Jak obchodzono dzień Wszystkich Świętych 50 lat temu? Cała idea święta, w którym wspominamy zmarłych z naszych rodzin, przyjaciół, jest dziś podobna. Formy związane z oddawaniem czci tym, którzy już odeszli, były pół wieku temu jednak zupełnie inne. Opowiem krótko o tym.
Muszę zacząć od kontrastujących pojęć: dziś przepych, kiedyś skromność. Pół wieku temu obchodzono dzień 1 listopada bardzo skromnie. Wynikało to z tego, że to były zupełnie inne czasy, kiedy jeszcze nie mieliśmy tylu dobrodziejstw, jak teraz. Przede wszystkim było biednie. Może wspomnę o samym cmentarzu. Nie był zadbany, jak współcześnie, nie było żadnych alejek, często stało się przy grobie po kostki w błocie. Pamiętam, że wzdłuż cmentarza rosły lipy, które przed świętem zmarłych zrzucały liście, a z tym był dodatkowy kłopot w przypadku utrzymania w czystości mogił. Nie było też pomników, a jedynie prymitywne obrzeża grobu z lastryka, a w środku ziemia, na której sadzono bratki. Tak bratki, bo begonii jeszcze w Polsce nie było. Z ramą otaczającą grób zawsze był problem, bo trzeba było szorować ją szczotką i to bielinkiem lub innym mocnym środkiem!
A wieńce? Ozdobą grobów 50 lat temu były jedynie chryzantemy w wazonie, ale nie takie bulwiaste, tylko drobniejsze zazwyczaj. Kwiatów sztucznych jeszcze nie było. Pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką, to jeszcze wieńców nie było, tylko gałązki świerkowe lub z jodły kładło się na grobach. Potem, kiedy już dorastałam wymyślono wieńce. Oczywiście, były to kompozycje robione własnoręcznie z gałęzi przyniesionych z lasu. Grupy kobiet zbierały się jakiś czas przed dniem Wszystkich Świętych i plotły wieńce, w których jedyną ozdobą były pąki żywych chryzantem. Bogatsi kupowali takie gotowe wieńce, biedniejsi zaś robili palmy w swoich czterech kątach samodzielnie. Nie było kwiaciarni wtedy, nawet to słowo jeszcze nie istniało. Ja to uwielbiałam, bo takie chwile wzmacniały zawsze więzi rodzinne. Po kilku latach zauważyć się dało postęp, bo kwiaty do wieńców nagrobnych robiłyśmy już z krepiny (z papieru). Wychodziły piękne, a żeby były bardziej trwałe, to maczało się je w gorącym wosku.
Jeszcze mogę coś powiedzieć o zniczach. Też nie było. Zamiast tego zapalaliśmy na mogile świeczkę – jedną albo kilka – zależy kogo na ile było stać. Świece wtykano do ziemi. Później – znowu postęp, bo wymyślono plastikowe znicze, dziś nazwalibyśmy je „jednorazówkami”. Nie kupowaliśmy ich, tylko sami robiliśmy. Przez cały rok zbieraliśmy wosk (ze względu na oszczędność), stary jakiś, żeby później go roztopić i zalać nim plastikowe znicze. Największą trudność w przygotowaniu znicza sprawiało zrobienie knota. Do tego zatrudniałyśmy naszych mężczyzn z rodziny. Tak samo, jak mężczyzn wysyłało się do lasu po gałązki na palmy. Jak widać, samo przygotowanie się do święta zmarłych wymagało zaangażowania całej rodziny.
Jeżeli chodzi o nabożeństwa, to nie ma chyba różnicy, poza tym jedynie, że nie było kiedyś procesji na cmentarze, a teraz taki zwyczaj się praktykuje, co pochwalam, bo można modlić się wspólnie, stojąc nad grobem. Jeszcze, jak sobie przypominam, nie było żadnych korków przy cmentarzach. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – nie było samochodów! Na cmentarz udawaliśmy się pieszo całymi rodzinami, ewentualnie na rowerze. Później szło się nawet do podraciborskiej wioski pieszo i się wracało. Najważniejsze jednak jest to, że z tymi, którzy już odeszli, spędzało się prawie cały dzień. Pamiętam, że do późnych godzin wieczornych cmentarz był pełen ludzi. Dziś o 17:00 już pustki. A kiedyś był czas na to, żeby powspominać zmarłych nad grobami, mówiło się o nich… Rozmawiało się z innymi rodzinami, ze znajomymi, był to taki czas ciepłych rozmów przy zmarłych. Dziś tego brakuje. Nie ma czasu, każdy się śpieszy, ludzie żyją chwilą teraźniejszą, a przede wszystkim przyszłością. Nie chcą wspominać i wracać do przeszłości… To mnie martwi.
p.Otylia, lat 76
Może Pani Otylia wyjaśni nam co to takiego święto zmarłych?
Do zmarły: Myślę, że w uzyskanie odpowiedzi na pytanie pomocny będzie artykuł: Wszystkich Świętych czy Święto Zmarłych? Odsyłam do tego tekstu na portalu:
[url=http://www.raciborz.com.pl/wszystkich-swietych-czy-swieto-zmarlych,22114.html]http://www.raciborz.com.pl/wszystkich-swietych-czy-swieto-zmarlych,22114.html[/url]
Chociaż zwyczaje związane z obchodami Wszystkich Świętych zmieniają się to jednak idea i wymowa jest wciąż taka sama.Ważne też jest to że dbanie o groby swich bliskich inie tylko ,przyozdabianie mogił i zapalanie zniczy przekazywane jest z pokolenia na pokolenie.Powinno się o tym dużo mówić i pisać , aby nie zatracić tych tradycji,A porównania są bardzo trafne bo być może jak przjdzie kryzys to znowu wrócimy do świeczek.
Ale jednak najważniejsza i najsmutniejsza zmiana to ten pośpiech. Ja też z dziecinstwa pamietam (choć jestem młodszy niż autorka), że na cemntarzu stalismy długo, chodziliśmy kilka razy; rano, potem msza na cmentarzu, wieczorem jeszcze raz. A w nastepne dni obowiązkowo codziennie wieczorem po lekcjach i obiedzie. Codziennie. Wtedy tez pamietam, że zbierałem wosk ze świec zeby go potem przetapiac. Robilismy własne znicze chociaz ja pamietam, że bardziej dla zabawy niż na potrzeby rodziców by na grobiach wystawiać (moje znicze były w puszkach po konserwach…). Nie było też takich spotkań rodzinnych… Na cmentarzach były spotkania. A teraz jest tak jak mówi pani Otylia, 20 minut na cmentarzu a potem szybko do znajomych na kawę, albo coś rozgrzewającego (bo na ogół zimno było)