Wyznacznikiem obywatelskości nie jest tylko i wyłącznie zaangażowanie polityczne; to byłoby bardzo ograniczone rozumienie tego, czym jest
obywatelskość. Jej istotą jest raczej wszelkiego typu zaangażowanie społeczno-publiczne, niemniej niezdominowane przez kaprysy „ja”, ale świadome wymiaru „my”. Obywatelskość jest swego rodzaju "przywiązaniem do całości społeczeństwa". Owszem buduje się na bazie indywidualizmu, ale jeśli poza niego nie wyjdzie, to staje się swoją karykaturą – raczej prywatą (co tak charakterystyczne dla polskiego krajobrazu socjologicznego) niż właściwym działaniem obywatelskim, którego celem powinno być "zachowanie równowagi między różnymi, rywalizującymi i sprzecznymi elementami społeczeństwa". W naszej dyskusji jednak, być może dlatego że odbywała się w ramach Otwartego Saloniku Politycznego, dużą część uwagi skoncentrowaliśmy początkowo na zaangażowaniu politycznym, jako tylko jednej z działek obywatelskości.
Niestety funkcjonujący w powszechnej świadomości, skądinad uzasadniony, pogląd, że nasza polityka to "bagno" i "brudna sprawa", nie zachęca młodych ludzi do działania na tym polu. Nawet jeśli zdają sobie sprawę z tego, że dostrzegają problemy, znają sposoby na ich rozwiązanie, to jakaś fatalna aura unosząca się nad polityką polską, w tym raciborską, skutecznie ich odpycha od podzielenia się swoimi dobrymi intencjami i działaniami. Skutek jest taki, że polityka coraz bardziej zostaje zdominowana przez krętaczy, ludzi o chorych personalnych ambicjach, z których nic sensownego nie wynika dla miasta, regionu, kraju. "Czyści" pozostając na uboczu, mogą tylko powiedzieć: "a nie mówiłem…", wygłaszają samospełniajace się proroctwa, do których swoim wycofaniem się sami się przyczyniają i umacniają je.
Wbrew tym smutnym stwierdzeniom, istnieją coraz liczniejsze wyjątki osób, również niektórzy uczestnicy OSP, które świadome całego zagrożenia, jakie niesie ze sobą tego typu zaangażowanie, zdecydowały się na nie. Działają w partiach jak PO, PiS, SDPL i mimo że nieraz przychodzi im, gdy długo nie wracają do domu, na przykład odebrać smsa od żony, zaczynającego się od słów: "czy ty jesteś normalny….", to kontynują swoją czasem donkichotową robotę.
Motywacją nie jest wcale miłość do polityki – raczej wewnętrzny obowiązek, lokalny patriotyzm. Co wiąże się ze zrozumieniem tego, czym jest poziom polityczny. Jeśli zdefiniuje się go tylko przez to, co jest, czyli poprzez afery, kłótnie i nieróbstwo, to wtedy uzasadnionym byłoby trzymanie się od niego jak najdalej. Ale jeśli się wie, czym poziom polityczny ma być, czyli, że ma być doskonaleniem naszego otoczenia, pracą dla dobra wspólnego, to wówczas zakopanie swoich talentów byłoby niemałym "grzechem", bo pozwalalibyśmy na to, że zajmować się tym będą osoby przypadkowe i niekompetentne.
Zastanawialiśmy się również, dlaczego często bardzo szybko gaśnie żywotność takich wielu świadomych i potrzebnych oddolnych inicjatyw polityczno-obywatelskich. Traktowaliśmy to jako przestrogę dla naszej aktualnej propozycji, jaką jest Otwarty Salonik Polityczny. Powodem jest przede wszystkim to, że takie zaangażowanie jest bardzo absorbujące, ilość spraw do załatwienia ogromna, a i to że tak naprawdę ów wybór nie jest jednorazowy – musi się dokonywać nieustannie, musi być potwierdzany. A czasem na drodze stają mu inne bliższe "ciału" priorytety, z pozoru banalne, ale nie zawsze łatwe do obejścia: rodzina, praca zawodowa. Staraliśmy się też rozróżnić społeczeństwo obywatelskie w znaczeniu bardzo ogólnym i węższym. Pierwsze znaczenie opisuje stan, w którym istnieją wolne stowarzyszenia poza kuratelą władzy państwowej. Ale to tylko niezbędny fundament. Jest to niestety niewystarczające, co uświadomiliśmy sobie między innymi na przykładzie, chyba nieprzypadkowo, policji. Otóż fakt, że są obywatele chętni do zgłaszania nieprawidłowości, mniejszych lub większych wykroczeń, wcale jeszcze nie gwarantuje, że zostaną one wyeliminowane. Niestety pewnych instrumentów sami obywatele nie posiadają i na nic się zda ich aktywność i zgłaszanie problemów, jeśli nie pójdą za tym poczynania następnych instytucji. Bo tak naprawdę o tym, czy coś służy obywatelskości, czy nie, można mówić w odniesieniu do bardzo wielu rzeczy, takich jak władza ustawodwcza, wykonawcza, sądownicza, instytucje publiczne, prasa, kościoły, służby zbrojne, system edukacji, instytuty, stowarzyszenia, przedsiębiorstwa, tradycje.
W związku z tym doszliśmy do węższego rozumienia obywatelskości: sytacji, kiedy obywatele mogą znacząco i skutecznie wpłynąć na zmianę kursu polityki państwowej czy lokalnej. Kiedy na przeszkodzie ich przedsięwzięciom nie stoją organy tego typu, jak wspomniana policja, która powołana do utrzymywania porządku, jednak ignoruje niejednokrotnie zaangażowanie samych mieszkańców miasta na rzecz bezpieczniejszego otoczenia. Ustami dzielnicowych, pełnymi pięknych haseł o możliwości powiadamiania o przestępstwach (między innymi na łamach lokalnej prasy) kreuje pewną fikcję obywatelską, bo potem w praktyce zachęca do postawy z gruntu nieobywatelskiej: "dajmy lepiej temu spokój, z tym się nie da nic zrobić". A przecież obywatelskość to w dużej mierze odwaga.
/Leszek Szczasny/
Społeczeństwo obywatelskie
- reklama -