„Powiedziałbym, że sztuka bierze się z upadku…”

W przeddzień dnia Wszystkich Świętych w RCK przy ul. Chopina odbył się koncert zespołu "Tetramorfy" i wernisaż prac Kazimierza Frączka pt.  "Medytatio Mortis". "…Mam dla kogo żyć i wiem co chcę robić…" – tak przed otwarciem wystawy i koncertem powiedział Kazimierz Frączek. Zobacz wystawę prac

- reklama -

Redakcja: Od jak dawna uprawia Pan ten rodzaj malarstwa?

 

Kazimierz Frączek: Odkąd zrozumiałem, czym jest krzesło, czym jest łóżko, czym jest stół. To są nie tylko rekwizyty  życia codziennego. Tym można opowiadać o człowieku. One mówią o przemijaniu, że wchodzi się w śmierć, a potem jest zmartwychwstanie.

 

Posłuchaj wywiadu z Kazimierzem Frączkiem:

 

R.: Nie bez kozery dzisiejszy koncert i wernisaż Pana prac odbywa się w przeddzień Wszystkich Świętych…

 

K.F.: Dzisiaj jest wigilia Wszystkich Świętych, a wystawa pod tytułem Medytatio Mortis pokazuje taki rodzaj rozważania, umartwiania. Musimy stać się martwi, żeby zrozumieć czym jest życie.

 

R.: Od jak dawna uprawia Pan ten rodzaj malarstwa?

 

K.F.: Skończyłem krakowską ASP w roku 1990 i ten rodzaj sztuki przewija się w całym moim dorobku. Powiedziałbym, że sztuka bierze się z upadku. Kiedy doświadczamy upadku możemy zacząć malować. Tak naprawdę to jest opowieść o mnie, to cykl dróg krzyżowych. Sztuka jest też umiłowanie piękna. Wcześniej był już cykl prac, które mówiły o kobiecie. O kobiecie – matce, o brzemienności, o rodzicielstwie. Jest to drugi w mojej twórczości, bardzo łagodny, pełen klimatów w sepii. Ja myślę, że to też daje nadzieję. Ale pod warunkiem, że trzeba najpierw zobaczyć swoją śmierć. A moje malarstwo jest pełne nadziei. Nie tworzyłbym tego, gdybym nie wierzył w to, że istnieje życie wieczne, że nasze życie jest tylko pewnym rodzajem przejścia.Na przykład cmentarz, nekropolia. Jest świat zmarłych, a słowo cmentarz znaczy
po grecku sypialnia. Trzeba wracać do tego nazewnictwa. Dla chrześcijan, a chciałbym być chrześcijaninem…

 

R.: A nie jest Pan…?

 

K.F.: To jest dążenie konkretnie do kazania na "górze" czyli kochania także i swoich nieprzyjaciół.

 

R.: Ten rodzaj muzyki, który Pan i Pański zespół uprawia, mam wrażenie, że jest pełen krzyku.

 

K.F.: Bo to czego nie można zaśpiewać, można wykrzyczeć. W zespole grają moje dzieci. My gramy w dwóch rodzinach. Moja rodzina i rodzina Adama. My jako ojcowie zmagamy się ze swoimi dziećmi. To nie jest tylko śpiew, czy kolejna grupa punkowa, rockowo-punkowa. Tak trudno przekazać wiarę dzieciom. My chcemy to robić. My razem chcemy też  być na scenie. Moje wieloletnie doświadczenia skłaniają mnie jako twórcę do tego, żeby z nimi krzyczeć czym jest niewola grzechu, czym jest śmierć. Dlatego ten krzyk jest właśnie taki, kiedy ten krzyk ma tą swoją harmonię protestu. Serdecznie zapraszam wszystkich państwa Czytelników na wystawę, która będzie czynna jeszcze przez miesiąc. Dzięki uprzejmości pani dyrektor RCK Janiny Wystub, mogłem zrobić dzisiejszą wystawę. Jest to pewien rodzaj prezentacji czterech ewangelistów, którzy opowiadają ewangelię. Jest też jasno pokazane, że lew, który ryczy nie może miauczeć.  Lew ryczy i słychać jego głos. Możliwe, że wiara bierze się ze słuchania. Po prostu trzeba mówić.

 

R.: Z Pana obrazów, które miałam przyjemność obejrzeć wcześniej, też taki krzyk się wydobywa…

 

K.F.: Bardzo dobrze Pani to odebrała. Bo to jest taki krzyk. Jest to moja chyba już 30. wystawa.Jestem na rynku, powiedziałbym twórczym już 20 lat. Koncert, który dzisiaj daliśmy pochodzi z naszej trzeciej płyty. Płyta jest bardzo ostra, są to utwory do tekstów znanych polskich poetów np. Miłosz, Grochowiak… Może oni są nie doceniani za to, że oskalpowują człowieka z jego materialności. Należy pewne rzeczy nazwać po imieniu. Wchodzimy w śmierć i właśnie Grochowiak pokazuje tą sytuację. Jest to także piękna poezja, pełna dramatyzmu i ekspresji.Taką poezję chcieliśmy na koncercie przedstawić. Poeci, którzy już nie żyją poprzez swoje utwory zapisują się wśród takich, którzy poszukiwali Boga, poszukiwali jedności i stałości. To widać w ich utworach.

 

R.: Proszę przedstawić członków zespołu…

 

K.F.: W zespole grają dwie rodziny. Przede wszystkim jest to rodzina mojego przyjaciela, który dr filologii polskiej, Adam Regiewicz i jego żona Katarzyna, która śpiewa. Jego córka, która śpiewa i gra na flecie. Również moje dzieci, córka Dobrawa – studentka historii sztuki na KUL w Lubinie, synowie Jeremiasz i Tobiasz, jest też Marysia, która uczy się gry na skrzypcach. Jest też jedno dziecko, które mamy w niebie. Jest jeszcze Faustyna i Miriam, która jest najmłodsza. Ma dopiero 6 lat, ale stawia pierwsze kroki muzyczne. Jest także Ignacy, bratanek, który z nami  gra.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Z Kazimierzem Frączkiem rozmawiała Wanda Gozdek

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj