Dwie gitarki, bass, perkusja, keyboard i… akordeon! Dodajmy do tego zapał i swobodę w korzystaniu z wielu motywów muzycznych z pogranicza rocka i britpopu, a efekt będzie wyśmienity. Wokal wcale nie musi być już zniewalający, aby całość zadowalała uszy. Tak w skrócie można określić muzykę zespołu Motyw, który do Raciborza przyjechał na zaproszenie „Rosynanta”.
Grupa Rosynant stara się przyciągać do pubu „Koniec świata” artystów prezentujących różnorodną, ale każdorazowo bardzo dobrą muzykę. Ich ambicją – jak dotąd w pełni wypełnianą, jest urządzanie przynajmniej dwa razy w miesiącu imprez tego typu. W zeszłą sobotę gościli jak dotąd niezbyt znany, początkujący zespół – Motyw.
Motyw to pięciu młodych ludzi pochodzących z Mysłowic. Jak twierdzą sami muzycy, odcinają się oni od typowego mysłowickiego grania. Co prawda, z Mysłowicami to kojarzy się przede wszystkim Myslovitz, a Motyw brzmi w niektórych kawałkach całkiem podobnie, lecz w ideologii odrobina buntu przyda się zawsze… W końcu ma to być porywający rocknroll, a nie niedzielne granie na wiejskim festynie.
Bo z takowym „Motywu” nie w sposób skojarzyć.
„Hey!, czy tu czujesz jak?/ jak ten nocny czas/ ultrafioletu blask/ przyciąga nas…” – to słowa refrenu z piosenki „Ultraviolet”. Melodia, przy której nie da się po prostu zachować spokoju (ciała i duszy); świetny, płynny i nieco pastiszowy wokal; do tego tekst – doskonale oddający klimat nocnych klubów: to wszystko przy zsumowaniu daje genialny utwór. To, co tygryski lubią najbardziej… A trzeba dopowiedzieć, że nie na jednym kawałku kończy się repertuar Motywu. „Ultraviolet” pozostaje w pamięci na długo, ale inne utwory – jak „Chemiczne czarownice”, „Zatrute dźwięki”, czy „Wściekłe psy” jakością wcale od niego nie odbiegają.
„W najmniej spodziewanym momencie/ mogę wziąć do ręki broń/ wtedy pokaże ci tak naprawdę/ na co mnie stać…” – to znów cytat z ich piosenki. Można od razu przypomnieć sobie już bardzo znany (i dobry przy okazji) zespół Cool kids of death. Punck, anarchia, bunt? Raczej nie w przypadku Motywu. Tematyka ich tekstów wiąże się z rzeczywistością człowieka młodego – z tym, z czym styka się ona na co dzień (i co weekend), ale brak tu aż takiej pikanterii, jak u wspomnianego zespołu. Automatyczna konotacja jest jednak nieunikniona. Słuchając Motywu ma się wrażenie, że słyszy się jednocześnie muzykę brytyjskiego Blur (słynne „Song 2”), Myslovitz (z płyty „Korova Milky Bar”), Perl Jam, Akurat, a można też i wyłapać analogie do naprawdę ostrych twórców.
Całość można by przyporządkować do poprocku lub britpopu (choć ten już stracił sporo ze swej zadziorności). W skrócie: bardzo dobra muzyka. Szybka, melodyjna, poruszająca, z dobrze dopasowanymi tekstami. Szczególnie interesujące jest wykorzystanie akordeonu. Nic tylko życzyć im prawdziwej kariery. Zasługują chłopaki. W porównaniu z czymś takim, jak serwuje nam Mandaryna lub gwiazdy masowych festiwali, muzyka Motywu jest autentyczna i wartościowa.
W minioną sobotę mogli się o tym przekonać goście pubu „Koniec świata”. Koncert pozostawił pozytywne emocje, chociaż trudności techniczne uniemożliwiały momentami grę. Gdy panowała cisza, uwagę przykuwały filmiki „Animatrix” wyświetlane z DVD na ścianę za muzykami. Efekt końcowy więc i tak był świetny.
/dw/