„Przyczajony Tygrys” Na Końcu Świata

Do 15 maja codziennie od 16.00 do 20.00, w Galerii Na Końcu Świata w "Strzesze" można zobaczyć wystawę pt. "Przyczajony Tygrys".

Fotografie z wystawy "Przyczajony Tygrys" powstały podczas wyprawy Anety Nowickiej do Chin (Szanghaj, Pekin oraz prowincja Fujian w południowo- wschodnich Chinach – ok. 1600 km od Pekinu).

- reklama -

 

Aneta Nowicka – absolwentka Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego. Naukę kontynuowała na Uniwersytecie Wiedeńskim (studiowała publicystykę oraz wiedzę o mediach, teatrze i filmie),  studiowała także w Laboratorium Reportażu na UW (fotoreportaż u Tadeusza Rolke). Pracowała jako kierownik produkcji filmów dokumentalnych i sztuk teatralnych, a także jako koordynator na festiwalu muzyczno-teatralnym w Wiedniu. Obecnie przebywa w Angli.

Autorka zdjęć do projektu Artura Żmijewskiego „Powtórzenie” na wystawę Biennale w Wenecji 2005. Ostatnio przywiozła fotoreportaż z Kolumbii, natomiast fotografie z wystawy „Przyczajony Tygrys” pochodzą wyprawy do Chin. 

 

Ulica dzieci

Wiele dzieci z uboższych rodzin w Chinach ogóle się nie uczy. Szkoły są płatne. Są werbowane przez dalekich "wujków" z miasta i zostają tam zmuszane do żebrania. Są bardzo dobrze przeszkolone. W Pekinie, gdy chcę odjechać samochodem dwie około 5-letnie dziewczynki uczepiają się drzwi pojazdu, wyciągając ręce i krzyczą. "Money, money". Kierowca natychmiast chce ruszyć, wtedy dziewczynki dostają histerii, krzyczą, płaczą. Uspokajają się dopiero po wetknięciu im w dłoń banknotu – opowiada Nowicka. – W Szanghaju na handlowej, turystycznej ulicy pojawia się chłopiec. Jest już prawie północ. Patrzy gdzieś w bok, od czasu do czasu zawiesza wzrok gdzieś w fasadach budynków, przy tym trzymając stale brudne palce w buzi. Ma osiem lat. Czeka na pieniądze. Po chwili odwraca się i szybko biegnie gdzieś dalej. Niektóre dzieci po przekroczeniu "wieku", w którym są zdatne do żebrania, zostają oddawana rodzicom i wracają na wieś. Oczywiście te, które mają dokąd.

 

 

Fujian

Prowincja Fujian leży nad samym morzem w południowo- wschodniej części Chin. Według nieoficjalnych danych w prowincji Fujian istnieje największy odsetek emigrantów. – Aby wyjechać, najpierw trzeba zapłacić sowicie przewoźnikowi. Potem płaci się łapówkę urzędnikom. Wtedy jest nadzieja, że statek nie zostanie skontrolowany. Ucieka się najczęściej  przez morze do Japonii, USA. Gdy zawiedzie nieoficjalna droga morska, można wyjechać do przyjaznej dla Chin Rosji. Otrzymanie wizy do Rosji jest dużo łatwiejsze niż do innych krajów. W Pekinie pod ambasadą Rosyjską obserwuję długą kolejkę. Stoję z oddali, jednak zauważa mnie policjant i macha rękoma sygnalizując, że mam odejść. Cały gmach jest pilnie obserwowany przez Chińską policję. Przecież z rozwijającego się nowego wschodniego tygrysa europejskiego, oficjalnie nikt nie ma ochoty wyjeżdżać – mówi autorka zdjęć.

 

 

Pekin i Szanghaj

– Duże miasta jak Pekin, czy Szanghaj mają być wizytówką komunistycznych, ale i prężnie rozwijających się gospodarczo, otwartych na wymianę handlową Chin. Główne trasy turystyczne są czyste, wokoło piętrzą się nowoczesne biurowce, a na starym mieście wciąż można oglądać zabytki z czasów dynastii Ming. Ale nawet w centrum miasta, pośród strzelistych biurowców i budowlanych inwestycji stoją jeszcze rzędy niskich, tradycyjnych osiedli, prawie slumsów. Przeciętni Chińczycy, żeby utrzymać się przy życiu, wprost na ulicy- gotują, prasują, strzygą, przewożą rikszami. Niektórzy przyjeżdżają do wielkich miast za pracą. Po pracy zostają na ulicach, śpią na ulicach, w miejscu pracy – opowiada Nowicka. – Władza chce wysiedlić ludzi z centrów, wyburzyć osiedla, a na ich miejsce postawić nowe biura. Ceny nieruchomości rosną, a na plecach czuje się oddech służby Mao. Uderzają kontrasty: biedni ludzie na tle nowoczesnych plakatów reklamowych. Jeszcze w Fozhou, mieście „wojewódzkim” prowincji Fujian na budynkach widnieją reklamy największe koncerny. W małych miasteczkach ulice nocą są nieoświetlone, część dróg jest ubita z ziemi. Tam władza nie inwestuje.

 

Niebo nad Chinami

Niebo nad Chinami jest zaścielane nowymi wieżowcami. Nowymi budynkami, biurowcami wielkich korporacji. – Horyzont powoli zaściela się coraz to nowymi pudełkami ze szkła i stali. Komunizm nie przeszkadza wkraczać drapieżnemu kapitalizmowi. Wieżowce budowane są często z pominięciem zasad bezpieczeństwa. Ludzie pracujący na budowach często nie mają ubezpieczeń, nie mają umów o pracę, w razie wypadku sami muszą pokryć horrendalne rachunki za pobyt w szpitalu. Szpital w Pekinie jest pełen pacjentów, tu jest praca, tu są zamożniejsi ludzie. W szpitalu na prowincji były tylko 3 osoby. Z konieczności. Przywieziono je po wypadku. W Chinach często rodzi i umiera się w domu. Tylko nielicznym udaje się spojrzeć poza linię horyzontu. Tylko nieliczni dają sobie szansę na inną perspektywę. Inne niebo – mówi artystka.

 

/SaM/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj