Wydawałoby się, że dodanie do nazwy sernika przymiotnika "raciborski" – o co zabiegał jeden z cukierników, to kwestia formalna. Tymczasem sprawa nieoczekiwanie wzbudziła żywą dyskusję wśród miejskich radnych.
Chodzi o prośbę cukiernika Adam Markiewki, który chciałby, aby jeden z jego wypieków był rozpowszechniany jako "sernik raciborski". Zgodę na użycie nazwy miasta w znaku towarowym musi jednak wydać miejska rada. Cukiernik o zgodę taką wystąpił, stosowna uchwała miała być przyjęta podczas grudniowej sesji. Nie wiadomo jednak, czy do tego dojdzie. Podczas dzisiejszego posiedzenia komisji gospodarki miejskiej radni zgłosili mnóstwo zastrzeżeń.
Artur Jarosz i Marian Gawliczek chcieli dowiedzieć się, czym wyróżnia się wypiek Markiewki na tle innych tego typu wyrobów, że zasługuje na określenie go "raciborskim". – Czy to jakaś wyjątkowa, niepowtarzalna receptura? – pytał ten drugi. Do oponentów dołączył Robert Myśliwy z pytaniem, czy nazwa będzie przyznana dla producenta, czy dla produktu. – To nie kwestia smaku, ale promocji produktu i podkreślenia jego tradycyjnego regionalnego charakteru – tłumaczył prezydent Lenk, który pod wpływem argumentacji radnych sam powziął wątpliwości i przyznał, że wbrew pozorom sprawa nie jest taka prosta.
Gawliczek zapowiedział, że nie będzie głosował w tej sprawie, póki nie dowie się jak producent uzasadnił prośbę. Do tego samego wezwał innych członków komisji. – Poza tym możemy zrobić złą przysługę dla innych cukierników, którzy pieką być może identyczny sernik, a tylko jeden z nich będzie mógł go sprzedawać jako "raciborski". Mając prawo do nazwy może ją zastrzec, zamykając drogę konkurencji – dodał Jarosz.
Radni przychylili się do wniosku Gawliczka, by odłożyć głosowanie w tej sprawie do momentu, aż będzie więcej wiadomo. Może to potrwać nawet do następnego miesiąca. Podzieli też zdanie Jarosza, aby przed rozpatrzeniem prośby konkretnego indywidualnego producenta, zorientować się jak zapatrują się na to pozostali.
/ps/