Raciborzanin w rajdzie przeszczepowców

13 czerwca wyruszy do Krakowa rajd rowerowy, w którym biorą udział osoby po transplantacji serca. Odbędzie się już po raz trzeci, ale pierwszy raz swój start będzie miał w Raciborzu.

Cieszy to szczególnie Krystiana Pilszaka – raciborzanina, który już od trzech lat żyje z nowym sercem.

- reklama -

 

Życie się zatrzymało

Krystian Pilszak pracował w branży budowlanej. Zawsze dużo pracy, sporo stresu, trzy paczki papierosów dziennie. W końcu zawał serca. I kolejny. Po drugim lekarze orzekli, że szanse na przeżycie są niewielkie. Już w trzy tygodnie po wykonanym tzw. zabiegu ratunkowym, stan zdrowia gwałtownie się pogorszył. Potrzebny był przeszczep. Pana Krystiana wpisano na listę oczekujących. Na nowe serce czekał rok i dwa miesiące. – Serce przyszło w ostatnim momencie. Było coraz gorzej. Byłem osłabiony, wykonanie kilku metrów kosztowało mnie mnóstwo wysiłku, potem już ledwie mówiłem – mówi Pilszak. Właśnie odwiedzali go przyjaciele, gdy zadzwonił telefon z Zabrza. Mieli serce. – Spytali czy jestem gotowy. Tak, przerażony i gotowy – wspomina raciborzanin. W ciągu godziny ambulans pilotowany przez policję dostarczył chorego do kliniki. Po niecałych trzech godzinach leżał już na stole operacyjnym. – Towarzyszył mi potężny stres. Niewiele rzeczy przed zabiegiem pamiętam. Chyba tylko tyle, że poprosiłem pielęgniarki o włączenie mojego ulubionego Chrisa Rea – uśmiecha się pan Krystian. Operacja poszła dobrze. Już po kilku dniach próbował chodzić. – Nigdy nie zapomnę tego pierwszego, głębokiego, pełnego oddechu. Trudno o niego mając chore serce. Wtedy poczułem, że będę żyć, że mi się uda – mówi Pilszak.

 

Nosić w sobie innego człowieka

Rodzina dawcy nie może wiedzieć do kogo trafia jego narząd. I odwrotnie – biorcy nie udziela się informacji kim jest człowiek, który uratował mu życie. – Nieoficjalnie wiem tylko tyle, że serce należało do 30-letniego mężczyzny, który spadł ze schodów, uderzył głową, nastąpiła śmierć kliniczna – zdradza Pilszak. Mówi, że nie miałby odwagi spotkać się z jego rodziną, że to za duży stres, ból obu stron. – To zbyt trudne. Wiem tylko o jednym przypadku takiego spotkania. Choć spotkanie w tym przypadku to za dużo powiedziane. Ojciec dawcy zobaczył mężczyznę, który przyjął serce jego syna. Gdzieś na korytarzu, przypadkiem. Słyszałem, że wysłał mu bukiet kwiatów – opowiada pan Krystian. Z nowym narządem przyszły nowe nawyki, zwyczaje. – Trudno mi było wcześniej uwierzyć, że jest coś takiego jak pamięć serca. A jednak. Odczuwam to w wielu sytuacjach, nawet tak prozaicznych jak zamiłowanie do gotowania. Dawniej nawet nie wchodziłem do kuchni w obawie, że spowoduję pożar. Dziś kocham to robić. Mój dawca musiał to mieć we krwi – uśmiecha się raciborzanin.

 

Każda minuta się liczy

Cała procedura pobierania i przeszczepiania narządów jest bardzo skomplikowana. Kiedy lekarze stwierdzą śmierć mózgową, informuje się o tym rodzinę zmarłego. Jeśli nie wyraził on za życia sprzeciwu na pobranie narządów, można podjąć czynności związane z pobraniem. Serce jak najszybciej dostarcza się w miejsce, gdzie znajduje się biorca. – Po tym jak zespół sygnalizuje, że "serce jest dobre", czyli zdrowe, bez zmian w tętnicach, zaczyna się przygotowanie biorcy do przyjęcia narządu – tłumaczy pan Krystian. Transportuje się je w zimnym płynie, sterylnych plastikowych workach. Czas niedokrwienia serca nie powinien przekroczyć 4, 5 godzin. Nowe serce, jak mówi Krystian Pilszak, już nie boli. – Słyszę je, ale go już nie czuję, nie dokucza. Nic bym nie poczuł, gdybym dostał zawał. To byłaby cicha śmierć… – wyjaśnia mężczyzna.

 

To tylko w amerykańskich filmach

Raciborzanin twierdzi, że w Polsce nie ma handlu narządami. – Obowiązujące ostre przepisy sprawiają, że to po prostu jest nie do zrobienia. Pobieranie, przeszczepianie odbywa się tylko i wyłącznie w upoważnionych do tego ośrodkach medycznych. I bardzo się tego pilnuje. To tak trudna i skomplikowana procedura, że wszelkie "lewizny" w tym temacie są praktycznie niemożliwe – uważa Pilszak. – Dużo się o tym mówi, ale to bzdury. Może gdzie indziej, na pewno w amerykańskich filmach, ale nie w Polsce – twierdzi raciborzanin.

 

Pokazać, że można żyć

Rajd „Z Sercem do Zaczarowanej Piosenki” (kończy się na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, którego pomysłodawcą jest Anna Dymna, ma na celu promocję uzdolnionych wokalnie osób niepełnosprawnych) wyruszy z raciborskiego rynku. Co najmniej 15 osób z całej Polski (głównie zrzeszeni w ogólnopolskim Stowarzyszeniu Transplantacji Serca) plus lekarze z całym specjalistycznym sprzętem w kilku karetkach z Zabrza, którzy mają dbać o bezpieczeństwo uczestników w trasie. – Każdą imprezę udaje się nam szczęśliwie i cało ukończyć. W ubiegłym roku, z powodu upałów, zdarzało się, że mdleli towarzyszący nam kierowcy, ale my nie – relacjonuje Krystian Pilszak. Nie spieszą się. Nie o czas, ani wyścig im chodzi. Chcą udowodnić, że po transplantacji da się żyć. – Społeczeństwo jest niedoinformowane. Ludzie nie wiedzą, że po przeszczepie można wrócić do aktywności, do życia. Niewiele wiedzą o transplantacji w ogóle, oświadczenie woli nadal bywają tematem tabu. Krąży wiele mitów, które potrafią być krzywdzące – mówi raciborzanin.

 

Dla "składaków" nie ma rzeczy niemożliwych

Przeszczepowcy (mówią o sobie "składaki"), jak twierdzi Pilszak, czują w sobie siłę, która popycha do działania. – Dla nas nie ma niemożliwego. Udaje się nam osiągnąć nawet to, z czym czasem mają problemy zdrowi ludzie – mówi raciborzanin. Czują się ze sobą mocno związani, tworzą rodzaj rodziny. Wciąż spotykają się na różnych imprezach, zjazdach, obozach rehabilitacyjnych. – Poszlibyśmy za sobą w ogień. Wystarczy jeden telefon. Zawsze możemy liczyć na wzajemne wsparcie, szczególnie to psychiczne jest bardzo istotne – przyznaje mężczyzna.

 

Każdy dzień jest zwycięstwem

Krystian Pilszak, mówi, że marzeń już nie ma, ma tylko plany, które jak najszybciej stara się realizować. W ubiegłym roku zaplanował podróż po Europie. Udało się. Austria spodobała mu się na tyle, że chciałby tam wrócić. Twierdzi, że jest szczęśliwy. – Mam cudowną rodzinę, mam dla kogo żyć. Dostałem drugie życie. O czym więcej mógłbym marzyć..? – pyta pan Krystian.

 

/SaM/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj