Sprawa oddziału obserwacyjno – zakaźnego w raciborskim szpitalu rejonowym powraca na wokandę. Są ku temu powody – wizja rychłego przeniesienia oddziału do nowego szpitala przy ul.Gamowskiej coraz bardziej się oddala.
Pierwotne plany zakładały półroczny termin przeprowadzki. Okazał się on jednak zupełnie nierealny. Aktualnie władze starostwa powiatowego są zdania, że przeprowadzka będzie możliwa dopiero za dwa lata. Do tego czasu oddział będzie skazany na funkcjonowanie w skrajnie trudnych warunkach – bo tylko w ten sposób można określić utrudniony dostęp do badań i konsultacji. Wszystkie oddziały, a także Ambulatorium Izby Przyjęć z ul.Bema zostały już przecież przeniesione do nowej siedziby przy ul.Gamowska. Co to oznacza dla świetnie dotychczas prosperującej i niezwykle potrzebnej pacjentom placówki?
Odział taki na pewno będzie generował olbrzymie koszty – powiedziała dr Iwona Olszok ordynator oddziału obserwacyjno-zakaźnego – ze względu na to, że sami musimy płacić za ogrzewanie, że dostęp do diagnostyki jest utrudniony, pacjenci muszą być wożeni na badania do gabinetu rentgenowskiego i USG. Nie ma również możliwości konsultacji ze specjalistami innych dziedzin w tym z pediatrami, bo mamy też hospitalizowane tu dzieci ponadto z chirurgiami. Krew pobierana pacjentom na materiał biologiczny też jest wożona na ul.Gamowską. W związku z tym, że karetka jeździ wiele razy w ciągu dnia to na pewno spowoduje to znaczny wzrost naszego utrzymania.
Swoiste osamotnienie oddziału zakaźnego może przede wszystkim negatywnie odbić się na jakości leczenia, a w skrajnych przypadkach nawet na zdrowiu i życiu pacjentów. Warunki funkcjonowania oddziału bardzo się pogorszyły.
Funkcjonowanie oddziału staje się coraz trudniejsze. Wprawdzie działamy w miarę możliwości, ale często zdarzają się awarie elektryczności, wody czasem nie ma, telefony wysiadają, co nie jest bez znaczenia, bo hospitalizujemy tu nieraz ciężko i śmiertelnie chorych ludzi – dodała dr Iwona Olszok.
Oczekiwanie na przeniesienie do nowej siedziby może przekształcić się w powolną agonię, co jest tym bardziej bulwersujące, że mówimy tutaj o oddziale, który zyskał sobie sławę wykraczającą już poza granice województwa. Wielu pacjentów przyjeżdża do Raciborza nie tylko ze względu na zakres badań, jakie się tu wykonuje. Ludzie chwalą sobie panującą na oddziale atmosferę oraz bardzo dobrą opiekę lekarską i pielęgniarską.
Dr Iwona Olszok – oddział nasz jest oceniany jako jeden z najlepszych w województwie śląskim ze względu na zakres prowadzonej diagnostyki oraz leczenie. Na pewno przyciągamy pacjentów z całego województwa, a czasem i spoza jego granic.
Jaka jest przyszłość raciborskiego oddziału obserwacyjno – zakaźnego? Mimo zapewnień władz starostwa powiatowego jak na razie trudno jest znaleźć jakiś optymistyczny scenariusz.
Oddział obserwacyjno-zakaźny jeszcze przez niecałe dwa lata będzie skazany na funkcjonowanie w bardzo trudnych warunkach. Będzie tak oczywiście, jeżeli w tym czasie koncepcja utrzymania i przeniesienia placówki na ul.Gamowska nie upadnie. Nie zapomnijmy jednak, że brak środków i biurokratyczna niemoc to tylko jeden aspekt tej sprawy. Po drugiej stronie jest przecież świetny i zgrany zespół lekarsko-pielegniarski, a także najbardziej zainteresowani istnieniem oddziału – pacjenci. Ci, niczym chórem mówią – nie wyobrażamy sobie, że oddziału nie będzie, to jedna z najlepszych placówek w województwie. Obecnie zamyka się oddział w Gliwicach i Wodzisławiu, jeśli zamkną i ten w Raciborzu odbiorą nam nadzieję na normalne funkcjonowanie. Będzie to legalne zezwolenie na eutanazję.
Brak wizji, pomysłu, a przede wszystkim strach pacjentów i personelu przed likwidacją powodują, że atmosfera wokół oddziału obserwacyjno-zakaźnego staje się coraz bardziej napięta. Adam Hajduk – wicestarosta powiatu raciborskiego jednak uspokaja – generalnie jesteśmy za budową. Czynimy starania, aby uzyskać środki na budowę tego oddziału, ale niestety w tym roku nie ma pieniędzy, aby zaadaptować budynki warsztatów na oddział obserwacyjno-zakaźny. Liczymy jednak, że środki te znajdą się w przyszłym roku i będzie można ten oddział przenieść do nowego szpitala. Nikt tutaj w starostwie na razie nie myśli o tym, żeby tego oddziału nie było. Bardzo poważnie podchodzimy do tego tematu.
Wiemy więc, że starostwo czyni starania i liczy na poprawę sytuacji.
Czy to jednak aby nie za mało? Skazany na osamotnienie w starej siedzibie przy ul.Bema, z utrudnionym dostępem do laboratorium i konsultacji, z lawinowo rosnącymi kosztami utrzymania oddział obserwacyjno-zakaźny może wkrótce przynosić poważne straty. W całej sprawie chodzi oczywiście o pieniądze. W tym roku śląski Urząd Marszałkowski przekazał na dokończenie budowy szpitala niecałe 13 ml złotych. Warto dowiedzieć się jak rozdysponowano te środki.
50% tych środków idzie na dokończenie prac budowlanych tj. dokończenie elewacji na budynku głównym z uwagi na ubytki ciepła. Ponadto dokończenie prac na 6 piętrze tj. montowanie zaworów antyskażeniowych na przyłączach wodociągowych to są sprawy związane z bezpieczeństwem przeciwpożarowym, przygotowanie centralnej tlenowni. To jest to wszystko, co musi być zrobione żeby szpital mógł funkcjonować. Drugie 50% środków przeznaczone zostało na niezbędne zakupy i sprzęt medyczny, który pozwoli nam na realizację kontraktów zawartych z Narodowym Funduszem Zdrowia – powiedział wicestarosta Adam Hajduk.
Ocena właściwości i celowości poszczególnych inwestycji na pewno nie jest zadaniem dla laika. Z całą pewnością można jednak zadać pytanie – czy prace wykończeniowe elewacji budynku szpitala przy ul.Gamowskiej, a także jego ocieplanie pod koniec okresu grzewczego są ważniejsze od zapewnienia prawidłowego funkcjonowania oddziału zakaźnego? Czy naprawdę nie można przenieść pewnych środków i odłożyć niektórych prac, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na rozpoczęcie adaptacji nowej siedziby oddziału? Pytań jest o wiele więcej. Wszystko wskazuje na to, że brak działania ze strony władz lokalnych, pomimo zapewnień o dobrej woli w krótkim czasie może doprowadzić do zniknięcia z mapy naszego województwa jednego z najlepszych oddziałów zakaźnych. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że jak mówi Adam Hajduk – do tej pory w programie funkcjonalnym szpitala nie ma oddziału zakaźnego. Musi być nowy program funkcjonalny zatwierdzony, żeby rozpocząć jakiekolwiek prace nad nowym oddziałem.
Być może najbardziej właściwym posunięciem dla władz starostwa byłyby osobiste odwiedziny na oddziale zakaźnym. Być może, bowiem gdzieś w całej dyskusji o przyszłości tej placówki umknęło to, co w tej sprawie jest najważniejsze. W skazanym na funkcjonowanie w skrajnie trudnych warunkach oddziale pracują najwyższej klasy fachowcy ratując, na co dzień zdrowie i życie ciężko chorych pacjentów.
