Podobnie jak w ub. tygodniu, znów burzliwą dyskusję wśród radnych wywołało wydanie zgody cukiernikowi na używanie w nazwie wypiekanego przez niego sernika przymiotnika "raciborski" . Tym razem jednak sprawę zaopiniowano pozytywnie.
W ubiegły czwartek członkowie komisji gospodarki miejskiej ulegli argumentacji Artura Jarosza i Mariana Gawliczka , sceptycznie odnoszących się do wydania takiej zgody przedsiębiorcy. Gdy dziś na komisji budżetu tego ostatniego zabrakło, Jarosz pozostał sam na placu boju. Za przyzwoleniem na nazwanie sernika wypiekanego w cukierni Markiewki optowali szczególnie gorąco Stanisław Borowik, Tomasz Kusy i Franciszek Mandrysz. Zwłaszcza gdy prezydent Lenk na prośbę radnych wyjawił czym kierował się cukiernik występując o zgodę. Chce on mianowicie wyjść z produktem na szerszy rynek niż powiat (już prezentowany był podczas imprezy cysterskiej organizowanej przez Międzynarodowe Targi Poznańskie), a nazwa podkreślałaby jego regionalny charakter.
Radni nie poparli tym razem sugestii Jarosza, by o zdanie zapytać cech rzemieślniczy i ewentualną zgodę uzależnić od chociażby neutralnej opinii gremium cukierników. Nie podzielili również jego stanowiska co do określenia zasad, którymi powinna kierować się rada przy wydawaniu pozwoleń na użycie nazwy miasta w znaku towarowym producentom ubiegającym się o to. Pozbawiony wsparcia Gawliczka Jarosz był jedynym, który nie zgodził się na pozytywne rozpatrzenie prośby Markiewki.
/ps/