Niszczejący budynek starego szpitala przy ulicy Bema w Raciborzu budzi emocje mieszkańców. W salach obrad rady miasta i powiatu od lat słychać głosy, że władze samorządowe nie zrobiły nic, aby wyegzekwować od właścicieli ogromnego obiektu w centrum jego odpowiednie zabezpieczenie.
Z jednego z najbardziej reprezentacyjnych budynków w mieście zamienił się w ruderę, której stan jest tematem dość żywej od lat dyskusji. Dawniej należał do powiatu raciborskiego, obecnie ma dwóch prywatnych właścicieli. Jedna z wydzielonych nieruchomości znajduje się w posiadaniu raciborskiej spółki, która jakiś czas temu wystawiła ją na sprzedaż. Pozostała część obiektu należy do przedsiębiorcy z Chorzowa.
Jak przyznaje prezydent Mirosław Lenk temat jest trudny. Z chwilą przejścia prawa własności, władze samorządowe straciły kontrolę nad tym, co dzieje się z budynkiem.
O choćby podstawowe zabezpieczenie terenu wnioskował wielokrotnie na radzie miasta Wiesław Szczygielski, zawodowo strażak. Przestrzegał, że może tam dojść w przyszłości do groźnego pożaru, którego ugaszenie będzie szczególnie trudne zważywszy na specyficzne położenie. Strażacy już nie raz wyjeżdżali do zadymienia lub niewielkich pożarów śmieci, kanap czy drewnianych elementów, które znoszą tam bezdomni.
W drugiej połowie września w raciborskim magistracie odbyło się drugie spotkanie w sprawie starego szpitala. Jak przyznał na wrześniowej sesji rady miasta prezydent Lenk, tym razem nie skończy się na słowach. Zapewnił, że zarówno on, jak i konserwator zabytków, PINB, straż pożarna, straż miejska i organy starostwa wystąpią do prokuratury rejonowej. Ma nadzieje, że tego rodzaju kroki skłonią właścicieli do rozmów o przyszłości budynku.
Wojciech Kowalczyk
Właściciele powinni byli niezwłocznie po zakupienia go zamknąć bryłę budynku, czyli zabezpieczyć okna i drzwi, zabić w czy zamurowac Dlaczego tak się nie stało?