Raciborska placówka leczy nie tylko mieszkańców naszego powiatu. Dzięki świetnym wynikom terapeutycznym i dobrej diagnostyce zyskała sobie miano najlepszej w regionie. Nie dziwi wiec fakt, że pacjentami oddziału są mieszkańcy okolic Kędzierzyna, Częstochowy, Gliwic, Katowic czy nawet Krakowa. Istnienie i prawidłowe funkcjonowanie oddziału obserwacyjno-zakaźnego nie jest więc powodem do zmartwień jedynie raciborskich samorządowców.
Problem ten żywo poruszył również Wincentego Klytę, wicestarostę powiatu rybnickiego – myśmy ten temat rozważali. Na Komisję Zdrowia do Rybnika zaprosiliśmy dyrektora raciborskiego szpitala.. Sytuacja oddziału obserwacyjno-zakaźnego została wnikliwie przeanalizowane. Chcielibyśmy, aby ten oddział w Raciborzu funkcjonował również dla naszego powiatu. Jeśli dojdzie do jego upadku nasi mieszkańcy będą musieli leczyć się w Sosnowcu, a to dość daleko. Ponadto raciborska kadra jest wspaniale przygotowana, aby taki oddział prowadzić. Jest potrzeba, pilna potrzeba, aby oddział zakaźny mieścił się w Raciborzu i co podkreślają pacjenci najlepiej kompleksowo w jednym budynku.
Trudno mówić, o tym jak ważne dla pacjentów jest istnienie i prawidłowe funkcjonowanie oddziału obserwacyjno zakaźnego w Raciborzu bez pobieżnego przynajmniej omówienia chorób, jakie się tam leczy. A są to schorzenia bardzo ciężkie i trudne do wyleczenia.
Przede wszystkim zajmujemy się żółtaczką zakaźną, co w kontekście żółtego tygodnia jest chorobą bardzo popularną. To tzw. wirusowe zapalenie wątroby typu A i B. Pacjenci zwykle trafiają do nas na etapie przewlekłych uszkodzeń wątroby, czyli przewlekłego zapalenia wątroby, marskości wątroby wymagającej intensywnego leczenia wątroby, a nawet transplantacji wątroby czy raka – powiedziała dr Iwona Olszok ordynator oddziału.
O tym jak ważne jest prawidłowe funkcjonowanie oddziału obserwacyjno-zakaźnego w Raciborzu świadczy wiele faktów. Bardzo dobre wyniki leczenia mają na pewno bezpośredni wpływ na to, że w obronie oddziału murem stanęli pacjenci. Ich kilkutysięczna już rzesza zgodnym chórem broni zaciekle, miejsca, które daje im szanse na odzyskanie zdrowia.
Pacjentką oddziału jest także była, wieloletnia radna raciborska Janina Augustynowicz. To m.in. ona podjęła mozolną walkę o istnienie oddziału obserwacyjno – zakaźnego.
Absolutnie nie pozwolimy sobie zamknąć oddziału. Nie pozwolimy rozwozić się po województwie i narażać na dodatkowe koszty. Już i tak jesteśmy narażeni, do końca życia musimy stosować dietę, prowadzić kontrole lekarskie, a nasze leki są szalenie drogie. Czy nie godni jesteśmy, aby się o nas zatroszczyć i zapewnić nam funkcjonowanie tego oddziału w Raciborzu? Ja nie wierzę w to, że nie ma pieniędzy. Ja wierzę, że tam jest totalna ignorancja, lenistwo, które nie pozwala załatwić funduszy dla oddziału. Chyba mamy do czynienia z „spychotechniką”. Starostwo jest przecież władzamą dla powiatu, po to żeśmy głosowali na radnych, po to żeśmy ich wybierali żeby starali się o nasze interesy – powiedziała Janina Augustynowicz.
Jak zakończy się ta batalia? Jak długo „szpital” będzie istniał w dwóch dość daleko od siebie położnych budynkach? Odpowiedzi na szereg tych pytań da chyba tylko czas…czas, który musi upłynąć…czas, który stanie się wyrocznią.
Joanna Wyleżoł /Radio Vanessa/