Kołatki, klekotki czy grzechotki?

Z cyklu: Szlakiem prozy i poezji po ziemi raciborskiej – Małgorzata Rother-Burek o pozycjach książkowych Kornelii Lach oraz Anny Wróbel.

 

- reklama -

 

 

Dzwony zostały "zawiązane", a w kościołach zamiast dzwonów słyszymy odgłosy małych, drewnianych kołatek, klapaczek, klepaczek, klekotek lub grzechotek. Tak przedstawia się obraz w naszych świątyniach od Wielkiego Czwartku, kiedy to podczas śpiewu "Chwała na wysokości Bogu" dzwonią wszystkie dzwony, by potem zamilknąć do sobotniego wieczoru, do radosnego Alleluja, Zmartwychwstania Pańskiego – Wielkanocy.

 

Przywołane w tytule zróżnicowane nazewnictwo drewnianych instrumentów, świadczy o tym, że wielkanocny obrzęd Wielkiego Tygodnia spotykany jest w różnych regionach kraju.

 

Jest jednak wiele zwyczajów, obrzędów związanych tylko z wybranym regionem, wąskim zasięgiem terytorialnym. Rodzą się więc pytania: dlaczego, skąd się biorą?

 

Na takie oraz podobne pytania odpowiedź możemy znaleźć w książce doktor Kornelii Lach "Wierzenia, zwyczaje, obrzędy. Folklor pogranicza polsko-czeskiego". Autorka od lat osiemdziesiątych prowadzi folklorystyczne badania terenowe na pograniczu polsko-czeskim.

 

Opisywana obrzędowość, szeroko pojęte dziedzictwo kulturowe południowej części Raciborszczyzny, opisane jest w kontekście historyczno-społecznym, co pozwala spojrzeć na nią jako na system dynamiczny.

 

Książka wyjątkowo uniwersalna, aktualna cały rok – bo czyż narodziny człowieka, śmierć, budzące się uczucia, wesela uwzględniają porę roku, dnia – a przecież każde z nich ogarnia swoista otoczka zwyczajowa, obrzędowość.

 

Książka Kornelii Lach ujmuje szeroko pojęte dziedzictwo kulturowe w dwóch aspektach: dawne i współczesne obrzędy rodzinne oraz obrzędy czasu zimowo-wiosennego.

 

Jak podkreślają wybitni recenzenci Karol Damian Kadłubiec oraz Jerzy Pośpiech "(…) obfitość, szczegółowość i zasięg terytorialny materiałów, pozwalają książkę tę ocenić jako reprezentatywny obraz ludowej kultury społecznej pogranicza śląsko-morawskiego (…)".

 

Autorka prowadząc badania bez problemu "przekracza" zmieniające się przez wieki granice państwowe, administracyjne, kościelne – w tym ołomuńską i wrocławską.

 

Burzliwe dzieje Polski, w tym Górnego Śląska, szczególnie jaskrawo uwidaczniają się na terenach przygranicznych. Zmiany administracyjne oraz upowszechniane przez nie instytucje sprawiły, że szeroko pojęte dziedzictwo kulturowe południowej części Raciborszczyzny cechuje ogromna różnorodność, na którą nakładają się procesy unifikacyjne będące wynikiem oddziaływania kultury masowej, która niejednokrotnie przekształca folklor w folkloryzm.

 

Pogranicze polsko-czeskie, a ściślej śląsko-morawskie, wyróżnia się wpływami polskimi, morawskimi, czeskimi i niemieckimi.

 

Tę różnorodność zauważa się nie tylko w obrębie całego obszaru pogranicza lecz również w obrębie sąsiadujących miejscowości. Autorka ukazując to zróżnicowanie, sięga nieraz do anegdot, elementów legendarnych, jak chociażby, ukazując tradycje procesji konnych na tym terenie, a w tym perypetie, np. między Pietrowicami a Kietrzem. I tu, po mistrzowsku, autorka przekracza obecną granicę administracyjną, sięgając po doskonałą pozycję znanej raciborskiej polonistki doktor Anny Wróbel – "Historia czterech wsi", która ukazała się po śmierci autorki w 1991 roku, jako jedna z pierwszych powojennych pozycji badawczych naszego terenu. Czterdziestoletnie badania Anny Wróbel ukazują dzieje nie tylko bliskich Jej sercu wsi – Syryni, Lubomii, Nieboczów, Grabówki, ale historię Śląska. Jak wspomniano, Kornelia Lach "godząc spór" na temat procesji konnych powołuje się na dokument lubomski z 1672/1674 roku, pisany w języku polskim, mówiący o początkach procesji konnych. Dlaczego w XVII wieku dochodzi do tych obchodów religijnych, na pół kościelnych? Ludzie szukali pomocy u Boga zgnębieni dżumą, wojną trzydziestoletnią, w obawie nowej klęski najazdu Turków, na który narażona była szczególnie południowa część Śląska, okolice Raciborza. Z takiej to epoki, takich nastrojów wyrosły pobożne procesje kultywowane do dziś w niektórych miejscowościach.

 

Minęły lata, gdy gwara, obrzędowość spychana była na margines, wręcz ośmieszana lub surowo zwalczana. Pozostały "walki", na szczęście słowne, pomiędzy językoznawcami, dialektologami, np. na temat gwary pogranicza.

 

Najogólniej przyjętą tezą wśród dialektologów, zarówno polskich jak i czeskich, jest twierdzenie: "dwa są narzecza na Śląsku: polskie i morawskie, zaś na ich pograniczu wytworzyło się trzecie, przejściowe (…)". To "przejściowe", to tzw. dialekt "laski", który mimo kilkuwiekowej germanizacji, przyjmowania cech innych dialektów oraz wpływów polskiego języka literackiego zachował swoją odrębność, co odzwierciedla przykładowa zagadka z pogranicza między Odrą a Cyną; oto jej treść:
Jak daleko leci wrona?
Aż ku Cynie, bo dali uż je wrana.

 

Znikły szlabany graniczne, jednak pozostali ludzie wraz ze wspomnieniami, przechowywanymi przez wieki tradycjami, obrzędami, które warto znać, szczególnie w dobie intensywnego nawiązywania nowych kontaktów, nie tylko sąsiedzkich, lecz również młodzieżowych, wspólnie tworzonych projektów kulturalnych, wymiany doświadczeń.

 

Obecny renesans dziedzictwa kulturalnego, w tym szczególnie gwary, poprzez wielorakie przeglądy, konkursy, imprezy służące integracji społecznej, obarczają jednocześnie organizatorów, animatorów, jurorów specyficznym obowiązkiem – przekazywania prawdziwych wartości młodemu pokoleniu, które uwzględniają zasadnicze różnice między folklorem a folkloryzmem – w celu uniknięcia sfałszowanego, przerysowanego "bercikowskiego" obrazu Śląska.

 

Zapewniam, że pod tym względem pomocne mogą być zasygnalizowane, wartościowe pozycje książkowe Kornelii Lach oraz Anny Wróbel.

 

/Małgorzata Rother-Burek/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj