XIV Powiatowy Konkurs „Mistrz Ortografii”

Dyktanda gimnazjalistów i uczniów podstawówek, uczestników XIV Powiatowego Konkursu „Mistrz Ortografii”, sprawdzała lauretaka Ogólnopolskiego Konkursu Ortograficznego.28 maja 2007 r. młodzież naszego regionu uczestniczyła w XIV Powiatowym Konkursie „Mistrz Ortografii”, organizowanym pod patronatem raciborskiego Starostwa Powiatowego.
Mimo gorącego okresu szkolnych wycieczek, w imprezie wzięło udział 20 gimnazjalistów i 28 uczniów podstawówek, zwycięzców eliminacji szkolnych – podlicza Herbert Dengel, przewodniczacy komisji konkursowej. Poza nim dyktanda oceniali poloniści: Agnieszka Czarny, Katarzyna Kapustka, Ewa Koczwara, Helena Różycka oraz uczennica Magdalena Wysocka. Nowością w naszym konkursie jest obecność w składzie komisji uczennicy II LO w Raciborzu. Magda Wysocka jest laureatką ostatniego Ogólnopolskiego Konkursu Ortograficznego, Katowice 2007, a wiec osobą jak najbardziej kompetentną – podkreśla doradca metodyczny H.Dengel.

W kategorii gimnazjów laureatami konkursu zostali:

- reklama -

1 miejsce – Katarzyna Cholewa z ZSO Chałupki, nauczyciel Elżbieta Bedrunka,

2 miejsce – Agnieszka Paradowska z Gimnazjum 2 Racibórz, nauczyciel Roman Bohr,

3 miejsce – Wojciech Kaczmarczyk z Gimnazjum 5 Racibórz, nauczyciel Mariola Chmielarz,

wyróżnienia:

– Jakub Gruchot z Gimnazjum 3 Racibórz, nauczyciel Izabela Rumpel,

– Katarzyna Kappa z Gimnazjum 5 Racibórz, nauczyciel Mariola Chmielarz.

W kategorii szkół podstawowych zwyciężyli:

1 miejsce – Helena Gaj z SP 4 Racibórz, nauczyciel Alicja Stoińska,

2 miejsce – Ewa Pabian z SP Kuźnia Raciborska, nauczyciel Małgorzata Tykierka,

3 miejsce – Vanessa Seidel z SP Pietrowice Wielkie, nauczyciel Janina Ślusarczyk,

wyróżnienia:

– Dagmara Dorobisz z SP 15 Racibórz, nauczyciel Joanna Rybeczka-Chrzanowska,

– Judyta Pisarczyk z ZSP 2 Racibórz, nauczyciel Anna Płonka.


Konkursowe dyktanda przygotowała Helena Różycka.


gimnazja



Nierozwiązana zgaduj-zgadula pirata hipochondryka


Na pohybel szczurom lądowym! Pełną parą naprzód! Nie płyniemy donikąd – gromko huknął na swoich kompanów groźny, jednooki i laskonogi herszt bandy piratów. Statek tego ciemiężcy, to podnosząc się, to zanurzając w morskie odmęty, wyruszył u progu zmierzchu na kolejne conocne łupiestwa. Każdej nocy bowiem piracka drużyna grasowała nieopodal Przylądka Dobrej Nadziei. Bywało też, że na swoje grabieżcze eskapady wyruszała i w dzień, gdy niebo było bezchmurne, nie dmuchał najlichszy nawet wiaterek, a powietrze było ciężkie i rozpalone niczym żagiew. Korsarze zuchwale i bez żenady ściągali z nieostrożnych żeglarzy niemały haracz. Nim jednak przetrzebili dobra niejednego żeglarza, poddawali go najpierw arcytrudnemu testowi. Przywódca piratów nie był bowiem herkulesem. Wręcz odwrotnie – nieustannie zrzędzącym cherlakiem, który co rano, nie zanadto nawet udając, chlipiąc i zawodząc, półgębkiem wołał, że żarzy się w nim ledwie iskierka życia. Bo przecież żołądek ma podziurawiony jak rzeszoto, coś strzyka mu w korzonkach, huczy w oskrzelach, chrzęści w kościach, a zgorzel zajęła jego jedyną nogę. Schwytany nieszczęśnik miał więc odgadnąć, jakież to choróbsko nęka właśnie dowódcę rabusiów i jak można je szybko oraz skutecznie wyleczyć. Niepodobna było sprostać temu zadaniu. Mimo że stawką były wolność i nienaruszone trzosy, żaden z pojmanych, choć ze wszystkich sił wytężał swój umysł, nic nie wskórał. Wtenczas to korsarze obracali wniwecz statek takiego pechowca, a jego samego natomiast, zgodnie z widzimisię herszta, rzucali morskim potworom na pożarcie lub też zapędzali do pucowania pirackiej łajby.
Powyższa historyjka jest oczywiście fikcją literacką z dawnych czasów, ale czyż współcześnie nie zdarzają się sytuacje, kiedy jedni bezlitośnie ograbiają drugich, nie dbając nawet o korsarską maskę?



(Wg Danuty Krzyżyk, Uniwersytet Śląski)


szkoły podstawowe



Pół realistyczne, pół fantastyczne marzenia wielbiciela psów


Gdy już skończę szkołę i wyższe studia, założę własne przedsiębiorstwo. Najpierw na pewno wezmę pożyczkę w Powszechnym Banku Kredytowym. Jednakże nie będę niczego produkował ani nie zacznę zajmować się handlem. To nie będzie hipermarket, sklep wielobranżowy czy zakład rzemieślniczy. Najchętniej założyłbym hodowlę chińskich piesków kanapowych, takich z jasnoróżową wstążeczką na grzywce. Albo stworzę przedszkole dla szczeniaków i wszystkie siły poświęcę ich rzetelnemu kształceniu. Przecież psie dzieci nie mogą pozostawać na co dzień bez opieki i przez pół dnia gryźć meble lub zdzierać tapety. Mogę również otworzyć szkołę dla dojrzałych przedstawicieli psiej rodziny. Na naukę na pewno nie wezmę tylko żadnego długowłosego charta, by nie przedzierać się za nim przez nadrzeczne chaszcze.
Dotychczas jamniki, wyżły, dogi i okazy wielorasowe uczyły się zupełnie nieprzydatnych rzeczy. Po cóż taki czworonóg miałby chodzić przy nodze czy aportować drewnianą kość? W zamian za to będę wykładał szczekającym uczniom wyłącznie przedmioty praktyczne. Dzięki mnie za półdarmo posiądą umiejętność żebrania przy stole podczas posiłków. Nauczę je, jak należy patrzeć wprost w oczy swemu panu, by niezwłocznie wpuścił pupilka do łóżka. Podpowiem, jak namówić znużoną panią na spacer po obrzeżach miasta, nawet podczas dżdżystej pogody.
Absolwenci mojej szkoły wprawdzie nie będą nadawali się do pracy w policji ani do polowań w kniei, ale za to na pewno doskonale opanują sztukę psiego życia.
Co bym nie wybrał, przedsięwzięcie musi przynieść pożądane zyski. Gdy już zostanę milionerem, kupię sobie skórzany płaszcz, telefon komórkowy marki Nokia i odremontowanego po kraksie w Niemczech mercedesa.

Oczywiście, że żartowałem. Tak naprawdę marzy mi się wataha kudłatych husky, z którymi hasałbym zimą po zmrożonej Raciborszczyźnie albo nawet po Alasce.

(Helena Różycka)

/BSp/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj