Pochodząca z Rud triathlonistka, sześciokrotna Mistrzyni Polski Ewa Bugdoł opowiada o życiu i codzienności w USA.
– To, co mam tu, a czego nie mam w Polsce, to przede wszystkim dobra pogoda, perfekcyjne drogi i grupa osób, z którymi trenuję pod okiem trenera – przyznaje 6-krotna Mistrzyni Polski w Triathlonie na Dystansie Długim. Ewa Bugdoł, bo o niej mowa, swoją przygodę z Ameryką rozpoczęła 4 lata temu. Od tamtej pory profesjonalnie zajmuje się sportem.
– Patrząc z perspektywy lat, kiedyś nawet nie pomyślałabym, że przyjdzie mi przeżyć sportową przygodę w USA – przyznaje sponsorowana przez RAFAKO S. A. Ewa Bugdoł, sześciokrotna Mistrzyni Polski w Triathlonie na Dystansie Długim i pierwsza w Światowym Rankingu Kobiet na Dystansie Długim. Wszystko zaczęło się, gdy Ewa była jeszcze nastolatką. Trenowała wtedy głównie pływanie. Jednak coraz bardziej uciążliwe problemy zdrowotne uniemożliwiały poprawę osiąganych wyników, co bardzo zniechęcało dziewczynę do dalszego pływania. – Gdy miałam niespełna 16 lat, moja mama zasugerowała mi, bym spróbowała triathlonu. Postanowiłam posłuchać jej rad – mówi Ewa Bugdoł. W 2004 r., pochodząca z Rud koło Raciborza zawodniczka, zapisała się do Międzyszkolnego Klubu Sportowego „Olimpijczyk” w Rydułtowach, który jako jedyny w okolicy oferował nabór uczestników do sekcji triathlonowej. – MKS „Olimpijczyk” był miejscem, w którym pierwszy raz dowiedziałam się, co to jest triathlon, na czym polega i jak wyglądają treningi – przyznaje sportsmenka. Z czasem jej marzeniem stało się profesjonalne uprawianie triathlonu na szczeblu nie tylko ogólnopolskim, ale i światowym. Jednak wtenczas nie miała ku temu odpowiednich warunków, ponieważ pracowała zawodowo w Straży Miejskiej w Gliwicach. Na treningi mogła sobie pozwolić jedynie przed lub po pracy. – Wówczas uprawianie sportu pozwalało mi na zdobycie formy, umożliwiającej wzięcie udziału w zawodach na poziomie Polski lub niższym – przyznaje triathlonistka. – Było to dla mnie uciążliwe. Zawsze z rana, przed pracą, godzinę pływałam, a po południu udawało mi się czasem wygospodarować półtora godziny lub dwie na trening. Trenowałam amatorsko, głównie dla siebie. Do zawodowstwa było jeszcze daleko – przyznaje E. Bugdoł. Jednak już wtedy osiągała bardzo dobre wyniki, co zaowocowało sportowymi sukcesami oraz zdobyciem sponsora generalnego – firmy RAFAKO S. A., a to z kolei, w 2012 roku, umożliwiło jej przejście na zawodowstwo.
Występ Ewy na Mistrzostwach Świata
Mistrzostwa Świata w triathlonie długim ITU, w których Ewa Bugdoł wzięła udział w 2011 roku, rozgrywały się w Las Vegas. – Nie było łatwo – przekonuje triathlonistka. – Najwięcej trudności sprawiło mi kupno biletu lotniczego do USA i znalezienie miejsca w Las Vegas, w którym mogłabym się zatrzymać na czas trwania zawodów. W sprawie noclegu w USA, E. Bugdoł postanowiła skontaktować się z Diasporą Polaków z Las Vegas. – Poznałam kilka osób z zamieszkującej to miasto Polonii, a także Marię Randolph, która odezwała się do mnie z propozycją pomocy i zorganizowania noclegu. Bardzo się ucieszyłam zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie byłam w USA i naturalnie potrzebowałam czyjegoś wsparcia na miejscu. Zanim jednak się tam znalazłam, swoją pomoc zaoferowała mi także firma RAFAKO S. A. Dzięki sponsoringowi raciborskiej Spółki mogłam kupić bilet lotniczy i stać mnie było na opłaty startowe. To pozwoliło mi wyruszyć za ocean i wystartować w Światowej Stolicy Rozrywki – dodaje z ekscytacją triathlonistka. Na Mistrzostwach Świata w triathlonie długim ITU w Las Vegas w 2011 roku Ewa Bugdoł zdobyła 10. miejsce. – Byłam zadowolona ze swojego wyniku zwłaszcza, że zawody odbyły się w listopadzie, a ja pracowałam jeszcze wtedy w Straży Miejskiej w Gliwicach – mówi E. Bugdoł. Samo Las Vegas zawodniczka wspomina z sympatią. – To dość fajne miasto. Mimo, że wielu kojarzy się głównie z kasynami i z zabawą, tak naprawdę znajduje się tam bardzo dużo terenów idealnie nadających się do jazdy na rowerze. Już sam fakt, że często organizuje się tam zawody triathlonowe i Mistrzostwa Świata świadczy o tym, że Las Vegas stwarza idealne zaplecze do treningów – wspomina triathlonistka.
Życie i codzienność w USA
Ewa Bugdoł, przebywając w USA, skupia się głównie na przygotowaniach do sezonu i kolejnych zawodów. Dwa lata temu poznała swojego obecnego trenera, Grzegorza Zgliczyńskiego. – Do współpracy z G. Zgliczyńskim zmotywowało mnie to, że dowiedziałam się, iż jest on bardzo dobrym fachowcem od dystansów długich w triathlonie – mówi zawodniczka. Szkoleniowiec Ewy Bugdoł jest obecny praktycznie na wszystkich jej treningach. Treningi odbywają się w Denver, w stanie Kolorado, czyli w miejscu obecnego zamieszkania zawodniczki. Jak przyznaje Ewa, obecność G. Zgliczyńskiego ma niebagatelny wpływ na rezultaty jej ćwiczeń. – Jest ze mną na bieżąco, dzięki czemu wiem, co w danym momencie mogę poprawić, udoskonalić lub zmienić, a gdy jestem w Polsce, trener co tydzień przesyła mi nowy plan treningowy – przyznaje zawodniczka. Mimo, że od 4 lat Ewa Bugdoł obcuje z amerykańską kulturą, nie udaje jej się znaleźć czasu na zwiedzenie miast, w których startuje. – Każde miejsce ma swój klimat – zaczyna triathlonistka. – Byłam w wielu miastach, z których każde na pierwszy rzut oka charakteryzowało się czymś szczególnym. Na co dzień jednak mieszkam w Denver, w którym całkowicie skupiam się na treningach. Nie mam przez to czasu na zwiedzanie. Denver skradło moje serce przepięknymi widokami z czerwonymi skałami na pierwszym planie. Wrażenie wywarła na mnie też stolica jednego z dwóch państw Ameryki Południowej, którą miałam okazję odwiedzić. Kiedy w ubiegłym roku, w kwietniu, brałam udział w zawodach Ironman 70.3 w Brasilii, zostałam ugoszczona przez brazylijską rodzinę. Do zwiedzania tego miasta naturalnie nie było jednak większej okazji. Kilka godzin po zawodach musiało mi wystarczyć, by nacieszyć oczy. Zaprzyjaźnieni Brazylijczycy starali się pokazać mi jak najwięcej w stosunkowo małym czasie. Było sympatycznie. Mam nadzieję, że kiedyś ponownie odwiedzę moich brazylijskich towarzyszy – opowiada ze wzruszeniem Ewa. To, co według Ewy Bugdoł najbardziej warto zobaczyć w USA, to krajobrazy i widoki, nierzadko zapierające dech w piersiach. – Jeżdżąc rowerem w dłuższe, średnio 5-godzinne trasy, mam okazję wiele zobaczyć. Mam nawet jedną trasę, którą bardzo lubię się poruszać. Nazywa się ona Deer Creek. Jest to trasa górzysta, powyżej 2000 m. n. p. m. Jadąc nią podziwiam Kolorado i okalające zewsząd piękne, czerwone, spalone od słońca skały. I choć już dobrze poznałam każdy zakręt tej drogi, to jednak każdorazowo zadziwia mnie ona na nowo.
Święta „po amerykańsku”
Życie naszej zawodniczki w Ameryce nie kończy się jednak wyłącznie na sporcie. Siłą rzeczy, Ewa Bugdoł musi znaleźć trochę czasu dla siebie, na przykład w okresie świątecznym. – Pamiętam pierwsze Boże Narodzenie w USA – uśmiecha się zawodniczka. – Było to w 2013 roku. Święta spędziłam z trenerem i jego rodziną. Już na pierwszy rzut oka znacznie różniły się one od świąt, które znam z domu rodzinnego. Rok później, w 2014 r., Boże Narodzenie wyglądało nieco inaczej. Zostałam zaproszona do rodziny amerykańskiej, której członkowie również trenują triathlon z Grzegorzem Zgliczyńskim. Przyznam, że święta te można by porównać do tych, które wiele osób kojarzy z telewizji. Było mnóstwo prezentów i panowała ciepła, rodzinna atmosfera. Dla mnie również prezenty znalazły się pod choinką! – wspomina miło Ewa. Amerykanie pracują w święta. Jedynym dniem wolnym od pracy jest 25 grudnia, kiedy przyrządzana jest świąteczna kolacja. Na stole pojawia się m. in. pieczony indyk i purée. – Jedzenie było naprawdę smaczne, lecz czegoś mi brakowało. Na amerykańskich, bożonarodzeniowych stołach nie ma ryb, w tym karpia, którego tak bardzo lubię, a który tak mocno związany jest z polską, wigilijną tradycją. Dobrze, że pogoda dopisywała. Śnieg to dla mnie nieodłączny element świąt Bożego Narodzenia – przyznaje zawodniczka. Tegoroczną Wielkanoc, wspierana przez RAFAKO S. A. triathlonistka z Rud, spędziła w towarzystwie poznanej na początku swojej kariery Marii Randolph i kilku znajomych. – Bardzo staraliśmy się wszyscy, by w tym roku Święta Wielkanocne były jak najbardziej zbliżone pod względem tradycji do polskich – mówi Ewa Bugdoł. Z tej okazji nasza reprezentantka przygotowała żurek i krokiety. – Do swojej święconki własnoręcznie przygotowałam pisanki. Do polskiego kościoła udaliśmy się poświęcić jajka, natomiast w amerykańskim byliśmy na mszy świętej – tłumaczy triathlonistka. Jeśli chodzi o obchody Świąt Wielkanocnych, to – podobnie, jak w przypadku Bożego Narodzenia – Amerykanie nie celebrują ich tak bardzo, jak w Polsce. – W niedzielę wielkanocną jest czas na wspólny, świąteczny posiłek, podczas którego na stołach pojawia się m. in. gotowana szynka, podawana na słodko z miodem lub z innym słodkim sosem. Są też ziemniaki, sałatki i ciasto. Na wielu stołach znaleźć można sernik! – wylicza z zadowoleniem Ewa. Tradycją wielkanocną w Ameryce jest chowanie przed dziećmi w różnych miejscach przydomowego ogrodu plastikowych jajek, wypełnionych słodyczami i drobnymi upominkami. Zadaniem dzieci jest znalezienie i zebranie jak największej liczby tych jajek do wiklinowych koszyczków. Kto zbierze ich więcej, ten oczywiście otrzyma więcej słodyczy. Poniedziałek wielkanocny nie jest dniem wolnym od pracy. Tego dnia wszyscy wracają do swoich obowiązków służbowych. – Ludzie są sentymentalni i pragną spędzać święta w gronie rodziny. Mnie Wielkanoc przyszło spędzić tutaj i skoro nie mogłam otoczyć się najbliższymi, chciałam jak najbardziej poczuć polskość, wprowadzając do otoczenia jak najwięcej tradycji wyniesionych z domu rodzinnego – przyznaje E. Bugdoł.
Zachodnie znajomości, rodzina na drugim końcu globu i… zawody!
W Ameryce Ewa Bugdoł poznała mnóstwo osób, z którymi po dziś dzień utrzymuje rewelacyjny kontakt. Poza trenerem i Marią Randolph, zaprzyjaźniła się z większością zawodników, trenujących pod okiem Grzegorza Zgliczyńskiego. – Wszyscy ci zawodnicy, czy to Polacy, czy Amerykanie, trenujący zawodowo lub amatorsko, wspierają mnie w tym, co robię. Na bieżąco śledzą moje wyniki przez Internet i bardzo mi kibicują – oznajmia polska mistrzyni. – Jeśli chodzi o rodzinę, to pierwsze pół roku bez niej było dla mnie bardzo dużym przeżyciem – zdradza. Obecnie Ewa utrzymuje kontakt z najbliższymi głównie rozmawiając na komunikatorze internetowym. – Staram się jak najczęściej umawiać z mamą, czy z tatą „na kawę”. Wówczas oboje zasiadamy przed monitorami naszych komputerów do rozmowy w towarzystwie filiżanki kawy. Ze względu na treningi nie mam za dużo wolnego czasu, ale staram się, by dla rodziny wygospodarować go jak najwięcej. Gdy jest się tak daleko od najbliższych, tęsknota jest obustronna i jest to bardzo odczuwalne. Wspólne rozmowy w pewnym stopniu rekompensują nam tę rozłąkę. To dla mnie ważne i budujące, gdyż wiem, że tam, za oceanem wszyscy, rodzina i przyjaciele, bardzo mnie wspierają w mojej pasji – mówi ze wzruszeniem triathlonistka.
Codzienne, intensywne treningi Ewy Bugdoł nie łączą się z restrykcyjną dietą. Sportsmenka zdradza, że stara się jeść normalnie i nie żałować sobie rzeczy, na które w danej chwili ma ochotę. Jeżeli zbliża się start, całkowicie odstawia słodycze, gdyż wiadomo, że puste kalorie potrafią zgubić niejednego sportowca. – Zwykle słodycze staram się zamieniać na owoce. Moja dieta potrzebuje przede wszystkim białka, mięsa, twarogu, jajek i węglowodanów w postaci ziemniaków, ryżu, czy makaronu – wylicza zawodniczka. – Staram się odżywiać racjonalnie, ponieważ to pozwala mi dobrze się czuć i mieć energię na trening. Już za miesiąc odbędą się kolejne zawody triathlonowe, w których Ewa Bugdoł weźmie udział w tym sezonie. 27 czerwca nasza reprezentantka wystartuje na Mistrzostwach Świata ITU na dystansie długim w szwedzkim mieście Motala. – Trenuję nieustannie, trener nie daje mi wytchnienia. Jest to oczywiście zrozumiałe, gdyż muszę ładować akumulatory, by mieć jak najlepszą formę na Mistrzostwach Świata w Szwecji – zapowiada zawodniczka, dla której miejsce na podium i zdobycie medalu to jej marzenie i kolejny życiowy cel. Poza startem w Szwecji, E. Bugdoł 26 lipca br. weźmie udział w jednej z największych imprez triathlonowych w Europie – Enea Challenge Poznań. Wydarzeniem wieńczącym sezon roku 2015 dla reprezentantki Polski będzie Puchar Świata w Weihai w Chinach (13.09.2015 r.). Pobyt triathlonistki z Polski w Ameryce Północnej mógłby się wydawać urozmaicony. Jednak, jak każdy profesjonalny sportowiec, Ewa Bugdoł konsekwentnie realizuje każdy swój trening, mając na względzie jak najlepsze przygotowanie się do zawodów. Wspierana przez RAFAKO S. A. zawodniczka z Rud swój wolny czas stara się poświęcać rozmowom z rodziną, tworzącą nieodłączny element jej życia. Wsparcie bliskich osób, którymi otacza się na co dzień, pomaga jej w osiąganiu satysfakcjonujących wyników.
/publ.p/