Gdy na placu Długosza do późnych godzin nocnych ma miejsce nagłośniony do szczytowych możliwości technicznych jazgot, w ludziach pragnących spokoju i snu narasta gniew. Gdy sąsiad, pijaczyna, rozrabiacz, awanturuje się w domu mieszkalnym w późnych godzinach wieczornych, zdenerwowani jego zachowaniem współmieszkańcy nie wytrzymują hałasu, wpadają w gniew i szybko dzwonią na policję ze skargą, że ów jegomość zakłóca spokój i ciszę nocną.
I słusznie. Szanujmy wieczorne i nocne godziny wypoczynku!
Ale, jaka jest różnica, gdy podczas DNI RACIBORZA, na zradiofonizowanym placu Długosza do późnych nocnych godzin bezkarnie przebiega nagłośniony do szczytowych możliwości technicznych jazgot muzyki, śpiewu, konferansjerki, choć wiadomo, że o tym czasie ludzie pragną spokoju i snu. Narasta z ich strony niezadowolenie, gniew i złośliwe komentarze.
I tak jest z masowymi imprezami nie pierwszy raz. Czy nie ma na to sposobu? Czy nie szkoda, by wspaniały w swym założeniu program artystyczny, złożony wielkim wysiłkiem przez ponad sześciuset zaangażowanych w nim wykonawców muzyki i tańca wysila się po to, by wypaść jak najlepiej dla .. niespełna tylko garstki zebranej publiczności ? Bo tylko tyle jej było, gdy chodzi o zainteresowanie imprezą. Reszta, przy kuflu piwa i innych napojach prowadziła głośne rozmowy i śmiechy.
Organizatorzy imprezy DNI RACIBORZA postarali się o to, by w przeciągu zaledwie dwóch dni i to niepełnych, bo wyłącznie w godzinach popołudniowych soboty i niedzieli, odbył się maraton występów wszystkich wykonawców na raz, nie zastanawiając się nad tym, że przy 30-stopniowym upale, dusznym powietrzu, braku wystarczających miejsc siedzących, nikt z widzów nie posiedzi dłużej, żeby wszystkiego wysłuchać, wszystko oglądnąć. W dodatku DNI Raciborza zbiegły się z terminem Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.
Czy nie można było, wzorem lat ubiegłych, tradycyjnie, rozłożyć program imprez DNI na okres powiedzmy miesiąca i w kalendarzowym porządku umiejscowić występy artystyczne we właściwych ośrodkach kulturalnych, którymi Racibórz dysponuje aż nadto. Zapewne i społeczeństwo odebrałoby ten pomysł z większym zainteresowaniem i zadowoleniem. Pewniejszym terminem do organizowania DNI Raciborza wydaje się być miesiąc wrzesień, bo w chłodniejszych dniach, przy zbyt mocno nagłośnionych imprezach na dworze, można sobie pozamykać okna.
Jaki płynie z tego wniosek? Bardzo niezadowalający!
DNI RACIBORZA, to prezentacja miasta, grodu o znaczeniu prestiżowym. Wymaga właściwej oprawy.
A tymczasem, efekt DNI wypadł mizernie. Ograniczony czasem i miejscem maraton widowiskowy narobił sporo hałasu, że trzeba by było zamykać okna w okolicznych blokach mieszkalnych, ale i okien nie można było zamknąć z powodu nieznośnego upału, trzeba więc było poddać się losowi, co stało się udręką zahukanych mieszkańców, którym dokuczył i gorąc i hałas do godziny 23.00!
A piękne nadzwyczaj występy zespołów śpiewaczych i tanecznych straciły na uroku, gdy przyszło im występować w ponurej budzie estradowej, bądź na zewnątrz na placu w słońcu i kurzu.
Pozostał żal, że wiele pozycji bogatego programu artystycznego publiczność nie zobaczyła, z powodu złej organizacji. Założenie było doskonałe, ale to nie wystarczyło.
Nasi profesjonalni działacze kulturalni dobrze wiedzą, że niezawodnymi miejscami dla wszelkiego rodzaju występów są domy kultury. Imprezy zawsze tu bywają udane bez względu na porę roku i pogodę. Dziwi więc, dlaczego organizatorzy zawiedli? Publiczność raciborska wyniosłaby niezapomniane wrażenia na długi czas z oglądania utalentowanej młodej generacji.
Bierzmy przykład z tak doskonale zorganizowanej placówki, jaką jest raciborskie Muzeum. Przez cały rok mamy zapewnione w nim udane dni spotkań z artystycznym środowiskiem, w warunkach doskonałych, gdy chodzi o efekt koncertowy, kameralną atmosferę, w której naprawdę odpoczywa się kulturalnie i intelektualnie.
Mimo wszystko ORGANIZATOROM TEGOROCZNYCH DNI RACIBORZA chwała i za to, co było i chwała wszystkim wykonawcom.
W. P.
(nazwisko autora do wiadomości redakcji)