Recykling samochodów w Polsce to fikcja.
Olbrzymie kwoty, które w postaci tzw. opłaty recyklingowej płacą koncerny samochodowe i firmy sprowadzające używane auta, nie idą na ich demontaż, ale leżą na koncie bankowym. Powód? Brak przepisów, które umożliwiałyby firmom zajmującym się złomowaniem ubieganie się o dopłaty. – Do dzisiaj nie opracowano jasnych zasad ubiegania się o dotacje dla stacji demontażu – mówi Adam Małyszko, prezes Stowarzyszenia Forum Recyklingu Samochodów na stronie Motofaktów.pl, pomimo, że posłowie zgłaszali wiele interpelacji i zapytań poselskich.
Na terenie miasta Raciborza znajdują się tylko dwie stacje demontażu pojazdów wycofanych z eksploatacji, które spełniają określone wymagania i mają stosowne pozwolenia. Są to: Przedsiębiorstwo Komunalne przy ul. Adamczyka i stacja demontażu pojazdów przy ul. Rudzkiej.
Nie tylko w regionie raciborskim, ale w całym kraju nielegalne punkty demontażu zatruwają środowisko chemikaliami pochodzącymi z miliona starych pojazdów demontowanych w szarej strefie. Około 85 proc. demontowanych rocznie aut w warsztatach nieprzygotowanych do tego – to średnio 15 litrów zużytych płynów i olejów. Z prostego wyliczenia wynika, że dziennie jest wylewanych 20 tys. litrów szkodliwych substancji, tyle ile mieści się w jednej cysternie.
Właściciele punktów złomowania nie są w stanie konkurować z tzw. szrotami, na których auta są rozbierane na części. Właściciele szrotów płacą bowiem właścicielom bardzo starych aut nawet po kilkaset złotych. Tymczasem, za legalne złomowanie właściciel auta nie dostaje nic.
Gdyby posiadacze starych aut otrzymywali za nie ustawowe 500 zł opłaty recykligowej, bardziej opłacalne stałoby się przekazywanie starego pojazdu do demontażu, a nie na części. Według prezesa Małyszki, warunkiem otrzymania tych pieniędzy musiałoby być przekazanie auta do stacji, która spełnia warunki unijne. Sprawa wg niego jest bardzo prosta – wystarczy opłatę recyklingową zwrócić ostatniemu użytkownikowi auta wycofywanego z eksploatacji. W ten sposób można w znacznym stopniu ograniczyć szarą strefę. Jednak na razie nie ma nawet nowelizacji prawa w tej sprawie. Konsekwencją tego może być nałożenie przez UE na Polskę kar finansowych. I znowu za zaniedbania urzędników i polityków zapłacą, jak zwykle, podatnicy.
/wgg/