Szef śląskiego NFZ: bez wzrostu składki kolejki nie znikną

– Składka musi wzrosnąć, bo za 9% nic się nie da – stwierdził goszczący dziś w Raciborzu Zygmunta Klosa, dyrektor śląskiego oddziału NFZ. Jego zdaniem polskiej służbie zdrowia potrzebne są gruntowne zmiany systemowe.

Bez nich ciągle czekają nas wielomiesięczne kolejki do specjalistów. – Wasz szpital jest chyba za duży na powiat, powinien nazywać się wojewódzkim. Ale jest jaki jest i trzeba go utrzymać. W czym problem? W finansach. – zwrócił się do członków powiatowej komisji zdrowia dyrektor śląskiego oddziału NFZ Zygmunt Klosa. Gość na wstępie zaznaczył, że NFZ pieniędzy nie ma, więc nie da. – Ja nie mam żadnych zaskórniaków, wszystkie rezerwy jakie miałem, wydałem – wyznał szczerze. Przyczyną takiego stanu ma być wzrost ilości i cen usług za które fundusz musi płacić, przy nie zwiększonych środkach otrzymywanych z centrali. Jak się okazuje, śląski oddział funduszu potrzebuje minimum 450 mln zł (która to liczba może wynieść nawet 600 mln) aby w ogóle wyjść na zero za zeszły rok. Dlatego w najbliższym czasie nie ma co liczyć na modyfikację kontraktu na trzy najbardziej oblężone przyszpitalne poradnie: ortopedię, kardiologię, a zwłaszcza okulistykę, o co nieśmiało upomniał się dyrektor Rudnik. – 70 milionów zostało zdjętych z poradni, żeby zasilić szpitale, w ich miejsce nie przyszły żadne – z brutalną szczerością przyznał Klosa. Jedyne co udało się Rudnikowi osiągnąć, to zapewnienie, że jak pojawią się jakieś środki, to fundusz się zastanowi.  – Ale nie wcześniej niż w kwietniu, i nic nie obiecuję – dodał Klosa.

- reklama -

 

Zygmunta Klosę sprowadziła do Raciborza radna sejmiku śląskiego Ewa Lewandowska. Dyrektor nie miał zbyt wiele czasu, ale obiecał, że wróci w maju
 
 
Dyrektor Klosa przekonywał, że pretensje wobec ślaskiego oddziału NFZ są skierowane w złą stronę. – Jesteśmy po tej samej stronie barykady, my tylko dzielimy środki otrzymane z Warszawy

 

 

Goście z katowickiego NFZ (Klosie towarzyszył Jacek Kopocz, rzecznik prasowy funduszu) starali się wytłumaczyć, jak rozwiązać problem wielomiesięcznych kolejek do specjalistów. – Jak wytłumaczyć 70-letniemu pacjentowi, który dowiaduje się, że na zabieg usunięcia zaćmy musi czekać do września 2012 roku. Taki pacjent widzi wielki szpital ze znakomitymi specjalistami i zastanawia się, dlaczego musi czekać tak długo. Później okazuje się, że taki zabieg gdzie indziej, np. w Koźlu, może mieć wykonany za 5 miesięcy i tam idzie się leczyć – posłużył się przykładem radny Władysław Gumieniak. – Tylko, że za jego leczenie w Koźlu też my płacimy – odpowiedział Klosa. – Jeśli damy więcej na zaćmę, zaraz oburzą się ortopedzi, którzy też będą chcieli więcej. A przecież żeby dać więcej na okulistykę to skądś musiałbym zabrać. Zdaniem dyrektora doraźne rozwiązania to tylko półśrodki i potrzebne są radykalne kroki na szczeblu legislacyjnym. – Składka musi wzrosnąć bo za 9% nic się nie da – stwierdził kategorycznie. – Potrzeba wielu rozwiązań systemowych, nie tylko wysokość składki musi się zmienić, koniecznym jest też wprowadzenie dla pacjentów współpłacenia za świadczone usługi medyczne oraz dopuszczenie publicznej służby zdrowia do świadczenia usług komercyjnych – uzupełnił wypowiedź swego szefa Jacek Kopocz. – Symboliczna złotówka zapłacona np. za morfologię to dla systemu miliardy – uzasadnił. Powyższy pogląd podzielił starosta Adam Hajduk w podsumowaniu posiedzenia powiatowej komisji zdrowia: – To jest nieuchronna rzecz, że część kosztów muszą wziąść na siebie pacjenci – zakończył starosta.

 

/ps/

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj