Lobbing to nie konsultacje – felieton D. Wacławczyka

Sęk w tym, że fakt, iż „każdy może przyjść i pogadać” nie oznacza, że prowadzone są jeszcze jakikolwiek, a na pewno nie prawidłowe „konsultacje społeczne”. Przychodzą przecież tylko wybrani – albo koledzy i znajomi, którzy czują wewnętrzny luz i nie mają oporów przez kontaktami z władzą…

Jednym z powodów, dla których radni RSS Nasze Miasto głosowali przeciw projektowi budżetu miasta na rok 2011 była forma jego przyjęcia. A właściwie „przepchnięcia”. Udział mieszkańców i reprezentujących ich radnych (tak opozycji, jak i koalicji) w jego tworzeniu, wyznaczaniu priorytetów wydatkowych, wytyczaniu kierunków rozwoju inwestycyjnego, kształtowaniu polityki finansowej… był w zasadzie zerowy. Projekt przygotował Prezydent z urzędnikami, a radni dostali do „zaopiniowania” dokument, który po prostu mieli „klepnąć” w przedstawionej formie, lub odrzucić, co jak było z góry wiadomo (matematyka koalicyjna nie kłamie) nie mogło mieć miejsca. Poza kilkoma autopoprawkami samego Prezydenta, do budżetu nie weszło nic, co byłoby wynikiem jakiś uwag, sugestii, konsultacji czy pomysłów zgłaszanych przez radnych. Mówiąc szczerze – przyjęta procedura w zasadzie to uniemożliwia, bo każda uwaga i każda zmiana w pewnym sensie „rozwala konstrukcję budżetu”. Nawet sugestia, by pieniądze z nauki pływania dla dzieci (której nie da się zrealizować ze względu na brak czynnego basenu) zostały przeznaczone na zajęcia ruchowe innego rodzaju – przez prezydenta podsumowana została prośbą w stylu „oczywiście zmienimy to w toku prac rzeczywistych, ale w dokumencie nie można teraz mieszać, więc proszę przegłosować go w zaproponowanej przez UM formie”. Tak więc koalicja nie proponowała żadnych zmian, a drobne uwagi opozycji (m.in. o to by zdjąć sztucznie zawyżone i wzięte z księżyca kwoty budowy parkingów) przepadły w głosowaniach.

- reklama -

 

Co istotne – był to oczywiście tylko jeden z przedstawionych przez nas powodów. Poza formą (braku) pracy nad budżetem, wskazaliśmy na:

 

•brak spójności w/w budżetu ze strategiami rozwoju miasta (ja sam skupiłem się nad jego niedostosowaniem do przyjętej strategii rozwoju turystycznego)

•brak rzeczywistego wsparcia rozwoju PWSZ, której kondycja ma dla Raciborza znaczenie „strategiczne” (zgodnie ze strategią rozwoju miasta)

•nierówność traktowania poszczególnych podmiotów w dostępie do środków (jedne imprezy kulturalne muszą startować w konkursach, inne – jak „Memoriał” organizowany przez jednego z radnych koalicyjnych mają potężne środki zagwarantowane bezpośrednio w budżecie i są wyjęte spod wymogu konkurowania i rozliczania prowadzonych projektów)

•Brak jakichkolwiek inwestycji miejskich o charakterze rozwojowym (nie licząc remontów) lub mających na celu pozyskanie nowych inwestorów

•Brak rzeczywistych, a nie pozorowanych działań mających na celu powstawanie obwodnicy Raciborza

•Pasywność, zachowawczość i asekuracyjny charakter w/w budżetu

 

Pan Prezydent, najpierw zirytowany tym, że przemawiający w imieniu NaM-u Robert Myśliwy „urządza mu lekcję WOS-u”, odniósł się tylko do kilku pobocznych argumentów. Zrobił to po części na sesji, jak i po niej – udając się już tylko do mediów, które nie pofatygowały się już po komentarz opozycji. Nie ma to jak mieć ostatnie zdanie. Zrobił to niestety w sposób, który niestety już znamy z doświadczenia: nie poprzez dyskusję na argumenty, tylko poprzez technikę „a u Was murzynów biją” – czyli poprzez atak, obrażanie i działanie mające odebrać wiarygodność zgłaszającemu problem. Dzięki zwołanej przez niego konferencji prasowej raciborskie media dowiedziały się, że Robert Myśliwy najpewniej pomylił numer telefonu i zamiast zasypywać prezydenta pomysłami, chce zaistnieć poprzez krytykę w mediach., a Dawid Wacławczyk to w Radzie Miasta kot – nowicjusz, który nie umie czytać budżetu. No cóż… po raz kolejny zmarnowałem swoją niepowtarzalną szansę siedzenia cicho…

 

Ponieważ głosowanie jest za nami, budżet i tak już przeszedł głosami koalicji PO – KW Mirosława Lenka – RS 2000, sprawę można by uznać za niebyłą, wyluzować się, skoczyć na narty i przyjąć w przyszłości technikę próśb i „małych kroczków”. To zresztą będziemy na pewno sukcesywnie i w kulturalny sposób robić.

 

Moją uwagę przykuła jednak pewna niewidoczna na pierwszy rzut oka nierzetelność w przedstawianiu faktów oraz różne (u nas i u Pana Prezydenta) rozumienie słowa „partycypacja” (notabene pomylona przez niego w trakcie sesji z „pryncypialnością”) oraz „konsultacje społeczne”.

 

Przedstawiona przez nas na sesji propozycja, aby zdobyć środki zewnętrzne na powstanie raciborskiego portalu konsultacji społecznych, który rozwiązałby problem konsultacji przeprowadzanych drogą internetową i do tego robił to profesjonalnie (bo trudno konsultacjami nazywać anonimowe komentarze na istniejących forach internetowych) została zbyta stwierdzeniem, że konsultacje internetowe są zbędne, a każdy może przyjść do gabinetu Prezydenta i zgłosić swoje uwagi. Tylko radni opozycji do niego nie potrafią trafić. Dowiedzieliśmy się też, że Pan Prezydent spotyka się z różnymi mieszkańcami, przedsiębiorcami i wprowadza do budżetu wszystko, o co zostanie poproszony, a co jest możliwe ze względów finansowych. To są jego zdaniem konsultacje społeczne…

 

Byłbym tym stwierdzeniem w pełni uspokojony i głęboko usatysfakcjonowany, gdybym nie mój głos wewnętrzny i moja młoda, ale być może szwankująca już pamięć.

 

A moja pamięć, którą wsparłem w dniu dzisiejszym wyszukiwarką google, lekturą BIP-u i archiwów trzech raciborskich portali internetowych… nie podsunęła mi ani jednego momentu, w którym przedsiębiorcy albo zwykli raciborzanie zostali zaproszeni na jakieś spotkanie robocze poświęcone budżetowi, rozwojowi miasta, ustaleniu najważniejszych inwestycji. Zadzwoniłem dziś do kilkunastu znajomych osób prowadzących działalność gospodarczą, w tym do kilku takich, którzy na rynku obecni są od 10 – 15 lat i obracają sumami wielokrotnie przewyższającymi mój drobny interes. Nikt nie potrafił przypomnieć sobie takiego zaproszenia, jako wyjątek podając spotkania noworoczne z życzeniami i poczęstunkiem zamienionym w roku obecnym na lampkę szampana, soczek i kruche ciasteczka. Pytałem gastronomów, branżę turystyczną (ta brała udział w konsultacjach nad strategią rozwoju turystyki, ale nie nad budżetem), pytałem przedstawicieli prywatnej i państwowej kultury, przewoźników, producentów, rzemieślników, mechanika i przedsiębiorców z sektora tzw. „usług różnych”. Cisza. Wszyscy mamy kiepską pamięć.

 

Oczywiście Ci ludzie trafiali do gabinetu tego czy poprzedniego Prezydenta, z lepszym bądź gorszym skutkiem. Ale trafiali sami, w swoim interesie, z prywatną sprawą.

 

Chcąc oddać uczciwość – trzeba przyznać, że na kilka tygodni przed wyborami Pan Prezydent ruszył w tournee po dzielnicach. Ale chyba nikt z obecnych na spotkaniach nie miał wątpliwości, że jest to runda przedwyborcza i jest poświęcona wyborom i ew. sprawozdaniu z podejmowanych w przeszłości działań (co obrazował zamówiony zna tę okoliczność film propagandowy), a nie przyszłemu budżetowi miasta. A nawet jeśli znaleźć takie elementy – to pominięto 70% raciborzan zamieszkujących centrum miasta…

 

Nie, nie – wcale nie uważam, by Pan Prezydent kłamał. Wręcz przeciwnie – wiem, że mówił prawdę i wiem, że jego gabinet wcale nie jest zabarykadowany, (choć wiem też, że umówić się na spotkanie wcale nie jest aż tak łatwo, a umówienie nie gwarantuje jeszcze bycia przyjętym, przynajmniej nie osobiście). Pozostaje pytanie: z kim Pan Prezydent prowadzi te „konsultacje” i z jakimi przedsiębiorcami i mieszkańcami się spotyka? Tego można się po prostu domyślić. Ja domyślam się – i wcale nie traktuje tego jako zarzutu – że są to spotkania głównie z pracownikami, kolegami radnymi oraz kandydatami z list wyborczych, jakie go popierały i przedsiębiorcami, z jakimi robi interesy z racji pełnionej funkcji. Taka to praca.

 

Sęk w tym, że fakt, iż „każdy może przyjść i pogadać” nie oznacza, że prowadzone są jeszcze jakikolwiek, a na pewno nie prawidłowe „konsultacje społeczne”. Przychodzą przecież tylko wybrani – albo koledzy i znajomi, którzy czują wewnętrzny luz i nie mają oporów przez kontaktami z władzą, albo Ci którzy są najbardziej zdesperowani: mieszkańcy którym cieknie dach, przeszkadza dziura w chodniku, krzywy wjazd, nie odśnieżony chodnik, ludzie potrzebujący lub żądający pomocy etc. Przedsiębiorcy – tak, ale tylko Ci, którzy mają sprecyzowany interes: wynajęcie gruntu, obniżenie podatku, rozłożenie na raty zaległości podatkowej, czynszu, sprzedanie swojej usługi Urzędowi Miasta, rozstawienie stoisk gastronomicznych podczas miejskich imprez etc. To jednak jest lobbing i podejmowanie interwencji, a nie prowadzenie konsultacji ze społeczeństwem! Lobbingu tego nie traktuję oczywiście w kategoriach partykularyzmu i kumoterstwa, bo o to Pana Prezydenta nie śmiem i nie chcę podejrzewać! To normalny, zdrowy lobbing. Zwracam jednak uwagę, że nawet dobry i zdrowy lobbing, nie jest formą konsultacji społecznych.

 

A co nią jest? Moim zdaniem (a zdanie opieram na doświadczeniu innych samorządów, bo jestem za młody by wszystko wiedzieć samemu) konsultacjami społecznymi są: – coroczne, oficjalne i zapowiedziane z miesięcznym wyprzedzeniem spotkanie robocze (czyli takie na siedząco, ale bez koncertu i poczęstunku) z przedsiębiorcami w podziale na branże: usługi, przemysł, turystykę (w transportem i gastronomią), nieruchomości etc. Pytanie: czego potrzebujecie, czego brakuje, co możecie dać od siebie, czego oczekujecie od strony miasta?

 

– coroczne spotkania robocze z największymi grupami zawodowymi (nie tylko dyrektorami, którzy są najczęściej znajomymi i nie są obiektywni): nauczycielami, wykładowcami, lekarzami, pracownikami jednostek kulturalnych, handlowcami etc.

 

– regularne spotkania robocze z przedstawicielami III sektora

 

– profesjonalne konsultacje budżetowe (i inne, w których porusza się kluczowe inwestycje, choćby takie jak pływalnia – aquapark) otwarte dla mieszkańców. Osobno organizowane dla wszystkich mieszkańców w danej sprawie (gdzie chcemy park, gdzie chcemy basen, czy chcemy sprzedaży Placu Długosza, czy może mamy jakiś pomysł na jego zagospodarowanie), a osobno w podziale na dzielnice, gdzie załatwia się problemy lokalne.

 

Jak państwo zauważyli, kluczowymi i powtarzającymi się słowami są tutaj: regularność, wcześniejsza informacja, otwartość, zaproszenie… I tego sobie, pozostałym radnym, mieszkańcom Raciborza oraz Panu Prezydentowi życzę w toku prac nad budżetem AD 2012. Bo na ten budżet jest już za późno…

 

Dawid Wacławczyk

 

- reklama -

1 KOMENTARZ

  1. Dawid, skąd wytrzasnąłeś to zdjęcie, chyba jeszcze z podstawówki ?
    Słuchaj, radzę Ci pokory i nie wymądrzania się. Felietony zostaw rasowym dziennikarzom.
    Ty nim nie jesteś i jeszcze długo musisz się uczyć rządzenia gminą. Inaczej wypadniesz z tego towarzystwa. Wielu tzw. przyjaciół Ci zazdrości, bo to też ich zasługa a ty teraz zbierasz śmietankę . Lepiej uważaj co muwisz i piszesz.

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj