4 ofiary śmiertelne i 50 rannych – tak przedstawia się bilans wydarzeń z 1923 roku, które przeszły do historii Raciborza jako "krwawy piątek". Z powodu hiperinflacji i braku żywności robotnicy wyszli na ulice.
Jak pokazują ostatnie wydarzenia w Londynie, społeczne niezadowolenie łatwo przeradza się w zamieszki. Również i w historii Raciborza było wydarzenie, kiedy to ludzie wyszli domagać się swoich racji na ulice, co poskutkowało krwawym stłumieniem demonstracji przez ówczesne władze. Dziś przypada 88 rocznica tego wydarzenia.
Po I wojnie światowej całe Niemcy zmagały się z niskimi płacami i brakiem podstawowych artykułów żywnościowych. Szalała hiperinflacja i drożyzna. Co rusz wybuchały strajki niezadowolonych robotników. Nie inaczej było w Raciborzu, gdzie odnotowano strajki m.in. pracowników drukarń (marzec 1920), pracowników kolei, fabryki czekolady Sobtzicka, fabryki cygar Preissa i Wiedekinda, papierni Schücka, zakładów obuwniczych Fränkla (listopad 1920). W lipcu 1923 roku na skutek kolejnej fali strajków MSW wydało zakaz organizowania zgromadzeń.
Na niewiele to się zdało 9 sierpnia 1923 roku, w czwartek, który był dniem targowym. W mieście zabrakło podstawowych artykułów spożywczych. Związkowcy postanowili o manifestacji i strajku generalnym. Rozpoczął się on 10 sierpnia o godz. 11.00. Robotnicy wyszli z fabryk i zgromadzili się na Placu Dworcowym. Z rynku ruszył na nich 15 osobowy oddział Schutzpolizei, doszło do starć. Demonstrujący wdarli się na rynek i – pomimo nawoływań szefostwa związkowców o zachowanie spokoju – rozpoczęły się zamieszki, walki uliczne i plądrowanie sklepów. W ręce manifestantów wpadło kilkadziesiąt sztuk broni broni: granatów, pistoletów i karabinów, zdobytych dzięki splądrowaniu samochodu policyjnego i sklepu z bronią. Na pomoc raciborskiej policji wezwano dwa plutony z Gliwic oraz stacjonujący w Markowicach pododział z Nadrenii Północnej-Westfalii.
Do wieczora sytuacja została opanowana. Policja wycofała się z rynku, a manifestujący rozeszli się do domów. W wyniku zamieszek zastrzelone zostały cztery osoby: portier Johann Riegel, robotnik Huduczek, 16-letnia pracownica cygarowni na Ostrogu Maria Niemietz i 18-letnia, bliżej nieznana kobieta o nazwisku Rudek. Kilkadziesiąt innych osób zostało rannych, w tym trzy ciężko.
W 1966 roku peerelowskie władze upamiętniły to wydarzenie tablicą na fasadzie kamienicy na rynku, tuż przy wylocie ul. Długiej. Tablica ta znajduje się tam do dziś.
opracowano na podstawie wikipedii
fot. internet
Tylko czekać na wyjście na ulicę obecnych robotników.
I bardzo dobrze, lewacka swołowcz na nic innego nie zasługuje. Ten relikt komuny też powinni usunąć z rynku.
No tak, skoro to podobne do wydarzeń aktualnych w Wielkiej Brytanii, to rozumiem kto manifestował i jak należało ich potraktować. Wtedy to w Raciborzu kto chciał ten pracował, a państwo po przegranej wojnie i kontrybucjach a la Francja musiało zaciskać pasa. Latwo było rozrabiaczom prowokować niebezpieczne demonstracje.Dlaczego nie mówimy o prowokatorach ???? A może to ci co szykowali burdy śląskie ?? Atmosfera do tego była nader sprzyjająca !
A po co ktoś miałby wychodzić na ulice na naszej zielonej wyspie dobrobytu? Chyba, żeby zamanifestować poparcie dla rządu i premiera, dzięki którym pławimy się w luksusie, podczas gdy pogrążony w kryzysie świat zaciska pasa. To dzięki Platformie syte dzieci uczą się w bezpiecznych szkołach, ludzie mają popłatną pracę, emeryci godne emerytury dzięki czemu podróżują po świecie i cieszą się starością. Zakrzyknijmy razem: Vivat Donald Tusk, vivat Platforma Obywatelska! A wichrzycielom mówimy głośno i wyraźnie NIE!
Dzisiejsze Niemcy chlubią się dermokracją, i to dobrze, bo takich sąsiadów warto mieć, którzy prawem się rządzą. Nie pojmuję rozumowania tej zgraji o pseudofaszystowskich manierach, tudzież komuchach z Sowietów rodem. Jeśli dodać do wspomnianego robotniczego buntu, „Noc kryształową” i dzisiejszy RAŚ, to mamy coś w rodzaju „tęsknoty” za rozrubą obcych pacholków w Państwie Polskim. Zarówno prezentowana tablica jak i opisywane wydarzenie z przed 88 laty , to czasy hitlerowskich Niemiec w Ratibor, a po prawej stronie Odry, Polacy już Polskę mieli!!! która i do Raciborza wróciła w 1945 roku.
1923 rok to czay hitlerowskich Niemiec? Coś Ci się Ślązak poprzestawiało.
Ślązaku! Twoje wywody nie trzymią się kupy! One kupą są!
Ale do „tęsknot” dołącza dzisiejszy RAŚ i to niepokoi !!!
Ślązak przejmujesz się RAŚem? Niepotrzebie. Upierdliwe to jak komar koło dupy, ale równie nieszkodliwe. Pobrzęczy, czasem ugryzie. Jak dobrze trafisz to zatłuczesz natręta. Jak nie trafisz, sam zdechnie bez pożywki. A ich autonomia? Równie dobrze mogą domagać się aneksji księżyca. Niech sobie robią swoje marsze do usranej śmierci banda oszołomów. Tyle znaczą co koza z nosa.
Za komuny dzieci chodziły składać tam kwiaty. Hańba! Może pora coś z tym zrobić? Zaorać i zapomnieć. Lewaki nie zasługują na pamięć, tylko na wieczne zapomnienie!
Mam obowiązek sprostować niektórych w poglądzie, że „Lewackie” to wcale nie musi być faszystowskie czy sowieckie – to rezultat dokuczliwej pamięci z lat minionych w odniesieniu do raciborskiej przeszłości. Te lata trzeba wymazać z pamięci, dla ogólnego dobra (nawet gdy były to nasze młodzieńcze lata!).Dzisiejsza lewica, z pominięciem „splamionych” działaczy ma nadal znaczną część wyborców, to przecież robotnicy, którym obce są górnolotne programy, typowe dla świata intelektualnego. Jak pamiętam, na Ślasku zawsze był nie „Nasz” pan, a dla Ślązaków była tylko praca (bez przywilejów, jak w komunie), dlatego troska o własne godne życie w prawie do praktykowania katolickiej wiary, jednoczyły Ślązaków w Związki zawodowe a potem w lewicowe partie – bo to ich życie. Prawem natury powinne też pozostać bliskie związki kościoła z ludem pracującym – pozostawiono ich samemu sobie, nikt o nich nie chce walczyć – potem się dziwią, że zdesperowani wychodzą na ulice!!!
spotakli się pseudo Ślązacy na zabużańskim forum i pieprzą trzy po trzy,