Dr Ewa Gieroń – Czepczor z PWSZ w Raciborzu, jako jedyny na świecie wykładowca ze szkoły wyższej, która nie ma statutu uniwersyteckiego, wzięła udział w konferencji w Waszyngtonie. Przeczytaj wywiad.
Na terenie kampusu American University w Waszyngtonie odbyła się doroczna konferencja organizowana przez Slavic Cognitive Linguisitic Association. Stowarzyszenie, będące slawistyczną sekcją Międzynarodowego Stowarzyszenia Językoznawstwa Kognitywnego (International Cognitive Linguistics Association), od roku 2000 organizuje konferencje na skalę światową. Dotychczasowe miały miejsce na kilku uniwersytetach europejskich (m.in. w Finlandii, Belgii, Estonii i Czechach) i amerykańskich (m.in. University of Chicago, University of Virginia oraz Brown University, Rhode Island), a gospodarzem tegorocznej edycji był American University, Washington, D.C. Dr Ewa Gieroń-Czepczor, starszy wykładowca Instytutu Neofilologii PWSZ w Raciborzu, miała zaszczyt i przyjemność wziąć udział w tegorocznej konferencji SCLA dzięki zaakceptowaniu jej referatu pt. Polish and English primary basic colour terms as cognitive categories: A corpus-based study, jedynego pochodzącego ze szkoły wyższej niemającej statusu uniwersyteckiego. W ten sposób znalazła się w gronie przedstawicieli znanych uniwersytetów, od University of California w San Diego po Rosyjską Akademię Nauk w Moskwie.
Dr Janusz Nowak: Pani Doktor, dlaczego właśnie ta konferencja?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Od kilku lat moje zainteresowania są ściśle związane kognitywnymi teoriami językoznawczymi. Pozwalają one – poprzez badanie języka – na odtworzenie mechanizmów myślenia i kategoryzacji zjawisk, tych o charakterze uniwersalnym (np. czas), jak i lokalnych, zdeterminowanych kulturowo. W dziedzinie językoznawstwa kognitywnego konferencje SCLA znane są z wysokiego poziomu merytorycznego, a jednocześnie z miłej atmosfery i możliwości autentycznej wymiany myśli. W wyniku selekcji zgłoszeń akceptację uzyskuje maksymalnie 40 referatów, co sprawia, że praktycznie każdy z każdym jest w stanie porozmawiać indywidualnie, nawet z gwiazdami konferencji.
Dr Janusz Nowak: A tymi gwiazdami byli …?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: W tym roku było trzech specjalnych gości konferencji: Gilles Fauconnier (University of San Diego), Jacques Moeschler (Université de Genève) i Naomi S. Baron (American University). Pierwsza z wymienionych osób należy do ścisłego grona teoretyków kierunku. Fauconnier jest autorem teorii przestrzeni mentalnych (mental spaces) oraz – we współpracy z Markiem Turnerem – teorii amalgamatów pojęciowych (conceptual blends). Pojęcia te mogą brzmieć tajemniczo, ale są bardziej przystępne w interpretacji samego Fauconniera. Tym, którzy chcieliby się o tym przekonać, polecam wykład Gillesa Fauconniera na stronie You Tube. Natomiast Jacques Moeschler reprezentuje nurt europejski semantyki kognitywnej, w jego badaniach rozpatrywanej w relacji z pragmalingwistyką i logiką. Moeschler jest niezwykle aktywny w sferze badawczej jako szef, koordynator i członek wielu grup badawczych, a zarazem jeden z organizatorów wielkiej okolicznościowej konferencji, która odbędzie się w Genewie w roku 2013 w setną rocznicę śmierci Ferdinanda de Saussure’a. Naomi S. Baron, profesor pracująca w American University, która bada wpływ nowych środków komunikacji na język, przedstawiła wyniki swoich badań wśród studentów, z których jednoznacznie wynika, że pomimo ogromnej popularności elektronicznych nośników i Internetu, ankietowani preferują tekst drukowany jako materiał do nauki. Dostrzegają jego zalety: większą własną koncentrację i efektywność pracy z tekstem na papierze.
Dr Janusz Nowak: Jak odebrany został referat Pani Doktor?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Wystąpienie przed takim audytorium było ogromnym stresem. Otuchy dodawała mi jednak obecność Ireny Vankovej z Uniwersytetu Karola w Pradze, która zna i docenia moje badania, czemu dała wyraz jako recenzentka mojej pracy doktorskiej. Wspierali mnie również Magdalena Rybarczyk (Uniwersytet Warszawski) i Marcin Grygiel (Uniwersytet Rzeszowski), którym zawdzięczam wiele miłych wspomnień z pobytu w Waszyngtonie. Co do mojego wystąpienia, spotkało się ono z tak dużym zainteresowaniem, że nie wystarczył wyznaczony czas na dyskusję i w rozmowach indywidualnych odpowiadałam na wiele pytań, dotyczących zarówno tematu mojej pracy, jak i metody. Największy entuzjazm wywołała jednak wśród przedstawicieli z uniwersytetu w Tromsø, którzy w swoich badaniach rosyjskich czasowników wypracowali metodę przedstawiania polisemii podobną do mojej, która łączy dane kwalitatywne z kwantytatywnymi. Jeśli dodam, że osobami tymi byli Tore Nesset (prezes SCLA) i Laura Janda (prezes ICLA), których nazwiska wiele znaczą wśród semantyków kognitywnych, a znane mi były tylko z przeczytanych książek i artykułów, to chyba każdy zrozumie, że było to bardzo budujące doświadczenie. Wydarzenie to utwierdza mnie w przekonaniu, że warto uczestniczyć w konferencjach dla możliwości kontaktu z ludźmi podobnie myślącymi. To bardzo podnosi na duchu i motywuje do dalszej pracy.
Dr Janusz Nowak: To rzeczywiście imponujące doświadczenie naukowe i wspaniałe wprowadzenie do elitarnego grona specjalistów zajmujących się lingwistyką kognitywną. Proszę powiedzieć, czy oprócz intensywnych obrad był czas na zwiedzanie stolicy USA?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Moje spostrzeżenia są bardzo wycinkowe i z pewnością niezupełnie obiektywne. Po pierwsze pobyt był krótki, tylko sześć pełnych dni, z czego trzy spędzone w sali konferencyjnej. Jak już mówiłam, dni bardzo owocne, naukowo i towarzysko, ale ograniczone do kampusu American University. Waszyngton jest ogromny i widziałam jedynie jego główne turystyczne atrakcje na obszarze zwanym the National Mall. Skupia on przede wszystkim monumentalne pomniki poświęcone bohaterom wojen, a rozciąga się od Memoriału Lincolna do Kapitolu. Miałam jednak wrażenie, że nie pomyślano o turystach, którzy odwiedzają tłumnie te miejsca. Brakuje tam podstawowego zaplecza gastronomicznego, czy ławek, na których można byłoby odpocząć. W związku z tym zmęczeni turyści oblegają schody memoriału Lincolna, patrząc na nieistniejącą obecnie „sadzawkę lustrzaną” (Lincoln Memorial Reflecting Pool), zbiornik wodny przy którym Martin Luther King wygłosił swoje historyczne przemówienie, a który później rozsławił Forrest Gump, skacząc do wody na powitanie ze swoją ukochaną Jenny.
Dr Janusz Nowak: Czy widać znamiona kryzysu ekonomicznego w tym bogatym mieście?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Myślę, że centrum Waszyngtonu, którego spora część jest świadectwem architektury lat 70-tych, jest symbolem kryzysu w amerykańskiej stolicy. Z daleka ich bryły wyglądają okazale, ale z bliska rozczarowują brudnym betonem i brakiem polotu. Ogrom wielu budynków raczej przytłacza, niż imponuje. Brak pieniędzy na inwestycje budowlane czy remonty jest oczywisty. W miastach europejskich, nawet gęsto zabudowanych, widać dźwigi i budowy, a w Waszyngtonie poza modernizacją Reflecting Pool nie zauważyłam żadnych prac budowlanych w centrum. Można odnieść wrażenie, że amerykańska stolica zatrzymała się w czasie.
Dr Janusz Nowak: A tereny poza centrum?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: W przeciwieństwie do centrum, obrzeża Waszyngtonu są bardzo ładne i bezpieczne, a przynajmniej jest to normą w północno-zachodniej części metropolii, właśnie w okolicach American University. Mniejsze i większe urokliwe domy, piękne ogrody i parki, eleganckie sklepy i domy towarowe są wizytówką dzielnic Cathedral Heights i Friendship Heights. Są to tereny zamieszkane przez ludzi zamożnych, których w Waszyngtonie nie brak. Jest to miasto prawników i pracowników bardzo rozbudowanej administracji państwowej, co widoczne jest na ulicach. Nie spotyka się w tamtych okolicach ludzi bezdomnych. Ale nie jest to jednak prawdziwa Ameryka, o czym zapewniali mnie Amerykanie, z którymi miałam okazję rozmawiać.
Dr Janusz Nowak: Gdzie można znaleźć ślady historii Waszyngtonu?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Miłą odmianą po zabetonowanym centrum jest historyczna dzielnica Georgetown rozciągająca się malowniczo wzdłuż rzeki Potomac. Gęsta i niska zabudowa przypominająca miejscami angielskie miasteczka to atrakcja dla turystów, którzy znajdą przy ulicy M najstarszy dom zbudowany w D.C., Old Stone House z roku 1765, i niemal wszystkie kuchnie świata w restauracyjkach, barach i kafejkach. Wyżej położone domy reprezentują rozmaite style architektury, ale łączy je tendencja do zabudowy niskiej i zachowania tradycyjnych elementów. Strome Schody Egzorcysty prowadzą na skarpę, gdzie znajduje się kampus Georgetown University, najstarszej katolickiej uczelni w USA. Poniżej ulicy M, wąskie uliczki prowadzą w dół do rzeki, przecinając Chesapeake & Ohio Canal National, aż do nabrzeża. Miejsca te są piękne, ale lądujące co kilka minut na lotnisku Reagana samoloty skutecznie zakłócają spokój spacerowiczów. W ogóle widok (i hałas) tylu samolotów i helikopterów nad ścisłym centrum miasta był dla mnie raczej stresujący.
Dr Janusz Nowak: Wrażenia z kampusu?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Konferencja odbywała się w Butler Pavilion na terenie kampusu akademickiego American University. Jest to jeden z wielu uniwersytetów na terenie Dystryktu Kolumbii (jest ich około 10, jeśli uwzględni się tylko te uczelnie, które mają w nazwie „university”) i jest wśród nich jednym z najbardziej prestiżowych, kształcącym kadry dla waszyngtońskiej administracji, służb federalnych i dyplomatycznych, a w rankingach zaangażowania politycznego studentów należy do czołówki krajowej. Corocznie rozpoczyna tam studia kilkanaście tysięcy osób – liczba wprost niewyobrażalna i tłumacząca rozmiary kampusu. Właściwie kampus stopniowo rozrastał się od 1902 roku, gdy prezydent Theodore Roosevelt położył kamień węgielny pod William McKinley Building, aż do powstania w 2005 roku nowoczesnego Instytutu Sztuki (Katzen Arts Institute), mieszczącego największe uniwersyteckie muzeum w Waszyngtonie. 34 hektary kampusu obejmują dziś osiem budynków, będących siedzibami różnych wydziałów, bibliotekę, budynki administracyjne, sklepy i punkty gastronomiczne, obiekty sportowe i administracyjne, centrum nauki języków, ośrodek medialny, wielowyznaniowe centrum religijne. Ponadto na terenie kampusu głównego jest dziewięć akademików, ale obowiązek zamieszkania na kampusie dla studentów pierwszego roku oznacza, że ta ilość jest niewystarczająca. Na szczęście mniej więcej pół mili od głównego kampusu położony jest Tenley Campus, na którym studenci zakwaterowani są dodatkowo w trzech dużych akademikach.
Dr Janusz Nowak: Czy kampus zaspokaja potrzeby studenckiej społeczności?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Wydaje mi się, że oferta uniwersytetu jest bardzo bogata, zarówno w zakresie oferowanych kursów, jaki i bazy noclegowej, transportu (własne autobusy dowożące studentów do sąsiedniego kampusu i najbliższej stacji metra), materiałów naukowych (ponad milion woluminów w Bender Library), wyżywienia (liczne bary, bufety, kawiarnie i – oczywiście – McDonalds), szkoleń (na każdy wyobrażalny temat), życia towarzyskiego (stowarzyszenia męskie i żeńskie, koła zainteresowań itp.), sportowego (nowoczesna siłownia i centrum fitness) i kulturalnego. Program imprez na KAŻDY dzień obejmuje kilkanaście pozycji i trzeba być bardzo wybrednym, aby niczego dla siebie nie znaleźć. Szczegółowe informacje studenci mogą znaleźć na stronach AU, które informują o bieżących konferencjach, wystawach, warsztatach, zawodach sportowych, spotkaniach kół naukowych, imprezach artystycznych, zbiórkach charytatywnych, przedstawieniach teatralnych – AU posiada własny budynek teatralny (Greenberg Theater), położony między kampusami, a na terenie kampusu głównego – amfiteatr. Moje osobiste wrażenia są bardzo pozytywne: kampus jest miejscem spokojnym, czystym i generalnie zadbanym, szczególnie pod względem terenów zielonych. Sporo tam zakątków z ławeczkami w otoczeniu roślin kwitnących, czasem egzotycznych. Wraz z miejscowym klimatem (łagodnym, chociaż dla mnie zbyt wilgotnym) warunki takie sprzyjają spędzaniu czasu na zewnątrz, co też studenci wykorzystują za dnia i wieczorami. Jeżeli wziąć jeszcze pod uwagę, że uniwersytet pracuje w zasadzie „na okrągło”, np. biblioteka otwarta jest od 9 rano w niedzielę do 21.00 w piątek, a w sobotę od 9.00 do 21.00, internetowe radio studenckie działa 24 godziny na dobę, a poszczególne wydziały rywalizują w organizacji imprez, to kampus żyje naprawdę.
Dr Janusz Nowak: Czy przeniosłaby Pani Doktor coś z tych robiących duże wrażenie zjawisk na nasz grunt?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Bardzo imponująca jest biblioteka AU ze swoim dostępem do wielu ważnych baz naukowych, możliwością wypożyczania laptopów i drukowania na miejscu. Pamiętać jednak trzeba, że AU to uczelnia prywatna, utrzymująca się z niemałych środków wnoszonych przez studentów, jak i sponsorów. Nazwa każdego budynku na kampusie pochodzi od nazwiska fundatora, a z uwagi na to, iż wielu absolwentów odnosi sukces, a lista dotychczasowych gości zawiera nazwiska dziewięciu prezydentów USA, prestiż uczelni stale rośnie, a to w naturalny sposób gwarantuje jej finansowanie i rozwój. Myślę jednak, że AU ma atut, który można przenieść na polski grunt: międzywydziałowe Centrum Nauki Języków (Center for Language Learning). Czynne od poniedziałku do piątku, centrum posiada laboratoria wyposażone w najnowszy sprzęt multimedialny i interaktywne programy do nauki języków, a w swojej ofercie ma zajęcia z większości języków. Bardziej zaawansowani mogą korzystać z konsultacji indywidualnych (tutorials), obejmujących wyżej wymienione języki oraz język koreański. Dostęp do tych zajęć zależny jest od rodzaju studiów i specjalności.
Dr Janusz Nowak: Czy dostrzegła Pani Doktor jakieś istotne różnice miedzy studentami AU a studentami polskich uczelni?
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Myślę, że studenci na całym świecie mają podobne potrzeby i zainteresowania. Idea kampusu – dobrze zaprojektowanego i wyposażonego – sprzyja integracji i zaangażowaniu studentów w różne inicjatywy i projekty. Nie widziałam, nawet po zmroku, studentów pod wpływem alkoholu, czy zachowujących się hałaśliwie, pomimo tego, że nie widać na terenie AU żadnych strażników, czy policji. Studenci mają co robić i zapewnione miejsca, w których mogą swoją energię zamieniać na twórczość, osiągnięcia sportowe, czy ambicje naukowe. Z nieformalnych rozmów z pracownikami dydaktycznymi, wykładającymi języki obce, wynika, że studenci AU są niezwykle ambitni i świadomi konkurencji na rynku pracy. Co więcej, kujoństwo nie wydaje się tu problemem, a wonk (ang. kujon) nie jest obraźliwym epitetem. Pojawia się na billboardach jako synonim osoby świadomej wartości wykształcenia i potencjału, który ono daje na przyszłość. Chociaż nie wszyscy studenci chcą być określani jako wonk, to lokalny etos nauki sprawia, że kampus nie boryka się z problemami, które są powszechne na innych uczelniach. Naruszenia regulaminu są tu zjawiskami marginalnymi.
Dr Janusz Nowak: To jednak odmienny od typowego u nas model studenta…
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: … nie chciałabym, żeby ktoś wywnioskował, że studenci AU są poważni, stateczni i nieustannie się uczą. Mają zdrowy dystans do rzeczywistości i siebie samych, o czym świadczy rozrywkowa sekcja studenckiej gazety „The Eagle”, programy studenckiej telewizji aTV, ale przede wszystkim satyryczna strona internetowa o nazwie Eagle Droppings (tłum. Odchody Orła – nawiązanie do symbolu uczelni), której mottem jest „We crap on everything”. Pozostawiam je bez tłumaczenia.
Dr Janusz Nowak: W imieniu naszych Czytelników gratuluję Pani Doktor udziału w tak prestiżowej i płodnej naukowo konferencji.
Dr Ewa Gieroń-Czepczor: Bardzo dziękuję. Korzystając z gościnnych łamów „Eunomii”, pragnę przekazać serdeczne podziękowania JM Rektorowi PWSZ prof. Michałowi Szepelawemu oraz Pani dr Ludmile Nowackiej, Wiceprezydent Raciborza. Dzięki przychylności tych Osób, przełożonej na partycypację w kosztach, mój wyjazd do stolicy Stanów Zjednoczonych mógł zostać zrealizowany.
Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 9 (49) / grudzień 2011
Czytaj również:
– inne artykuły związane z PWSZ
– inne artykuły zaczerpnięte z Eunomii