Wczoraj ulica Piaskowa doczekała się remontu. Bardzo dobrze… mogłoby się wydawać. Okazuje się, że jednak dobrze nie do końca.
Nierówności nawierzchni zalano masą asfaltową smołopodobną, która została następnie zasypana posypką kamienną. Na odcinku kilkuset metrów kierowcy wpadali na cały pas zasypany tymże żwirem, który bombardował podwozie samochodu, zaklejał smołą opony, uszkadzał lakier. Pozostają na nim ślady nie do usunięcia.
Jak można zrobić coś takiego? Wracałem tą drogą wieczorem i po prostu z impetem wpadłem na ten odcinek. Usłyszałem tylko trzask kamieni o podwozie. Nie było żadnego ostrzegawczego oznakowania, żadnego ograniczenia prędkości. – piekli się raciborski kierowca, który wpadł w drogową pułapkę. – Potem obserwowałem samochody jadące za mną. Powtórka z rozrywki – najpierw wjazd z dużą prędkością na naprawianą drogę, potem gwałtowne hamowanie!
W Powiatowym Zarządzie Dróg usłyszeliśmy, że oznakowanie ostrzegawacze jest i na pewno było już od wczoraj. Stoi znak z ograniczeniem prędkości do 40 km/h, bo przy takiej maksymalnej nic z samochodem się nie stanie. Jest również ostrzeżenie przed sypką nawierzchnią. Jeśli jakiś samochód ulega uszkodzeniu to oznacza to tylko tyle, że jechał zbyt szybko. Na odpowiednie nieoznakowanie nie możemy sobie pozwalać, bo przecież mamy nad sobą policję. Nawet dziś poprosiliśmy o wysłanie patrolu, który kontrolowałby prędkość przejeżdżajacych tam pojazdów. – twierdzi Monika Sowik.
Niestety wielu wczorajszych wieczornych kierowców takowego oznakowania nie zauważyło. Może nie był zbyt widoczny? Może nie stał w odpowiednim miejscu?
Co prawda o metodzie naprawy powierzchni, która w naszym kraju jest stosunkowo młoda, Powiatowy Zarząd Dróg posiada opinie dobre, ale już sami użytkownicy jezdni a nawet mechanicy samochodowi, do których trafiają pojazdy uszkodzone przez nową sypką substancję, nie wydają się być entuzjastycznie do niej nastawieni.
To kiepski sposób na naprawę nawierzchni. Trafia do mnie mnóstwo kierowców z uszkodzeniami po przejechaniu takiej drogi. Dzięki tym „remontom” miałem tu już samochody z rozwalonymi układami hamulcowymi, wahaczowymi. Odpryskujące kamienie uszkadzają lakier, nadkola. Nie dalej jak wczoraj miałem kierowcę, któremu musiałem wymienić tarczę hamulcową po przejażdżce tak naprawianą jezdnią. Rachunek opiewał na 450 zł. Nie był zadowolony, lekko mówiąc. I kto mu zwróci te pieniądze? Może Zarząd Dróg? Trzeba się głęboko zastanowić czy remonty w ich wykonaniu przynoszą więcej pożytku, czy szkód! – mówi Roman Gocha, właściciel jednego z raciborskich warsztatów samochodowych.
Usterki wielośladów to nie wszystko co żwirek może spowodować. Odpryskujące kamyki mogą przecież trafić w okna domów albo… co gorsza w człowieka, a to już problem poważniejszy i czasem już nie do zrekompensowania finansowo…
/SaM/