Odrobina Azji w Raciborzu

Mieszkańcy zdążyli się już przyzwyczaić do widoku riksiarzy na raciborskim rynku. Ale na twarzach wielu turystów i obcokrajowców wciąż budzi zaskoczenie. Stały się nie lada atrakcją.


Za kierownicami zasiadają nastolatkowie, chcący dorobić sobie na wakacje. Tę azjatycką przygodę proponują już od roku. Liczba tych niespotykanych pojazdów rośnie – w tej chwili można ich już tu spotkać pięć i, jak twierdzą kierowcy, interes się rozkręca. Sami, każdego dnia, wynajmują pojazdy od właściciela, który zapewnia im również ubezpieczenie. By jeździć nie trzeba mieć dodatkowych uprawnień czy prawa jazdy. Wystarczy karta rowerowa. Ile kosztuje ta przyjemnosć? 2,5 zł za dziesięciominutową przejażdżkę, a te dziesięć minut wystarczy na drogę np. z rynku na Plac Konstytucji 3 – go Maja. Nie przemierzają dużych tras – Nikt jeszcze nie zażyczył sobie pojechania dalej niż do „Obory”, to najdłuższa trasa jaką przemierzamy. Ale kto wie, myślę, że jeszcze wszystko przed nami. – mówi jeden z riksiarzy, 19 – letni Michał.


Największym wzięciem cieszą się w weekendy, a jeszcze lepiej gdy jest ładna pogoda – wtedy mamy najwięcej chętnych, około dziesięć przejażdżek dziennie. – mówią. W inne dni bywa różnie. Zdarza się, że zainteresują wtedy jedną, dwie osoby. Wśród klientów najwięcej jest turystów. Obejrzenie miasta w ten sposób to idealne rozwiązanie. Wtedy nie spieszymy się, objeżdżamy najbardziej atrakcyjne miejsca: rynek, okoliczne uliczki, zamek. Czasem robimy za swoistych przewodników, bo dodajemy do swej pracy opowieści o mieście. Staramy się dużo rozmawiać z klientami, ale nie jesteśmy nachalni. Tak trochę jak barmani, którym każdy się zwierza. – uśmiecha się Michał.



Zdarzają się i zabawne sytuacje. Pamiętam pewnego chłopaka. Najpierw poprosił, bym pojechał do kwiaciarni, następnie kazał się zawieźć do swojej dziewczyny, a kwiaty, jak się okazało, były na przeprosiny. Na szczęście mu wybaczyła i po chwili występowałem już w roli fotografa zakochanej pary. – wspomina.


Niestety bywa też i tak, że klienci po przejażdżce nie chcą zapłacić. Zdarzyła mi się taka sytuacja – wiozłem dwóch panów, każdy z nich na oko po 150 kilo żywej wagi. Niestety nie zapłacili mi. Cóż. Nie możemy wtedy zazwyczaj nic zrobić. Zwieszamy głowę i z bolącymi mięśniami ale bez pieniędzy wracamy do pracy.


Te zawsze klimatyzowane „taksówki” spotkać można zazwyczaj od godziny 10.00 do 20.00 na rynku, przy dworcu PKP lub Placu Konstytucji 3 – go Maja.


/SaM/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj