Palenie śmieci w przydomowych kotłowniach to wciąż poważny problem. Pobłażliwość dla siebie i sąsiadów palaczy to rzecz powszechna. Na egzekwowanie prawa w zakresie ochrony środowiska zwrócił uwagę Robert Myśliwy.
Radny NaM na ostatniej przypomniał komisję gospodarki sprzed dwóch lat, na której omawiane były owe kwestie. Stwierdzono wtedy, że straż miejska nie jest uprawniona do pobierania wymazów z komina, na podstawie których można by poprowadzić postępowanie karne lub nałożyć na trucicieli grzywnę. Uprawnione są do tego wyłącznie wojewódzkie stacje sanitarne.
Tak przynajmniej twierdzono jeszcze dwa lata temu. Padły wtedy przykłady niemieckich rozwiązań prawnych. Za naszą zachodnią granicą znacznie lepiej reguluje się te sprawy, nakładając na służby publiczne obowiązek dwukrotnej w ciągu roku kontroli przydomowych kotłowni. Robert Myśliwy dopytywał prezydenta, czy w ostatnim czasie uległy zmianie przepisy dające możliwość nakładania przez straż miejską mandatów za palenie śmieci? Takie praktyki stosują inne gminy w Polsce.
Prezydent przyznał, że straż miejska ma upoważnienie do wejścia do budynku, jeśli ma informację, że spalane są tam odpady. Sam podpisał stosowne upoważnienie. – Oczywiście nie mogą wejść siłą, jeśli mieszkaniec nie wpuszcza, pozostaje postępowanie mandatowe – odpowiedział dodając, iż w większości przypadków mieszkańcy wpuszczają strażników do domów. Jeśli podczas kontroli stwierdzi się w okolicach pieców ślady jakichkolwiek odpadów – czy będą to stare meble, plastik, czy płyty wiórowe – nakładany jest mandat. Są to jednak rzadkie przypadki.
Mirosław Lenk zapelował też, żeby nie wstydzić się zgłaszania odpowiednim służbom, gdy stwierdzi się, że sąsiedzi palą w piecach szkodliwe odpady. – Trzeba zwrócić sąsiadowi uwagę, że truje i siebie i innych. Jeśli nie zaprzestanie, pozostaje informacja do straży miejskiej. To nie donoszenie, ale obywatelska postawa – podsumował.
/ps/
na jakiej podstawie wystawiany jest mandat jeśli straż m. nie zostanie wpuszczona na posesję ?