Sobotni wieczór w „Strzesze” rozbrzmiewał muzyką, która słuchacza wciąga w świat zgoła odmienny od rzeczywistości. Tego typu muzyczna refleksja snuje historię zmuszającą odbiorcę do oderwania się od realności i powędrowania wraz z dźwiękami gdzieś… hen, daleko…Dwa słowa o zespole
Istniejący od ponad pięciu lat zespół The Band of Endless Noise zyskał już uznanie na krajowej scenie, nawet i poza nią. Ma już na swym koncie 4 krążki (jeden z remixami), z których najnowszy nosi dość intertekstualny tytuł „Riders on the bikes”. Grupa tworzy awangardową muzykę o niezwykłym klimacie. Elektroniczne podkłady i niezwykle ciekawie przeprowadzane motywy nadają jej wartościowego wymiaru. Refleksja, odprężenie, przyjemność – to natomiast skutki wywoływane u słuchaczy.
Co ciekawe, muzycy porozsiewani są od Raciborza, poprzez Warszawę, aż po Berlin – to też przysparza czasem trudności takich jak w minioną sobotę. Z ogółu członków zespołu: Andrzeja Widoty, Sylwka Korala, Tomka Gadomskiego, Tomka Brzozowskiego, Adama Sanockiego i Adama Busuleanu – na sobotnim występie w RCK-u zabrakło dwóch ostatnich. Podczas koncertu artystów wspomógł jednak profesjonalnie Michał Fita, a wokalu użyczyła Agnieszka Busuleanu.
Andrzej Widota takimi słowami opowiada o powstaniu grupy: W którymś momencie stwierdziliśmy, że może jedna coś innego? Że może warto? The Band of Endless Noise powstał jako taki uboczny projekt wcześniejszego Próby musieliśmy odbywać w moim pokoju, użyliśmy komputera do podkładów i trochę przekornie nazwaliśmy się The Band of Endless Nosie, bo było to z początku dość ciche, spokojne… później jednak ten Noise jakoś do nas doszedł…
Muzyczna awangarda
Septet z Polski. Muzyka ludowa i organowa, eklektyczna i romantyczna. Długie piosenki. Krótkie spodenki – tak zaczyna się opis zespołu na jego oficjalnej stronie. Wobec tak określonych podstawowych nie można stanąć w opozycji. W sobotni wieczór muzycy The Band of Endless Noise pokazali, że parają się muzyką ambitną, zróżnicowaną i misterną.
Niezwykle długie utwory jeżeli korzystają z tekstu, to anglojęzycznego i stanowczo mniej istotnego niż sama warstwa dźwięku. Słowa zdają się być wręcz niepotrzebne. Każdy z kawałków stanowi niezwykle absorbującą historię – budowaną tak w istocie w umyśle odbiorcy dzięki zmysłowi słuchu. Interesujący nastrój tych muzycznych światów nie pozwala zachować obojętności. Ostatecznie, jeśli nie wyjdziemy po prostu z sali, oddajemy się w całości odurzającym jak narkotyk dźwiękom. Przenosimy naszą świadomość tam, gdzie kluczy muzyka. Oddychamy w jej rytmie, reagujemy na najdrobniejszy odgłos… Utwory takie jak „That`s how I lost my drumset”, „Crooked world” lub „Ina punk funky style” powalają i nie pozwalają powrócić do rzeczywistości.
Teoretycznie, The Band of Endless Noise zbliżony jest do klimatu Pink Floydów lub Dead Can Dance. W praktyce ma z nich przede wszystkim niezwykłą siłę oddziaływania na umysł słuchaczy. Muzycznie sięga znacznie dalej. Różnorodne dodatki, akordeon, sprawnie wykorzystane „przeszkadzajki”, do tego ciekawa pozycja klawiszy w ogólnej strukturze utworów, rytmika rodem z funky – to nadaje niezaprzeczalnie nowoczesnego charakteru zespołowi. Równocześnie trzeba zauważyć, że konstrukcja tej muzyki jest bardzo rozbudowana, co dla artysty bywa wielce niebezpieczne. Grozi przesytem, niestrawnym nadmiarem, kiczem w wykładni Abrahama Molesa (teoretyka kiczu). Muzyka The Band of Endless Noise jednak, mimo tak rozbudowanej warstwy melodyjnej, nie ociera się nawet o tandetę. Wydaje się, że każdy jej element znajduje w miejscu dokładnie do tego wyznaczonym. Wielopoziomowa struktura nie przypomina domku z kart – to dzieło skończone i oryginalne, co wedle założeń Hansa Georga Gadamera pozwoliłoby na określenie jej mianem sztuki.
W tym wymiarze zaskakujące jest stwierdzenie front face zespołu Andrzeja Widoty, gdy mówi o tworzeniu tej muzyki: Uderzamy w to wszystko tak, jak potrafimy… Bez szkół muzycznych ani wielkich technik. (…) Ostateczny kształt melodii wynika z pasji łączącej artystów – Najczęściej ja albo Adam układamy elektroniczny podkład, a później reszta to improwizacja na próbie. W efekcie powstaje utwór.
Podczas sobotniego koncertu przez brak paru muzyków, jak podkreśla lider grupy, nie wszystkie aranżacje posiadały pierwotny charakter – urzekały jednak stylem, wbijały wręcz w fotel, gwarantowały niezwykłe doznania.
/dw/
Endelsi mają bardzo ciekawą muzykę a ich komputerowa obróbka jest wspaniałym przykładem jak można płynnie przechodzić z tonów wysokich na tony super-basowe niskie. Ten bas na koncertach jest przytłaczający ( w sensie pozytywnym)ale nie powoduje on zmęczenia ucha niskimi tonami. Wszystko ładnie ułożone. Wielkie ukłony dla Endelsów a zwłaszcza Andrzeja i Tomka Brzozowskiego.
A-F, czyzbyś był na koncercie młodzieżowym ? No nie poznaję kolegi… wszakże ostatnio zachwycałeś się Galą Wiedeńską i artysta Dańcem 😉 A tu prosze – alternatywna alternatywa, i to jeszcze, że się tak wyrażę – na „końcu świata” ;))) Bravo za otwartość !
Bo i sa bardzo pozytywni! I graja niezle zaczarowana awangardę. Aż dziw, że w Raciborzu jest na nich zapotrzebowanie… Brawo dla muzyków z prowincji, którzy robią muzę na poziomie daleko wykraczającym poza nasze miasteczko 😉
Ba poza kraj… i kontynent. Płyty Endlesów sprzedawane są w Stanach. A w zeszlym roku chlopaki grali trasę koncertową we Francji. Muszę przyznać, że ten koncert był dla mnie wydarzeniem. Dzięki „Noise is everywhere”!
Szkoda (oczywiście dla zespołu), że chłopcy są zajęci innymi sprawami jak praca, rodzina bo gdyby byli kawalerami:)))) i ich pracą granie w zespole to by był The Band sławny na cały świat:))). Muzyka ich jest rewelacyjna i cieszę się, że w swoim tourne po miastach Polski „zawitali” do Raciborza;))). Chłopcy grajcie dalej tak wspaniale i życzę Wam wiele pomysłów na nowe utworki.
Przyznać muszę, że niechętnie używam słowa „wydarzenie” ( co z kolei chętnie robi A-F), ale w przypadku The Band of… śmiem twierdzić, że było to artystyczne wydarzenie.Takiej muzyki dawno w SRC nie było.Jest w nich klimat 4AD.Poruszyli mnie dogłębnie. Słyszałem ich po raz pierwszy i jeszcze chciałbym. Ich zachowanie na scenie w znakomity sposób pokazuje jak realizuje się własne pasje. Jak się okazuje nawet „Na końcu świata” może być jak w NIEBIE.