Pomnik Matki Polki w Raciborzu (1)

W  lipcu  1973  roku  stanął  nad Odrą  pomnik Matki  Polki,  monumentalne dzieło  opolskiego  rzeźbiarza  Jana  Borowczaka.  Ta  bardzo  udana  w  sensie artystycznym rzeźba, postawiona na skwerze nad Odrą, w odległości kilkuset zaledwie metrów  od  kolumny maryjnej, miała w planach pomysłodawców  jej stworzenia,  spełniać  istotne  funkcje  ideowe.

Przypomnieć wypada  (zwłaszcza młodym  czytelnikom), że  idea   ustawienia  jakiejkolwiek  rzeźby w  czasach  realnego  socjalizmu  musiała  być,  eufemistycznie  to  określając,  „skonsultowana” z  odpowiednimi  „czynnikami”  (tzn.  z  sekretarzami  PZPR-u  różnych  szczebli).

- reklama -

Partia wyrażała zgodę jedynie wtedy, gdy istniała pewność, że inicjatywa jest zbieżna z aktualną linią "przewodniej siły”. Nie mogło tu być żadnej spontaniczności. Zatem pomnik Matki Polki musiał się jakoś wpisywać w budowę socjalizmu. Jak? Otóż miał  się  stać niejako „świeckim” odpowiednikiem kolumny maryjnej, nowym „środkiem” miasta i nową „osią kosmiczną”. Statua Matki Boskiej miała odtąd pozostawać „przezroczysta”, niewidoczna, niezauważana (dowodem na to jest fakt, że w latach 70-tych oraz 80-tych unikano w rozmaitych materiałach promujących Racibórz prezentowania kolumny maryjnej, natomiast preferowano fotografie przedstawiające nadodrzański monument).

 

Jednak,  jak  to często w tzw. „minionej epoce” bywało, ówcześni włodarze popełnili przy okazji dwa fatalne dla siebie błędy, wynikające zapewne z ignorancji. Otóż nazwanie postaci z nowego pomnika „Matką Polką” musiało zrodzić – przynajmniej u osób dobrze obeznanych z poezją polską – nieuchronne skojarzenie z wstrząsającym, wywołującym ogromne wrażenie wierszem Adama Mickiewicza Do Matki Polki, w  którym mowa  jest  o młodzieńcu,  synu  tytułowej Matki  Polki,  podejmującym indywidualną, desperacką,  bezwzględną i w istocie samobójczą walkę z największym wrogiem Polski – Rosją. W okresie PRL-u utwór Mickiewicza pełnił rolę profetyczną, antykomuniści odczytywali go jako zachętę do zmagań ze Związkiem Sowieckim. Nazwa raciborskiego pomnika nie mogła być zatem, z punktu widzenia rządzących Polską Ludową, wybrana bardziej niefortunnie.

Drugi błąd miał  inny  charakter.  Jeśli pomnik Matki Polki miał być,  jak zapewniano, hołdem złożonym Ślązaczkom, wychowującym swoje dzieci w duchu polskości,  to  ukazanie  dumnie wyprostowanej  niewiasty  z  dzieckiem  na  ręku, spoglądającej  śmiało  i  kroczącej  przed  siebie,  nie  oddaje  prawdy  o  górnośląskich  kobietach,  które  spełniały  się  w  pracy  w  domu,  wychowaniu  dzieci i w modlitwie. Bardziej właściwe więc byłoby wyobrażenie  śląskiej Matki Polki  jako  kobiety  klęczącej pokornie przed  obrazem Najświętszej  Panny  i wypraszającej  u Niej  łaski potrzebne w  trudnym  życiu. Ale  oczywiście  ukazanie w  jakikolwiek  sposób  przejawów  pobożności  nie  wchodziło  wówczas  w  grę, więc  w  rezultacie  postać  z  raciborskiego  pomnika  jest  wyraźnie  niespójna z utrwalonym m.in. w wielu dziełach literackich z XIX i XX wieku archetypem Ślązaczki – Polki. Archetyp ów, pomimo wielkich zmian obyczajowych i społecznych, które nie ominęły także Śląska, jest żywy, trwa w postawie wielu górnośląskich niewiast,  ale  przede wszystkim w  pamięci  osób  ze  Śląska  się wywodzących.

 

Pięknym świadectwem takiej pamięci jest niewątpliwie, zanotowana niedawno, dotycząca  czasów  przedwojennych wypowiedź wspomnieniowa wieloletniego duchowego opiekuna polskich emigrantów, arcybiskupa Szczepana Wesołego. Ten  rodowity Ślązak, którego matka pochodziła z Raciborza,  tak o  swojej  rodzicielce, modelowej Matce Polce, mówi: „Była typową Ślązaczką […]. Rządziła w domu, pilnowała lekcji. […] Pamiętam wieczory, spędzane przy żeleźniaku, gdy mama czytała nam opowieści z kalendarza, opowieści o polskich bohaterach i świętych.  […]  Zawsze  po  niedzielnej mszy matka  kupowała  „Gościa Niedzielnego”.

W prenumeracie dostawaliśmy  „Posłańca Serca Pana  Jezusa”  […] w domu było mnóstwo kalendarzy książkowych:  śląski,  franciszkański,  jezuicki. Rodzice podsuwali nam też powieści Henryka Sienkiewicza. Uważali, że to książki dla nas: uczą patriotyzmu,  pięknej  polszczyzny.”1    Umiłowanie  polskiej  literatury,  polskiego języka, wpajane  śląskim  dzieciom  przez  ich matki  Polki,  sprawiało,  że  –  jak z mocą podkreśla  ksiądz arcybiskup Wesoły  – polszczyzna była  traktowana jako  „język  sakralny”.  Na  pytanie  dziennikarki  przeprowadzającej  wywiad, dotyczące używania gwary śląskiej w kościele, abp Szczepan Wesoły odpowiedział w ten sposób: „Tylko w kościele gwara była zakazana. Nikomu nie przyszłoby do głowy modlić się po Śląsku. […] Jakby ksiądz powiedział kazanie gwarą, to by go ludzie wyrzucili z kościoła. Uznaliby, że znieważył Słowo Boże. […] Kościół to zawsze była dla Ślązaka Polska, a język polski językiem sakralnym. To przekonanie sprzed wojny zostało mi do dziś. Bardzo mi się nie podobają pomysły, aby tłumaczyć Biblię na gwarę.”2  

dr Janusz Nowak

1. Biskup na walizkach. Z arcybiskupem Szczepanem Wesołym, opiekunem polskiej emi-
gracji, rozmawia Aleksandra Klich, “Śląsk” 2010 nr 11, s. 30.
2. Tamże.

 

Artykuł zaczerpnięto z Eunomii nr 8 (39) / listopad 2010

 

    Czytaj również:

 

       – inne artykuły zaczerpnięte z Eunomii

       – inne artykuły związane z PWSZ

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

     Czytaj pełne wydanie

- reklama -

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj