Obrazek 1. Kilkuletnie dziecko z komórką na szyi idzie na plac zabaw. Obrazek 2. Rodzice zamiast tyty kupują pierwszoklasiście komórkę. Czy to nie jest paradoks naszych czasów. Czy dziecko wychodzące pobawić się na dwór powinno mieć przy sobie komórkę? A siedmiolatek w pierwszych dniach czy w pierwszym roku szkoły?
Czy pierwszoklasista powinien być wyposażony w komórkę? Wielu rodziców, których stać na ten wydatek, od razu odpowie oczywiście tak, argumentując słowami: „…bo ja rodzic czuję się pewniej, gdy mogę dziecko kontrolować”. Nie bez znaczenia jest fakt, że dziecko z komórką w tornistrze czuje się bezpieczniej. Zawsze w sytuacji zagrożenia czy choćby wątpliwości może porozmawiać z rodzicem. Tylko czy tędy droga?
Dlaczego siedmiolatek musi być stale pod naszą kontrolą? Czy oddany pedagogom w szkole wymaga naszej kontroli, natychmiastowej interwencji i musi do nas (czy po nas) dzwonić?– zastanawia się psycholog Poradni Psychologiczno- Pedagogicznej w Raciborzu Joanna Mrozek. – To kwestia zaufania do osób, którym powierzamy dziecko opiece. To oni podejmują decyzje, bo przejmują na czas opieki pełną odpowiedzialność za dziecko.
Telefon służy naszej wygodzie. Jednak czy nie nadużywamy tej zdobyczy techniki, gdy Mówimy dziecku: „Zadzwoń po lekcjach po tatę”, zamiast zajrzeć do planu lekcji, by umówić się, o której godzinie kończą się lekcje w danym dniu, ustalić, co dziecko ma zrobić, gdy nie przyjedziemy po nie na czas?
Współcześnie telefony komórkowe stają się coraz bardziej powszechnym elementem naszego życia. Poszerza się grono ich użytkowników – stwierdza Joanna Mrozek. Na rynek wchodzą coraz to nowe modele, zaskakujące swoją funkcjonalnością niejednego klienta.
Ze względu na swoją atrakcyjność, również dla niektórych dorosłych, komórki nie tylko pełnią funkcję użytkową, ale też stają się pewnego rodzaju zabawką. Pozostaje odpowiedzieć, czy taka zabawka potrzebna jest pierwszoklasiście.
Komórka to dla dziecka gadżet, bardziej lub mniej cenny. Rzecz, której musi pilnować, bo tak kazali mu rodzice albo samo tak myśli, szczególnie gdy długo czekało na to, by ją otrzymać. Jeśli tak myśli dziecko, to czy odda się beztroskiej zabawie na podwórku? No a jeśli jeszcze od tego przyrządu zależy czy odjedzie ze szkoły z rodzicem czy nie, to musi być to rzecz niezbędna do życia. Czy pierwszoklasista podczas lekcji skupi się na słowach nauczyciela?
Dziecko w tym wieku skupia się przede wszystkim jeszcze na zabawie, szybko ulega dekoncentracji i niekoniecznie przejawia odpowiedzialność za posiadane przedmioty. Uważam, ze komórka dla siedmiolatka to zbędny balast i w plecaku szkolnym, i podczas zabaw podwórkowych – stanowczo twierdzi pani psycholog.
Komórka, taki niewielki przedmiot, a tak wielkie obciążenie.
/BSp/