W sobotę 6 maja, na placu przy SP 18 rozegrał się I Raciborski Festyn Historyczny. Byli rycerze, wikingowie, płatnerz a nawet kowal. Imprezę zorganizowali Drengowie Znad Górnej Odry. Całe lata pogłębiali wiedzę, kompletowali historyczne stroje oraz ekwipunek. Kiedy byli już wystarczająco dobrze wyposażeni i biegli w fechtunku, postanowili zawiązać bractwo. Obecnie są profesjonalnie wyposażoną grupą pasjonatów. Podczas trwania festynu prezentowane były różne, bardzo liczne, aspekty kultury ludów starożytności i średniowiecza. Powstały obozowiska rzymian i wojowników barbarzyńskich. Wojowie słowiańscy i wikingowie wznieśli wioskę namiotów, w której odbywały się ich prezentacje oraz wystawiali się rzemieślnicy prezentujący wytwórstwo historyczne: kowal, płatnerz, jubiler. Rycerze przygotowali pole turniejowe, na którym prezentowali walki.
Przy jednym ze stoisk pan Henryk Krajszy z Bojanowa – kowal od 40 lat. Kowalstwo to jeden z najstarszych zawodów świata. Ale nie najstarszy – śmieje się pan Henryk. Kowal, na przestrzeni dziejów, tworząc przedmioty codziennego użytku starał się nadać im najbardziej funkcjonalny i jednocześnie piękny kształt. Z czasem, w miarę rozwoju innych o wiele wydajniejszych sposobów wytwarzania, kowalstwo zaczęło być bardziej zdobnicze i coraz bardziej jego wyroby przypominały dzieła sztuki. W moim warsztacie tworzę ozdobne kraty, kute bramy, płoty ogrodzeniowe i balustrady, ale również lampy, kwietniki, świeczniki, kute łóżka – mówi. Podkuwa też konie. Wraz z oczyszczeniem kopyt czyność ta trwa do pół godziny. Kosztuje 100 zł. Troszkę roboty z nimi mam przed Wielkanocą, kiedy gospodarze biorą udział w procesjach konnych. Ale niestety robię to już coraz rzadziej. Koni coraz mniej w gospodarstwach – mówi Henryk Krajszy.
Było też i stoisko płatnerskie. Miecze średniowieczne i szyszaki wzbudzały zainteresowanie wielu przybyłych. Rycerską broń można było zabrać do domu już za 350 zł. I tak najwięcej wysyła się za granicę. Miesięcznie nawet 400 sztuk. Tam ludzie chętniej kupują. Jest wielu kolekcjonerów – opowiada Krzysztof Banaś, zastępujący na festynie kolegę – płatnerza.
W nim samym… płynie błękitna krew. Z pochodzenia szlachcic herbu Łodzia. Mój pradziad dostał się do niewoli jako wezyr turecki. Tutaj w Polsce poznał hrabinę, miłość wybuchła i się pobrali. Tak powstał mój ród – mówi. – Ostatnia z tytułem była moja babcia – hrabina Żabińska.
Na raciborską imprezę przyjechał z Wodzisławia Śląskiego. Przez długi czas pracował w cyrku. Był też kaskaderem, grał w filmach. W końcu został policjantem, ale jego mundur rzucił dla rycerskiej zbroi. W Wodzisławiu założył bractwo rycerskie – Chorągiew Rycerstwa Księżnej Konstancji. Obecnie bractwo skupia już około 20 osób. Należą do niego trzej synowie pana Krzysztofa. Wszyscy biorą udział w pokazach i turniejach. A wszystko to wynika z miłości. Wiąże się jeszcze z dziecięcymi marzeniami, zainteresowaniami i tradycją rodzinną – mówi Krzysztof Banaś. Chce przybliżyć dzieciom i młodzieży „kawalek naszej pięknej historii”, dlatego występuje w szkołach z żywymi lekcjami historii.
Kocha konie. Od zawsze. Jak wstępowałem do Polskiej Rewii Konnej, a jeździli tam najlepsi jeźdźcy, byłem jeszcze chłopakiem. Stary rotmistrz powiedział mi, abym siadł na konia i pojechał na łozach. Oznacza to jazdę w pełnym galopie i jednoczesne ścinanie szabelką gałązki. Zapytał mnie, czy umiem. Ja nigdy wcześniej nie ścinałem szabelką, ale okłamałem go i powiedziałem, że owszem – umiem. Bałem się, że się nie dostanę. Wcześniej przyglądałem się, jak inni to robili. Wskoczyłem na konia, wziąłem szabelkę i ściąłem te łozy. Zawróciłem i podjechałem do rotmistrza, a on się mnie zapytał, kto mi rękę układał. Wówczas przyznałem się, że nikt, że go okłamałem i tak naprawdę po raz pierwszy to robiłem – uśmiecha się.
Bywał też kaskaderem. Występował w wielu produkcjach Andrzeja Wajdy. Swoje popisy kaskaderskie prezentował też w zagranicznych filmach, zjeździł kawał globu.
I Raciborski Festyn Historyczny wyjatkowo się udał. I pogoda piękna i zainteresowanie spore. A średniowieczne postaci na przyszkolnym placu można było spotkać jeszcze grubo po 22.00. I wcale nie były to nocne zjawy.
/SaM/
Kupiec Śląski już ma listę tych, którzy „dostaną” miejsce 😉
Ciekaw jestem komu sa przeznaczone?
to dobrze