O tym, że dziwne przygody zdarzają się pod namiotem, a Serbię lepiej zwiedzać bez ciężkiego plecaka. Autostopem po Serbii – zobacz zdjęcia
Witamy!
Zaczniemy od małego sprostowania. Bośnia i Hercegowina jest przepiękna, a małe rozczarowanie wspomniane w poprzedniej relacji dotyczyło wyłącznie Sarajewa – dokładnie fragmentów, które dane nam było zobaczyć. Nie znaczy to, że żałujemy pojechania tam – dalej jesteśmy zachwyceni podróżą.
Wczoraj wieczorem rozbiliśmy namiot w Małym Zvorniku. Obraliśmy miejsce niedaleko boiska piłkarskiego. W nocy okazało się, że zostaliśmy zauważeni przez jakąś grupę nastolatków. Poza tym, że chwilę pokrzyczeli przed namiotem, żeby nas obudzić nic się wydarzyło. Zresztą szybko sobie poszli. Rano mieliśmy do wyboru prysznic na stacji za 4 euro lub kąpiel w rzece. Oczywiście wygrała tańsza oferta pomimo konieczności zejścia po stromej skarpie. Linki zabezpieczające zrobione ze sznurków od namiotu zdały egzamin. Następnie po raz kolejny poszliśmy w kierunku głównej drogi. Kamil popatrzył na przejeżdżającego kierowcę ciężarówki, wystawił kciuk i już biegliśmy, żeby wskoczyć do środka. Przejechaliśmy w Tirze ok 20 km. Po kolejnych paru minutach trafiła nam się dłuższa trasa. Kierowcą był żołnierz służący na misjach w Afryce, dobrze zaprzyjaźniony z Polakami. Sporo wiedział o historii naszego kraju, a także o tej obecnie pisanej o krajach, w których stacjonował. Ostatni fragment drogi do Nowego Sadu pokonaliśmy na pace dostawczego Renault, prowadzonego przez Turków. Wysiedliśmy przy stacji kolejowej, gdzie zostawiliśmy plecaki. Zwiedzamy miasto lżejsi o kilkanaście kilogramów i jedynie 4 zł!
Pozdrawiamy
Krzysiek Krzemiński i Kamil Litwinowicz
Publ. Marta Rajchel
oficjalny sponsor wyprawy:
Wyprawę wspierają: