzedaży nigdy nie trafią. –Moją największą pasją są listy obozowe. Posiadam w swoim zbiorze listy z Oświęcimia czy Sobiboru. Aby je zdobyć, a przede wszystkim potwierdzić ich autentyczność trzeba niejednokrotnie przemierzyć setki kilometrów. To są takie moje perełki, których nie zobaczysz na moim targowym stoliku – tłumaczy pasjonat.
Okazuje się, że takie hobby może również przysporzyć sporo kłopotów i to natury prawnej. –Zdarza się, że nachodzi mnie na targach Policja czy Straż Miejska, gdyż posiadam w swoich zbiorach artefakty ze swastyką czy innymi zakazanymi symbolami. Dlatego zawsze wożę ze sobą odpowiednie ustawy i rozporządzenia, żeby w razie czego wytłumaczyć stróżom prawa co jest propagowaniem ustroju totalitarnego, a co nie – śmieje się Tarnogórzanin.
„Jarmark na granicy” po wielu swoich edycja pokazuje, że stał się miejscem, które pozwala poznać nam naszą historię, czasami, w sposób wręcz namacalny. Poznać sztukę użytkową dawnych lat, nauczyć się rozpoznawać prawdziwą porcelanę czy podziwiać obrazy regionalnych artystów. Mamy też możliwość obcowania z bardzo ciekawymi ludźmi o niejednokrotnie niesamowitej wiedzy. Jarmark pokazuje również, że jest ciekawą alternatywą do spędzenia wolnego czasu dla całej rodziny. Przykładem tego niech będą tłumy, które pojawiły przed mostem łączącym nas z południowymi sąsiadami. Jedyne co mogło w tym wydarzeni przeszkadzać, to fakt, że pomiędzy pięknymi, bardziej lub mniej wartościowymi przedmiotami zdarzali się sprzedający, którzy jedyne co mieli do zaoferowania to wątpliwej jakości chińską bieliznę czy T-shirty…
tekst i fot. Dariusz Niestroj