Spotkanie po latach z mistrzem Włodzimierzem Maruniakiem

Założyciel Raciborskiej Sekcji Karate Kyokushin przybył do Polski z wizytą z Vancouver. Po latach spotkali się jego pierwsi uczniowie, wśród nich eurodeputowany Marek Migalski oraz przewodniczący RM Tadeusz Wojnar.

Shihan Włodzimierz Maaruniak. Fot A. Drużbicka 

Dla tego człowieka warto było przebyć nawet setki kilometrów… Na spotkanie z shihanem Włodzimierzem Maruniakiem przybyli goście nie tylko z Raciborza i okolic, ale także z różnych miast Polski i zza granicy.

- reklama -

 

 

Opowieść o grizzlim. Fot. A. Drużbicka

Treningi Karate w Raciborzu zapoczątkował sensei Maruniak (obecnie shihan, 5 dan) w 1978 roku. Stworzył sekcję Karate Kyokushin przy Klubie Sportowym „Spójnia” w Raciborzu. Bardzo szybko zyskał wielką popularność jako świetny wychowawca i przyjaciel młodzieży, a także wspaniały trener. W latach osiemdziesiątych w sekcji ćwiczyło około trzystu osób, a raciborscy karatecy osiągali bardzo wysokie wyniki na różnych zawodach, w tym ogólnopolskich. Wychowanką sensei Maruniaka była m.in. Ola Maid, która w 1987 roku na Mistrzostwach Polski w Łodzi wywalczyła złoty medal. Sensei prowadził sekcję do roku 1988, kiedy to emigrował do Niemiec, a stamtąd do Kanady. W obu krajach z dużym powodzeniem zakładał i prowadził kolejne grupy młodych adeptów Wschodnich Sztuk Walki. Po jego wyjeździe, organizacją i prowadzeniem sekcji zajął się sempai Zygmund Czech (dziś również mieszkający w Niemczech), pierwszy asystent i prawa ręka obecnego shihana. Jego następcą jest sensei Grzegorz Wachowski (2 dan), prowadzi sekcję do dziś i jest to, jak stwierdził Czech, odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.

  

 

Obecnie przez sekcję przewija się dużo osób, mówi Wachowski. Zostają przede wszystkim osoby, które chcą pracować nad sobą, niekoniecznie te, które mają największe zdolności motoryczne. Często zostają osoby, które mają mniejszy talent do Karate, ale lubią pracować, bo Karate to jest przede wszystkim sztuka walki czyli ciągła praca nad sobą. Ja trenuję już ćwierć wieku i wciąż muszę nad sobą pracować.

 

 

Pokaz kata. Fot. A. Drużbicka 

27 czerwca w sali gimnastycznej SP 11 o godz. 11.00 rozpoczął się dwugodzinny trening raciborskiego klubu, gościnnie prowadzony przez shihan Maruniaka, przeplatany pokazami kata. Po jego zakończeniu nie było końca wspólnym zdjęciom i braterskim uściskom. Wszyscy uczestnicy zgodnie podkreślali, że to jedyne i niepowtarzalne spotkanie w takim gronie, najbardziej brakowało Oli Maid, z którą jednak wymieniano serdeczne sms-y. Dla niektórych karate było epizodem, ale dla wielu pozostało drogą życia, w której starają się realizować założenia przysięgi dojo. O tym mówią m.in. Ania i Waldek Noworyta, raciborzanie, którzy wraz z trójką dzieci (również trenujących) także przyjechali z Niemiec. Niezależnie od tego jak potoczyły się losy „uczniów”, dla wszystkich, przyjacielem i mistrzem pozostaje shihan Włodzimierz Maruniak. Tak było również w przypadku pani Ali, najstarszej, siwowłosej uczestniczki treningu, która przyjechała na spotkanie po 25 latach.

 

Pani Ala. Fot. A. Drużbicka

 

Wieczorem w Bieńkowicach nastąpił dalszy ciąg imprezy. Już bez kimon i w jeszcze szerszym gronie, w „ogniskowej” atmosferze, uczestnicy tradycyjnie słuchali dowcipów shihana oraz anegdot z kanadyjskich łowów na wielkiego zwierza. Przeróżnym wspomnieniom nie było końca, odnowiono wiele znajomości i kontaktów. Wśród różnych anegdot powtarzały się te o morderczych (lecz jakże wspaniałych!) treningach, wspólnych obozach oraz o ścinaniu szyjek szklanych butelek jednym ciosem gołej ręki, bez ich przewracania. Jak kto nie wierzy prześlemy link z You Tube, gdzie można to zobaczyć mówią Marek Nikolin i Leszek Wcisło.

