Lipcowej Giełdy Staroci "Lamus" niestety nie można zaliczyć do udanych. Być może z powodu wakacji, na giełdę przybyło jedynie kilku potencjalnych kupców. Wystawcy jednak dopisali jak zawsze.
18 lipca już od godziny 7:00 rano zewsząd zjeżdżali się wystawcy, którzy przywieźli ze sobą swoje skarby. Na ponad dwudziestu stoiskach pojawiło się niemalże wszystko: od znaczków pocztowych począwszy, przez biżuterię i lustra, na książkach czy aparatach fotograficznych skończywszy. Niestety, zabrakło chętnych do kupowania. Już o godzinie 12:00 postanowiono zamknąć giełdę, z powodu niskiej frekwencji raciborzan.Wystawcy z okolic, ale także z Niemiec czy Czech wrócili do domu z takim samym bagażem, z jakim jechali do Raciborza. Niewiele udało się sprzedać.
Michał Pikul, młody raciborzanin, studiujący w Krakowie jest stałym bywalcem tego typu giełd i targów staroci. Tym razem wystawiał część swojego półtysięcznego księgozbioru, sztućce oraz różne drobiazgi. Na jego stoisku pojawiły się książki nawet z 1815 roku, co Pikul podkreślał z wyjątkową dumą. – Sprzedaję na ogół te swoje zbiory w Krakowie i tam zauważam zupełnie inną kulturę zbieractwa. Jest na pewno większe zainteresowanie i przychodzą ludzie poszukujący konkretnej rzeczy. Ostatnio przyszedł pan i zapytał czy mam coś z Kopernikiem. Niezbyt wiedziałem o co mu chodzi. Okazało się, że może to być jakakolwiek rzecz, która związana jest z tą postacią, czyli znaczek, książka, zdjęcie, obrazek. W Raciborzu sprawa wygląda już zupełnie inaczej. Poza tym książki cieszą się tu naprawdę nikłym zainteresowaniem – mówi.
Organizator planuje kolejne Giełdy Staroci "Lamus", a dzisiejszy brak zainteresowania tłumaczy trudnym okresem letnim na tego typu przedsięwzięcia. Być może uda się też zorganizować kiermasz z samymi książkami i podręcznikami, o które często pytają raciborzanie.
/ab/
Odwiedzających było co prawda mniej niż zwykle ale jak zauważyłem doszło do wielu transakcji. Osobiście opuszczałem giełdę o kilka kilogramów towaru mniej, za to z grubszym portfelem.