Zakończył się III Światowy Zjazd raciborzan. Do rodzimego miasta przyjechali raciborzanie mieszkający obecnie w Niemczech, Australii czy USA. Wiekowi już raciborzanie z wielką nostalgią opowiadają o pięknym Ratiborze i pomstują na dzisiejsze zaniedbania.
Przyjazdowi do Raciborza towarzyszy zawsze radość
Kilka dni w moim mieście
W południe 9 września sala widowiskowa domu kultury na Chopina była pełna raciborzan z całego świata. Przyjechali na III Ratiborertreffen, czyli Zjazd raciborzan, głównie z Niemiec, by spotkać się w ojczystym mieście. Na wspólnym zebraniu słuchali z wielką uwagą rozmaitych przemówień w języku niemieckim i polskim. Zgromadzeni dowiedzieli się, że szefowa mniejszości niemieckiej w Raciborzu – raciborzanka Lidia Burdzik – otrzymała odznaczenie „Zasłużonej dla województwa śląskiego”. Na sali zjawiła się także niegdysiejsza mieszkanka miasta – Margo Brinberg z Australii. Podczas uroczystości zorganizowano koncert. Wystąpił chór imienia Josefa von Eichendorffa, duet trębaczy i soliści operowi. W planach zjazdowych pojawiła się także uroczysta msza święta w języku niemieckim w kościele pw. św. Jakuba na Rynku i wycieczki po Raciborzu i okolicach.
Światowy zjazd jest pomysłem niemieckiego małżeństwa Wyschkon, którzy wspólnie z raciborskim oddziałem Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców Woj. Śląskiego i raciborzanami z niemieckiego miasta Roth organizują przedsięwzięcie.
Ratibor żyje w naszej pamięci
Wyschkoniowie urodzili się w końcówce lat 20. w Raciborzu. Joseph Wyschkon mieszkał na ulicy Fabrycznej 26 przy fabryce Siemensa na Płoni (Planii). Ten dom z wieżyczką i płaskorzęźbami na fasadzie stoi do dziś, mieszka tam jego rodzina.. Jego żona Krystyna wychowała się na Ostrogu. Spędzili w rodzinnym mieście dzieciństwo i młodość. W Raciborzu przeżyli II wojnę światową i zniszczenie przez sowietów niemieckiego miasta. Jako małżeństwo wyjechali z komunistycznej Polski dopiero 1958 r. po spisie ludności, kiedy przyznali sie do narodowości niemickiej. Niekorzystny klimat polityczny skłoniły ich do wyjazdu. Dostali paszport w jedną stronę. Obecnie mieszkają w Norymberdze, a w pobliskim mieście Roth mieszkają ich dzieci.
Jak mówią, ogromna miłość do rodzinnego miasta sprawiły, że postanowili zaprosić rozproszonych po świecie ziomków do Raciborza. Musieli zdobyć na to pieniądze, zyskując przychylność nie tylko polskich i niemieckich samorządowców, ale i prywatnych darczyńców. Z pomocą przychodzi im zawsze książę raciborski – Franz Albrecht. W rozmowie z nami przyznają, że nie jest im dziś łatwo, bo starzeją się i opadają z sił.
Z wielką przyjemnością mówią nam o ich życiu w przedwojennym mieście. Z pasją godną Bruno Schulza opowiadają mitologię raciborskiego dzieciństwa. Pani Wyschkon cisną się łzy do oczu, kiedy opowiada o spacerach do kina czy przepięknym parku Eichendorffa (dziś im. Miasta Roth). Pan Wyschkon z zapałem opowiada o zabawach obok wielkiej fabryki Siemensa i o podkradaniu owoców z gospodarstw, które stoją na Płoni do dziś. Mówi, że na jego ulicy każdy miał przezwisko, jego wołali Josel.
Josef i Christine Wyschkon (po środku)
Kiedy przychodzi im mówić o dworcu kolejowym, zaraz ożywiają się na inny sposób. Pytają, jakim cudem tak piękny przedwojenny budynek zastąpiono dzisiejszym molochem. Nie potrafią zrozumieć, dlaczego niszczeją kamienice, zamek stoi w ruinie, a na ulicach jest tak brudno. Komunistyczna spuścizna budzi ich odrazę, a powolna z nią rozprawa rodzi u państwa Wyszkoń żal. Rozmowa nabiera bolesnego tonu.
Tęsknię codziennie
O wielkiej nostalgii i prawdziwej mitologizacji dzieciństwa w mieście Ratibor można mówić w kontekście spotkania inną raciborzanką. Pani Ursula, z domu Skrobanik, jest teraz obywatelką USA, urodziła się w Raciborzu. Rozmowa toczy się po angielsku, bo kobieta nie zna polskiego. – Mieszkam w Ameryce już od 54 lat, ale codziennie tęsknię za Raciborzem – mówi Ursula. Zdradziła nam, że w jej domu na Florydzie jest mnóstwo zdjęć i pamiątek z Raciborza. – Ratibor, Ratibor, Ratibor – powtarza z nostalgią.
Lidia Burdzik – przewodnicząca raciborskiegoo oddziału Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców Woj. Śląskiego
Dzisiejsze miasto uważa za brudne i zniszczone. Ostatni raz była – w Raciborzu 5 lat temu. – Nic się od tamtej pory nie zmieniło – żali się – Dlaczego wszystko jest takie brudne?! Okazuje się, że jednym z ważniejszych dla niej miejsc jest dzisiejszy Park im. Miasta Roth. Pani Ursula mieszkała nieopodal ulicy Opawskiej, więc zwykła się tam bawić jako dziecko.
Raciborzanie pożegnali się na poniedziałkowej kolacji ze śpiewami przy akordeonie. Kiedy następny zjazd raciborzan? Nie wiadomo. Jeśli znajdą się pieniądze i wystarczy sił – mówi pani Wyszkoń – będzie IV zjazd.
/Mateusz Iwulsk//i/
Parku przypominanie
Żywych wspomnień o przedwojennym mieście, z ust raciborzan na obczyźnie i tych wciąż tutaj mieszkających, będzie można posłuchać w specjalnie zrealizowanym filmie. Stowarzyszenie Kulturalne ASK zaprasza 24 września do parku im. Miasta Roth na wieczór pt. „Parku przypominanie” w ramach cyklu „Miasta przypominanie” przygotowanego na Dni Raciborza.
W niedzielny wieczór widzowie zobaczą film z wywiadami o dawnym mieście i usłyszą muzykę klasyczną z tarasu nad stawem. Początek o godzinie 18.00.
Raciborzanie na uroczystościach w RCK
Muszę przyznać, że taka akcja i inicjatywa w Raciborzu bardzo się podoba. Wielu kierowców parkując na kopertach (obojętnie czy to pod bankiem, szpitalem czy gdzie indziej) myśli sobie „a po co mam szukać wolnego miejsca parkingowego jesli ten odcicnek jest wolny a na tą chwilkę co zaparkuję to z pewnością nikt niepełnosprawny nie przyjedzie i nie będzie chciał parkować”. Nic bardziej mylnego!
Czy z tą rejestracją to oby nie przesada? Może tym samochodem przywieziono inwalidę…. czy była zgoda na pokazanie numerów rejestracyjnych tego lekkomyślnego kierowcy?
do hmmm: na zdjęciu jest prawidłowo zaparkowane auto, które nie stoi na kopercie dla inwalidy 🙂 Poza tym tablice rejestracyjne i numery są jawne – każdy je widzi i może oglądać do woli w miejscach publicznych, publikować takie zdjęcie chyba zatem również.
Jeśli jest taka akcja to ja nie widzę przeszkody by pokazywać auta delikwentów, którzy mają w nosie innych a zwłaszcza osoby niepełnosprawne. Miał kaprys by zająć miejsce niepełnosprawnym to ma teraz pecha, że ktoś jego publiczny występek jeszcze bardziej upublicznił. Chyba po to jest kampania a nie od siedzenia i mówienia do małego grona słuchaczy jacy to kierowcy są „ważni” i lekceważący za kierownicą swoich aut.
zauważcie że to auto stoi na miescu dla inwalidy. Linia się dalej ciągnie. Tam są dwa miejsca dla inwalidów.
W Raciborzu, a w szczególności pod raciborskim MiniMalem powinni zrobić happening, jak kiedyś pokazywali w telewizji. Jeśli zobaczymy kierowcę parkującego na miejscu dla inwalidy, przez megafon ogłosić na parkingu coś w stylu „Kierowca czerwonego Fiata proszony jest o spalenie się ze wstydu” Powinno pomóc