 

 /al/  

 

 

Wkrótce wywiad z shihanem Maruniakiem

- reklama -

14 KOMENTARZE

  1. Sensei W. Maruniak – taki miał wtedy stopień (III Dan) był również świetnym wychowawcą i miał niesamowite poczucie humoru.
    Zawsze przed treningami należało posprzątać i umyć salę na której ćwiczyliśmy, a był to obowiązek najniższych pasów, oczywiście jeśli to nie zostało zrobione to odpowiedzialność za nieprzygotowanie sali do ćwiczeń spadała na całą grupę.
    Kiedyś coś słabo przyłożyliśmy się do sprzątania sali, a Sensei akurat postanowił sprawdzić jak ona wygląda i przejechał palcami po ziemi… okazało się że są one brudne.
    Wydał komendę „fudo dachi”, czyli stoi się bez wykonywania jakiegokolwiek ruchu, a następnie zniknął na kilka minut.
    Każdy wiedział, że coś się święci.
    Po chwili wszedł Sensei z dwoma pełnymi wiadrami wody i zaczął je rozlewać po całej sali.
    Zaczęliśmy ćwiczyć przejścia i niskie pozycje oraz przeciąganie partnera po ziemi. Po kilku minutach ćwiczeń Sensei znów zawołał „fudo- dachi” i każdy stanął w bezruchu. Sensei popatrzył na nas wszystkich i powiedział, że z takimi brudasami nie będzie ćwiczył…. I na tym trening niestety się skończył, było nam oczywiście strasznie głupio i smutno ale cóż, taka to była lekcja wychowania.
    Wtedy było nam bardzo smutno ale teraz wspominam to bardzo miło:)

  2. Ludzie! Macie p…..ne w głowach, promować gościa, który potrafi zabijać uderzeniem dłoni! Dżudo to…. tylko ….obrona! Karate to wyrafinowana śmierć! Przemyślcie swój zachwyt!

  3. sory mściciel ale nie mamy do czynienia z seryjnym mordercą tylko inteligentnym człowiekiem, dla którego karate jest pasją, a nie bronią, której używałby do krzywdzenia ludzi

  4. [quote]Bori kontroluj bajere dobra?!?!?! Nie wiesz co i o czym piszesz… W którym momencie się tym chwali?? I kto niby zabija zwierzęta dla przyjemności??!??[/quote]
    Zobacz jego profil na Nasza klasa

  5. Od kiedy myślistwo to zabijanie dla przyjemności??Przynajmniej sam upoluje to co później zjada. Ty pewnie kupujesz mięso u rzeźnika-masowego mordercy, hahahahaha.

  6. Spoko, w takim razie pozwól, że to nie ty go będziesz za to sądził. Przynajmniej ma odwagę sam upolować to co zje. Każdy wybiera swoją życiową drogę. On je mięso, a ty jesz soję. Cała ludzkość przed wynalezieniem rzeźni to też mordercy, którzy chwalili się, że mordują zwierzęta. Pomyśl!

  7. Witam wszystkich, czytam tę dyskusję i zastanawiam się… Facet pomogł wielu ludziom, wiele ich nauczył, miał też sporo swoich życiowych problemów, na pewno popełnił wiele błędów – jak my wszyscy… Ja też od kilku lat nie jem mięsa, ale nie uważam, że jest to wyznacznikiem wartości człowieka (powiedzcie np. Eskimosom, żeby nie jedli mięsa, a najlepiej lamparty nauczyć diety wegetariańskiej). Przecież nie o to chodzi, rosliny też są żywe, a kiedy zjada się np. świerzy liść sałaty „on” najprawdopodobniej wciąż to czuje, gdyż nie ma scentralizowanego ośrodka nerwowego, który mógłby odciąć przekazywanie impulsów bólowych… Tak już jest zbudowany ten świat i na to akurat nic nie poradzimy. Proponuję tym, którzy nie słyszeli o dżinistach, poczytać do czego oni się posuwają w imię szacunku dla istot żywych i jak wygląda ich codzienne życie, przypuszczam, że większości z nas nie byłoby stać na takie wyrzeczenia. Wydaje mi się, że należy ograniczać cierpienie do minimum tam, gdzie to tylko możliwe i dawać jak najwięcej z siebie innym, to procentuje, chociaż może nie zawsze będziemy o tym wiedzieć. Przecież ważna jest życzliwość i otwartość na drugiego człowieka, czy nie?

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj