Magdalena Wysocka, uczennica raciborskiego Gimnazjum nr 3, wywalczyła tytuł I Wicemistrzyni Jastrzębskiego Mistrza Ortografii. Magda pisała tekst przygotowany przez autorytet w dziedzinie językoznawstwa prof. Edwarda Polańskiego. W II Jastrzębskim Dyktandzie o tytuł Jastrzębskiego Mistrza Ortografii i Kaligrafii wzięło udział prawie 800 osób.
Patronat honorowy nad konkursem objęła Krystyna Bochenek – Senator RP i inicjatorka Ogólnopolskiego Dyktanda.
Tekst dyktanda, tradycyjnie już, przygotował prof. Edward Polański, wybitny znawca ortografii, autor wielu publikacji, podręczników i słowników.
Wyboru Mistrza i dwóch Wicemistrzów Ortografii oraz Mistrza Kaligrafii dokonywano w dwóch grupach wiekowych.
Laureatów Dyktanda w obu kategoriach wiekowych udało się wyłonić dopiero po zaciętej dogrywce. Tytuł I Wicemistrzyni Jastrzębskiego Mistrza Ortografii w grupie młodszej wywalczyła uczennica raciborskiego Gimnazjum nr 3 Magdalena Wysocka /na pierwszym zdjęciu z prof. Polańskim/. W nagrodę otrzymała aparat cyfrowy. Magdalena startowała w Dyktandzie Jastrzębskim po raz drugi – w poprzednim roku też była druga, wtedy dodatkowo zdobyła tytuł mistrza kaligrafii (czyli osoby, która napisała najładniej).
Konkurs w Jastrzębiu cieszy się coraz większym powodzeniem. Z pewnością ma na to wpływ organizacja i atmosfera. Bo ważne jest to, co wielokrotnie powtarza profesor Polański, by była to przede wszystkim zabawa. Tym lepsza, że mająca na celu zachowanie nawyków językowych w epoce Internetu i telefonów komórkowych, gdzie nader często rezygnuje się ze stosowania znaków polskich oraz interpunkcji.
– Komputer przyjmie wszystko. Jemu wszystko jedno, czy to „magnes”, czy „magnez”, „Bug”, „buk”, czy „Bóg”. A to jest bardzo ważne. Tak samo przecinek – może zmienić znaczenie całego zdania – dodał profesor.
Tekst dyktanda:
O niezaprzeczalnych pożytkach z pogrążania się w lekturze
Przepadam za czytaniem różnorodnych periodyków. Pożeram bez różnicy dzienniki, kuriery, żurnale, a nawet brukowce. Toteż w późnopopołudniowym rozmarzeniu, mrużąc oczy, cichutko westchnąłem: „Gdybyż tak móc przeglądać wszystkie czasopisma, zarówno najświeższe, jak i sprzed półwiecza, zwłaszcza te trudno dostępne”. Już same tytuły mnie intrygują: „Przegląd Niepospolity”, „Żyjmy dłużej”, „Mówią wieki”.
Na co dzień rozczytuję się jednakże w bardziej popularnych gazetach, w których znaleźć można arcypożyteczne przepisy, na przykład jak przyrządzić potrawkę z halibuta, jak hodować chabry, sporządzać rozsady cukinii itp.
Nie mniej zajmujące są czasopisma turystyczno-krajoznawcze. Do dziś pamiętam brzmienie takich nagłówków, jak „Chimeryczny charakter Hucuła”, „Obróżka niezwykłego charta”, a także jakże kuszące zachęty: „Ukuj slogan krajoznawczy” czy też „Ukój swój żal”, podpisane pseudonimem „Reporterzyna”.
Od razu zżymam się, kiedy się stykam z pomysłami niedowarzonymi. Oburzam się wówczas identycznie tak jak na towar przez sprzedawcę niedoważony. Warto by się więc z autorami tych tekstów pohandryczyć. Przeto ochoczo zmierzyłem się z ową maksichałturą i już o wpół do szóstej przesłałem do redakcji moje memoriały i postulaty. Wytknąłem w nich zauważone przeze mnie horrendalne błędy i niebłahe uchybienia. Bez żenady grzmiałem, że niektórzy reportażyści stają się mało produktywnymi układaczami artykulików – niby-puzzli. Takie gryzipiórki powinny czym prędzej stać się eksdziennikarzami. Na szczęście jest też duża grupa redaktorów tworzących superoryginalne arcydzieła.
Mimo że skrytykowałem nierzetelnych niespecjalistów, wiem, że pożytki z czytania są niezaprzeczone. Oprócz przyjemności i kształcenia mózgu wyrabiają u mnie krytyczny stosunek do podejrzanych publikacji. Przyznaję, że w życiu codziennym ważne jest posługiwanie się ekstrakomputerem z Internetem, SMS-em, MMS-em i e-mailami, ale wiem, że jest to niewystarczające. Czytając bowiem teksty drukowane, szerzej poznaję świat, a nadto ortografię.
Czytaj też tekst poprzedniego dyktanda.
/BSp/