Historie raciborzan: Uzależniony od komputera

Podchody, berek, chowany, palant, dwa ognie- czy dzisiejsze dzieci znają te nazwy? Nie, one zajęte są grami komputerowymi. Dużo na ten temat wie mama Grzesia. Czytaj wywiad.

Julia Anna Pawlak: Kiedy kupiła pani komputer?

- reklama -

Mama Grzesia: Kilka lat temu. Grzesiek miał wtedy 12 lat. Bardzo chciał mieć komputer, żeby łatwiej rozwiązywało mu się zadania do szkoły. Zresztą same panie nauczycielki namawiały mnie na to. "Trzeba iść z postępem, a w internecie znajdzie pani wszystko". Nie byłam do tego zakupu szczególnie przekonana. W końcu jednak uległam.

JAP: Czy faktycznie przydał się do nauki?

MG: Na początku tak. Grzesiu często siedział i uczył się. Czasami drukował na komputerze ściągi. Nie miałam mu za złe tych ściąg, bo przynajmniej uczył się przez przepisywanie. Zakup przydał się i był dość użyteczny.

JAP: Jak zaczął się nałóg pani syna? Co miało na to wpływ?

MG: Przede wszystkim koledzy. Miał wielu kolegów. Zaczęła się era gier komputerowych. Jego koledzy przychodzili pograć, on chodził do nich. Na początku się cieszyłam. Fajnie, że w końcu poznałam   kumpli mojego syna. Mieli co robić. Śmialiśmy się razem, opowiadali mi historie jakie spotykały ich w szkole.

JAP: Kiedy zaczęło dziać się coś złego?

MG: To nie był przeskok. To była bardzo delikatna granica. Chłopaki przychodzili pograć i zaczęli się zamykać w pokoju. Grzesio mówił mi "mamo nie przeszkadzaj nam". Konkurowali między sobą. Coraz rzadziej przychodzili do nas. Grzesiu zamyka się w pokoju i grał "przez internet".

 

 

 

JAP: Byli wirtualni koledzy?

MG: Tłumaczył mi, że gra z kumplami i umawiają się na jakąś godzinę na jakiejś stronie czy coś. Nie wiedziałam dokładnie jak to działa. Zapytałam go, czemu już się nie spotykają, a on odpowiedział, że  po co mają chodzić, skoro mogą zostać w domu i grać wirtualnie.

JAP: Uwierzyła mu pani?

MG: Moje dziecko było złote. Jasne, że mu uwierzyłam. Spotkałam kiedyś w sklepie jego kolegę i zapytałam "Kto z was wygrywa?", a Kacper odpowiedział, że nie wie o czym mówię. Wytłumaczyłam, że chodzi o te gry przez internet. Powiedział mi, że już nie grają, że chodzą do innego kolegi na PlayStation.

JAP: Powiedziała pani synowi o tym, czego się pani dowiedziała?

MG: Nie. Ukrywałam to i próbowałam podejrzeć czym on się tam zajmuje. Okazało się, że gra przez internet z obcymi ludźmi w jedną i tę samą grę. Próbowałam zagadać w co gra i jakoś porozmawiać z nim. Nie dało się. Niedługo potem była wywiadówka. Nauczycielka mojego cudownego syna kazała mi zostać po lekcjach. Grzesiu nigdy nie był orłem, ale był inteligentnym dzieckiem. Powiedziała mi, że ma problemy z komunikacją, że do Grzesia mało co dociera. Opowiada tylko na przerwach o jakiejś grze i wszyscy już się z niego śmieją.

 

JAP: Pamięta pani co to była za gra?

MG: To bez różnicy. Pamiętam tylko, że na allegro któregoś razu widziałam postaci z tej gry do sprzedania. Ludzie handlowali poziomami na których byli w grze. To było całe życie mojego syna.

 

JAP: Ile Grześ przesiadywał na komputerze godzin?

MG: Mając 14 lat wracał ze szkoły koło 14-15:00 zjadał obiad i wskakiwał na komputer. Mógł go mieć włączony do 22:00. Taka była zasada. Łamał ją. Wyłączał go o 22:00, ale często słyszałam go w nocy krzyczącego, bo coś poszło mu nie tak.

 

JAP: Dlaczego pani nic nie zrobiła?

MG: Próbowałam. Kiedyś wyłączyłam mu komputer i zabrałam kabel. Wpadł w furię. Krzyczał, prosił, płakał. Zdemolował cały swój pokój.

 

JAP: Oddała mu pani kabel?

MG: Obiecał, że już nie będzie, że będzie się ograniczał. Oddałam. Która matka by nie oddała? Miałam nadzieję, że wszystko się zmieni. Nic się nie zmieniło. Zabrałam mu kabel, jak był w szkole. Udawał, że tego nie zauważył i jak poszłam spać to wykradł mi go. Zrozumiałam wtedy, że sama sobie nie dam rady. Poprosiłam o pomoc psychologa. Grzesiu chodził na terapię. Usunęłam internet z domu. Miał tylko komputer, kilka podstawowych gier i programy naukowe. W końcu daliśmy sobie z tym radę, ale 5 lat piekła miałam już w swojej głowie.

 

JAP: Jak to wygląda teraz? Ile lat ma pani syn? Wyleczył się całkowicie z nałogu?

MG: Studiuje teraz. Nie miał od tego czasu problemów. Potrafimy się z tego śmiać, ale wtedy to była prawdziwa tragedia.

 

JAP: Jak pani teraz uważa- z perspektywy czasu. Komputer to coś złego, czy dobrego?

MG: Nie jestem osobą konsekwentną. Nie potrafiłam dopilnować mojego syna. Przypuszczam, że jakby żył mój mąż, to wszystko byłoby w porządku i stanowczo kontrolowałby syna. Męża z nami nie ma i musiałam radzić sobie sama. Komputer to dobra rzecz, ale z umiarem.

 

JAP: Dziękuję bardzo za wywiad.

MG: Dziękuję.

- reklama -

1 KOMENTARZ

  1. dziwne, że kilka tygodni temu na naszym raciborzu pojawił się podobny artykuł.. albo panie redaktorki od siebie zżynają, albo nagle caly Racibórz uzalezniony jest od komputera. to chyba lekka przesada. dzisiaj tez dzieci sie bawia, wychodza na podworko…

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj